"Tales of Zestiria the X"
Data premiery: 03.07.16
Czas trwania: 13 x ok. 24 min (odc. 00 + 01-12)
Gatunek: Fantasy, Przygodowe, Akcja
Studio: ufotable
Bazuje na: Game
~Opis fabuły~
Niewielu wierzy jeszcze i pamięta o Legendzie o Pasterzu, tym, który przybył, aby zniszczyć zło i zapoczątkować czasy pokoju, tymczasem na świecie ponownie nastała ciemność, z którą ludzie nie potrafią sobie poradzić. Księżniczka stolicy Lady Lake, Alisha Diphda, swoją ostatnią nadzieję pokłada właśnie w owej legendzie. W tajemniczych ruinach spotyka ona Soreya, chłopaka, wychowującego się w wiosce Izuchi razem z Serafinami - mistycznymi istotami, niewidzialnymi dla zwykłego człowieka. Jego marzeniem jest przywrócenie czasów, gdy ludzie i serafini mogą żyć razem w pokoju.
Po raz pierwszy odwiedziwszy ludzką stolicę, staje się on świadkiem festiwalu i próby Świętego Miecza. Wedle legendy ten, kto owy, wbity głęboko w skałę miecz wydobędzie, zostanie nowym Pasterzem. Soreyowi udaje się tego dokonać i tak nadzieja na ratunek ponownie pojawia się w ludzkich sercach...
~Recenzja~
Kolejny popularny, o ile nie najpopularniejszy tytuł tego sezonu - "Tales of Zestiria the X"! Może i w grę, na której podstawie ta seria została stworzona, nie grałam, ale nie potrzebne mi to było do tego, by się nią zainteresować i uczynić jednym z moich letnich typów 2016 ;) Nareszcie dane mi było na własne oczy sprawdzić, czym to ludzie się tak zachwycają! Chyba oczywiste, że miałam w związku z tym pewne oczekiwania, prawda? A czy udało się je spełnić, cóż... Nie do końca. Zapraszam do dalszego czytania!
Recenzji tej produkcji nie mogę nie rozpocząć od odcinka specjalnego, który pojawił się w roku 2014-ym, a który ja postanowiłam obejrzeć przed ostatecznym rozpoczęciem "Tales of Zestiria: The X". "Tales of Zestiria: Doushi no Yoake", bo taki tytuł owy 45-minutowy epizod nosił, wrzuca widza do zupełnie nieznanego mu świata ludzi i serafinów, aby stopniowo wytłumaczyć mu o co się tutaj właściwie rozchodzi. Był to może nie zapierający dech w piersiach, ale ciekawy i przyjemny seans, doprawiony naprawdę cudowną muzyką i grafiką. Wierzę, że gdybym obejrzała go dużo wcześniej, z niecierpliwością oczekiwałabym rozwinięcia, który jak już wiemy, pojawił się dopiero niecałe dwa lata później, w postaci "Tales of Zestiria the X". Co więcej, ponieważ główna seria poprzedzona została odcinkiem zerowym ("Saiyaku no Jidai" - ponieważ pojawił się on w dniu premiery, postanowiłam mimo wszystko wliczyć go do wszystkich epizodów "the X", a nie rozdzielać je, tak jak możecie to zobaczyć na MALu), w którym twórcy ponownie wrzucają widza na tak zwaną głęboką wodę, niczego nie wyjaśniając, wydało mi się naprawdę dobrym pomysłem zapoznanie się wcześniej z "Doushi no Yoake", dzięki któremu po prostu więcej ogarniałam (w wakacje, kiedy seria się dopiero rozpoczynała, obejrzałam prolog z wiedzą praktycznie znikomą i faktycznie trochę się w tym całym chaosie gubiłam). Tym czasem okazało się, że w głównej serii otrzymamy powtórkę z rozrywki. Odcinek specjalny wpleciony został w "the X" i z początku moja reakcja na takie rozwiązanie była jak najbardziej pozytywna. Myślałam sobie "O jak fajnie! Teraz wiemy skąd Alisha wzięła się w ruinach!", ale po pewnym czasie okazało się, że wersja "główna" nie wiele ma wspólnego z tą pierwszą. Mam mieszane uczucia w tej kwestii, bo po pierwsze: bardziej podobało mi się przedstawienie tego w specjalu i po drugie: nie oczekiwałam, że zmiany dotkną nawet charakteru jednej z głównych postaci, czyli Alishii. W "Doushi no Yoake" wiedzieliśmy o niej mniej, ale jej wiara w legendę była bardziej stała i zdecydowana. W "the X", prawdopodobnie przez wydarzenia wcześniejsze, jej postanowienia miotały się między "wierzę/nie wierzę" i image silnej księżniczki, którym potraktowano nas w prologu, gdzieś zniknął. Niby jest to zrozumiałe i może też bardziej pasowało do całości, ale irytujące było jej niezdecydowanie, kiedy w jednej chwili mówiła coś o nieistnieniu serafinów, a później beształa Soreya za to, że wciska jej kity, że żadne z nich za nimi nie stoi. Z drugiej strony nie twierdzę tez, że autorzy powinni punkt w punkt powtórzyć odcinek specjalny (który straciłby przez to na znaczeniu już całkowicie), ale jak na mój gust, pozmieniali zbyt wiele.
