Hej, cześć i czołem!
Zróbmy sobie taką małą, wpół anonimową ankietę, co Wy na to? ;) Poprosiłabym Was o wpisanie w komentarzu odpowiedzi (1,2,3,4) na naprawdę proste pytanie: Od czego zaczęliście swoją swoją przygodę z anime? Patrząc na te już bardziej świadome wybory, kiedy pojęcie to było Wam dobrze znane i to z Waszej inicjatywy sięgnęliście po jakiś tytuł, ciekawi mnie czy była to (1) seria starsza, taka np. z lat =/- 70-, 80- czy 90-tych? Z rekomendacji kolegi/koleżanki czy innego możliwego źródła postanowiliście sprawdzić swoich sił z pomocą naprawdę topowego, popularnego anime (2)? A może czysta ciekawość zaprowadziła Was w środowisko tych mniej znanych, ale wciąż całkiem nowych produkcji (3)? Inne opcje (4)? Nie będę ukrywać, że dzisiaj najbardziej interesuje mnie ilość odpowiedzi z drugim numerkiem ;) Nie musicie podawać tytułu, jeśli nie chcecie, ani rozdrabniać się na najmniejsze szczegóły (choć chętnie o nich poczytam ;)). W moim przypadku wierzę (wliczając w to moją naprawdę beznadziejną pamięć), że za swój pierwszy świadomy krok w stronę tego świata mogę uznać kontynuowanie Naruto, a później Naruto Shippuudena, które niegdyś pojawiało się na Jetixie czy innym Iksie. Wychodząc poza ten jeden tasiemiec, którego swoją drogą nadal nie skończyłam utknąwszy na fillerach bliżej finału, albo poszłam w stronę Clannadu, albo zaangażowałam się w innego tasiemca - Fairy Tail, jak na ironię również nie skończone (muszę się za to w końcu zabrać). Myślę, że spokojnie można mnie dopisać do drugiej z podanych przeze mnie opcji. Później między tytułami poruszałam się raczej w ciemno, ale poznałam dzięki temu pewien procent tych popularnych produkcji np. Another, Toradora, Kaichou wa Maid-sama, Death Note, Sword Art Online, Angel Beats!... Z czasem jednak doszłam do momentu, w którym ciężko było mi zawiesić oko na czymś konkretnym (stąd też mimo wszystko wciąż ogromne, dla niektórych pewnie niezrozumiałe braki), pamiętam też, że od oglądania zrobiłam sobie całkiem sporą przerwę (pokrywającą się z pierwszym zawieszeniem bloga). Po powrocie zajęłam się sezonami, a one już same w sobie potrafią zająć sporo czasu, choć i wśród nich znalazły się anime, które w przeciągu tych zaledwie paru lat, uznane zostały za naprawdę popularne. Tokyo Ghoul, Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu, One Punch Man, Shigatsu wa Kimi no Uso, Kiseijuu: Sei no Kakuritsu, Boku dake ga Inai Machi... Mogę powiedzieć, że przynajmniej większość topek od Lata 2014 mam za sobą i nawet z malejącym poziomem ostatnich nowości, sytuacja ta nie powinna się w najbliższym czasie zmienić. Za sobą jednak zostawiłam NAPRAWDĘ, naprawdę znane anime, które kurcze no... wypadałoby chociaż sprawdzić no nie? Przekonać się, czy wszechobecny hype jest adekwatny do jakości, a z tym to czasami bywa różnie. Dlatego po tym jakże długim wstępie, chciałabym zaprosić Was na nową, zapowiadaną serię recenzji, która dotyczyć właśnie będzie tych moich dziur, brakujących puzzli tej wielkiej układanki XXI wieku ;) Prawdopodobnie między wierszami można by ją nazwać moim osobistym festiwalem wstydu (podobnie zresztą do tych starszych, kultowych bajek), gdzie chyba nawet większość z Was, a już na pewno większość młodszych widzów będzie się zastanawiać "jak można było nie widzieć [wstaw tytuł anime]?!". A no, można było, dlatego czas nadrobić ;)
Jaki obrałam sobie system działania, bo jak to ja, jakiś system być musi. Otóż w pierwszej kolejności załatwiam to, co najbardziej kojarzę i w większości też zawsze chciałam sprawdzić (więc trochę pokrywać się to będzie z must-watch listą). Podpierając się swoją pamięcią, ale i topową listą z MALa, bo mimo wszystko pamięć to ja mam tylko do dat, materiału starczy na co najmniej kilka dobrych dziesiątek. Czy rozbiję to tak jak klasyki? Nie wiem. Jest duże prawdopodobieństwo, że częściej będę uciekać do tych +/- sprawdzonych tytułów, kiedy nowe sezony wcale nie zachwycają, ale nadal pamiętam, że reszta klasyków i Ghibli czekają na swoją kolej, także don't worry ;) Póki co celem jest pierwsza dziesiątka. Jeśli nie lubicie mieć niespodzianek i chce się Wam prowadzić mini dochodzenie, możecie spojrzeć na moją listę obejrzanych serii i listę popularnych tytułów na MALu żeby wiedzieć, czego się dokładnie spodziewać. Raczej nie chcę się ograniczać ustaloną przez nich kolejnością, więc jeśli najdzie mnie ochota na coś innego, to też się na blogu w odpowiednim czasie pojawi. Pierwsza recenzja pojawi się... Myślę, że nawet w tym tygodniu. Obecnie jestem na etapie kończenia pierwszego, ale też całkiem długiego tytułu (hinty, hinty, hinty), więc jeśli nie ogarnę się z czymś krótkim w międzyczasie, jeszcze kolejny tydzień może mi to zabrać. Poza tym oczywiście nie zapominajcie, że nadal trwa wiosenne podsumowanie, więc na pewno blog nie pozostanie pusty do tego czasu ;)
Post ten miał na celu przede wszystkim skrócenie wstępu przy pierwszej recenzji nowej serii, więc chęć napisania o czymkolwiek to tylko połowa motywacji ;) Tak czy inaczej ode mnie to już wszystko na dzisiaj, mam nadzieję, że nie zanudziłam, odpowiecie na pytanko z początku wpisu i przede wszystkim, będziecie oczekiwać kolejnych recenzji tak bardzo, albo przynajmniej porównywalnie do mnie, bo ja już naprawdę nie mogę się doczekać! Niech moc będzie z Wami!
Pozdrawiam
Kusonoki Akane