Pozwólcie, że zakończę już moje rozważania na temat "Doushi no Yoake" i przejdę do bohaterów, skoro co nieco o nich wspomniałam ;) Zacznijmy od Alishii, bo ją w "the X" poznajemy jako pierwszą. Ostatnimi czasy lamenty odnoście głupich sierotek księżniczek najwyraźniej dotarły do twórców anime, bo coraz więcej silnych charakterów się u postaci tego typu pojawia, przez co też, obraz taki nie jest już w żadnym topniu czymś nowym i oryginalnym. I to samo można powiedzieć o Alishii Diphdzie. Bardzo powtarzalna bohaterka, która nie zaprezentowała sobą nic nowego, ba, stwierdzę nawet, że wśród księżniczek strong-woman i tak pozostaje w przeciętnym szeregu. Sorey. Nawet nie wiecie jak ucieszyłam się, słysząc Kimurę Ryouheia podkładającego mu głos! Ale do rzeczy. Sorey do złudzenia swoim charakterem przypominał mi Uzumaki Naruto. Dobry, chętny do pomocy każdemu, pomimo przeciwności losu dalej brnie do celu i tak dalej i tak dalej. Nic nowego. Postać jak najbardziej pozytywna, ale znajdziecie ją w masie innych serii. I szczerze mówiąc mogłabym to samo powiedzieć o reszcie pojawiających się w "Tales of Zestiria the X" bohaterach. Dosłownie zero oryginalności. Nie twierdzę, że nie można ich polubić. Choć ja nie żywię do nich jakiejś specjalnej sympatii, najwyraźniej wyczerpując limit dla innych tego typu postaci, zdecydowanie najbardziej uderzyło we mnie to, jak bardzo powtarzalne to wszystko się wydało. Łącznie z fabułą. "Tales of Zestiria the X", przeciwnie do tego co mogło się wydawać, nie jest wcale tak specjalnym i nowym tworem, jaki twórcy fantasy chcieli nam prawdopodobnie zaprezentować. Zgodzę się, że świat przedstawiony jest złożony. Ten cały świat serafinów, legenda i tak dalej... Naprawdę widać, że ktoś nad stworzeniem tego pracował, ale mimo wszystko czuję się mocno zawiedziona. Oczekiwałam zdecydowanie więcej przygody, zdecydowanie więcej wyjątkowości w oglądanej historii. Chciałam pochwalić ten tytuł za to, że nie tylko wygląda, do czego dojdę, ale także prezentuje wciągającą, bajkową wręcz historię. Nie było źle, ale przyznam się, że mój zapał znikał wraz z kolejnymi odcinkami. Kolejnym elementem, który trochę mi przeszkadzał to nie wyjaśnianie niektórych kwestii, albo nawet ich pomijanie. Z tym pierwszym problem był taki, że na tak złożony świat mimo wszystko przydałoby się jakieś wytłumaczenie może i drobnych, ale całkiem istotnych szczegółów. Nagle się pojawiają i widz musi to przyjąć nie do końca prawdopodobnie zdając sobie sprawę po co i dlaczego, ewentualnie dostać jakieś hinty w późniejszym czasie. Kontrakt z serafinem można podpisać tylko przez znanie jego prawdziwego imienia? Super, szkoda, że wyszło to dopiero za trzecim razem. I czym do cholery jest ten cały Pakt Giermka z ostatniego odcinka?! O takie szczegóły mi chodzi. Może to tylko ja, ale nie lubię oglądać czegoś by po chwili zastanawiać się o co chodzi, nawet jeśli taki początek bardzo fajnie mimo wszystko twórcom wyszedł. Kwestia pomijania prawdopodobnie połączona była z tym, jak szybko czasami fabuła parła do przodu. W szczególności zabrakło mi jakiegoś bardziej widocznego rozwoju Soreya jako Pasterza. Zdecydowanie zbyt łatwo mu to idzie ;) Nie rozumiem też jakby na siłę wciśnięcia na koniec postaci Lorda Nieszczęścia, tak za przeproszeniem z dupy. Niby jakoś trzeba było zakończyć ten pierwszy sezon (drugi zapowiedziany na sezon zimowy), ale coś mi tu nie zagrało. Szczerze mówiąc dużo takich nieścisłości doświadczyłam podczas oglądania "Tales of Zestiria the X" (jak na serię, która nie pokazała sobą nic wielce nowego), ale chyba największy poziom zdezorientowania pojawił się w odcinku 5 i 6, kiedy to akcja kompletnie przeniosła się gdzieś indziej. Na początku myślałam, że po prostu poznajemy historię z nowego punktu i byłam wręcz zdumiona jak bardzo złożony świat tej serii jest, nawet jeśli mogłoby to być już trochę zbyt dużo. Ale wow! Ktoś miał naprawdę ogromną wyobraźnie, skoro wcisnął w fantasy o pasterzu jeszcze magów, pożeraczy demonów i religijne konflikty! A tu nie... Naprawdę nie rozumiem co na celu miało włączanie do "Tales of Zestiria the X" dwóch epizodów z jakiegoś "Tales of Berseria", które nie mają ze sobą nic wspólnego fabularnie. Od tego są odcinki specjalne, ONA tudziez OVA! Może i było to całkiem niezłe (ponownie wrzucono widza w sam środek akcji), ale chyba coś się twórcom pomyliło. Ma ktoś może jakieś dobre wytłumaczenie na to wszystko? Nie żebym jakkolwiek zaakceptowała fakt, że dwa odcinki zostały zabrane dla czegoś takiego... Endingi miało bardzo dobre ("White Light" - Superfly, "BURN" - Flow), ale mimo to wielki minus dla twórców.
Przykro mi to mówić, ale 70% (o ile nie więcej) "sukcesu" "Tales of Zestiria the X" zawdzięczać można kwestiom technicznym. Grafika to istne arcydzieło! Niewiele tytułów blisko było takiego poziomu, jakim ufotable nas tutaj poczęstowało i też niewiele tytułów osiągnie taki poziom w najbliższym czasie. Były całe serie w 3D, były zapierające dech w piersiach tradycyjne anime 2D, ale "Tales of Zestiria the X" wskoczyło na zupełnie nowy poziom, doskonale radząc sobie na obu frontach. Tła, efekty specjalne, animacje, postaci, kolory... Cudo. Może ze trzy razy coś przykuło moją uwagę nie do końca w tym pozytywnym aspekcie, ale to były tak drobne szczegóły, że zginęły na tle świetnej całości. Nie sądzę by jakiekolwiek z pozostałych mi jeszcze serii sezonu letniego pobiły ten wynik i gdybym mogła, dałabym tej serii 6/5 punktów. Soundtrack jest równie świetny. Budujący napięcie i klimat, z dużą ilością donośnych i podniosłych melodii - tak jak lubię :) W tym przypadku mimo wszystko musiałabym sprawdzić, czy zasługuje na miano najlepszego w tym sezonie, ale nie ma innej opcji, jak brać go wówczas pod uwagę! Mimo wszystko muzyce znacznie trudniej jest dokonać tego, czego dokonała tutaj grafika. Przykro mi TK (>>recenzja "91 Days"<<), ale masz konkurenta ;) Opening "Kaze no Uta" w wykonaniu FLOW okropnie przypadł mi do gustu. Ending ("calling") zresztą podobnie, nie mówiąc już o tym, że naprawdę lubię wokal fhany. Nie mam żadnych zastrzeżeń w tych kwestiach jeśli chodzi o "Tales of Zestiria the X" i myślę, że spokojnie wspomnę o tym również w końcowym podsumowaniu sezonu ;)
~Podsumowanie~
Pomimo świetnej techniki, "Tales of Zestiria the X" mnie rozczarowało. Gdyby grafika i muzyka były na nieco gorszym poziomie, naprawdę musiałabym się zastanowić, czym się tutaj zachwycać. Fabularnie jest to seria dość przeciętna, bynajmniej mnie nie zaskoczyła niczym nowym i specjalnym, a przecież tego oczekiwałam. Zwykłe fantasy... Z drugiej strony naprawdę chętnie zagrałabym w grę i może tutaj tkwi problem - czy "Tales of Zestiria" nie powinno zostać tylko i wyłącznie w tej dziedzinie, bez tworzenia anime? Moje zdanie na ten temat na pewno sami możecie określić po dzisiejszej recenzji, proszę jednak o zrozumienie. Żyjemy w świecie, gdzie każdy ma prawo do własnego zdania i tym bardziej, nie każdemu musi podobać się to samo. Doskonale oddają to chociażby takie serie jak "Sword Art Online" czy "Shingeki no Kyojin". Myślicie inaczej niż ja? Naprawdę się cieszę! Napiszcie mi o Waszym punkcie widzenia w komentarzu, chętnie dowiem się o tym, co Wy na ten temat myślicie :) Proszę tylko o jedno. Bądźmy wyrozumiali. A czy warto obejrzeć "Tales of Zestiria the X"? Dla grafiki i muzyki na pewno! Dla fabuły i bohaterów... może bez zbędnych oczekiwań, ewentualnie, jeśli w świecie anime jesteście nowi i nie widzieliście zbyt wielu produkcji.
Fabuła: 1,5/5
Bohaterowie: 0/5
Grafika: 5/5
Muzyka: 5/5
Ocena ogólna: 2,5/5
Ocena końcowa: 5,6/10
A Wy co sądzicie o "Tales of Zestiria the X"?
Pozdrawiam
Kusonoki Akane
Chociaż ToZ absolutnie uwielbiam to zgadzam się z tym, że to anime to tylko muzyka i animacja. Op i ed są wspaniałe, a fakt wykorzystania OSTu z gry był najlepszym rozważaniem na jaki twórcy wpadli, bo jest genialny. W anime chyba najbardziej zniszczyli właśnie charakter bohaterów, za dużo przedramatyzowanych scen, za mało humoru, który był nieodłączną częścią gry. Szczególnie ubolewam nad Mikleo i Edną, bo nie zostali zbyt dobrze odtworzeni w animacji. Jako że znam grę to anime oglądało mi się dobrze, bo jednak historia momentami w znacznym stopniu różni się od pierwowzoru, ale ostatecznie wolę grę.
OdpowiedzUsuńCo do niedopowiedzianych kwestii to ogólnie cała seria gier Tales of jest właśnie trochę w tym stylu. Nawet jeżeli dostajemy jakieś odpowiedzi i wskazówki to często nie są one do końca podane na tacy stąd tworzy się wiele historii spiskowych. W Zestirii na ten fakt wpłynęło jeszcze to, że łączy się z Tales of Berseria i twórcy nie chcieli wyjaśniać wszystkich kwestii. Kolejną kwestią jest też to, że to co Japończycy rozumieją od razu, po jednej kwestii, bo ma swoje podstawy w ich kulturze, nie zawsze jest takie zrozumiałe dla nas, ostatnio coraz częściej się o tym przekonuję i zauważam, że w anime też często się to zdarza. Przy czym ciężko mi bronić tę animację na tym polu, bo jak mówię, znam grę, więc wszystkie wyjaśnienia mam już za sobą i nie wiem, czy po samym anime bym je zrozumiała czy nie. ^^"
https://twitter.com/bakatab
Bardzo dziękuję za Twój komentarz :)
UsuńNiestety anime to nie gra i tak jak wierzę, że w grze niektóre niedopowiedzenia sprawiają, ze gracz chce je jak najszybciej na własną rękę poznać i rozwiązać, tak w ekranizacjach niestety nie wychodzi to już tak samo, bo jesteśmy zależni od twórców i tego jak to przedstawią. Oczywiście nie chodziło mi też o takie konkretne spiski, bo rozumiem, że gdyby twórcy wszystko odkryli od razu nie byłoby tak fajnie, poza tym sam początek i charakter rozbudowywania historii był naprawdę ok. Problem mam właśnie z takimi drobnymi szczegółami, nie do końca dotyczącymi tych właśnie "teorii spiskowych". Takie jest moje zdanie. Do tych kwestii szybciej rozumianych o Japończyków nie mam się już niestety jak odnieść ;)
Z "Tales of Bestiria" było podobnie - nie sprawdziło się w anime, takie wrzucone w samym środku fabuły. Może twórcy założyli, że ci, którzy będą oglądać ToZ, będą mieli za sobą już grę, no ale to jest podejście nie do końca poprawne i stąd też taka moja ocena, a nie inna.