"WRAZ Z ROZPOCZĘCIEM NOWEGO ROKU, ALBO MOŻE JUŻ NAWET POD KONIEC ROKU POPRZEDNIEGO POWIEDZIAŁAM SOBIE, ŻE CZAS PÓJŚĆ DO PRZODU.
Jeśli chodzi o uczucia i emocje, jestem osobą dość skrytą, tak samo jak nie przepadam za otwartym pokazywaniem swoich słabości i zazwyczaj staram się o nich nie mówić. Przecież świat i ludzie zmagają się z dużo poważniejszymi problemami niż moje i nie mam prawa narzekać, kiedy przez cały ten czas żyję sobie w spokoju, nie brakuje mi jedzenia, ciepła rodzinnego, pieniędzy, znajomych, nie choruję na żadną poważną chorobę i tak dalej, i tak dalej. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, tym bardziej nie chcę, żeby ktokolwiek pomyślał, że poszukuję współczucia lub moim celem jest zrobienie z siebie ofiary. Gdyby tak było, już dawno post tego typu pojawiłby się gdzieś w internecie i nie miałabym problemu ze zbyt emocjonalnym czy depresyjnym wydźwiękiem, jakiego nabywała każda moja próba zmierzenia się z ową sytuacją. Jak już pisałam, naprawdę nie była ona na tyle poważna… Ale czy na pewno? Miałam bardzo dużo czasu by sobie to wszystko dobrze przemyśleć. Pewnego wieczoru doszłam do wniosku, że może i są ludzie, którzy każdego dnia cierpią bardziej z powodów, które mnie nigdy nie dotknęły i o których nie mam pojęcia, więc może też wyjdę na ich tle jak jakiś bachor, który nie docenia tego co ma i przejmuje się jakimiś błahostkami. Nie zmienia to jednak faktu, że myśląc o ostatnich latach czuję żal, nie jestem w stanie spojrzeć na nie jak na wspomnienia pełne szczęścia i beztroski, a właściwie to niewiele z nich pamiętam, bo po części nieświadomie siedziałam na tyłku w miejscu, które z perspektywy dnia dzisiejszego jest okropnie ponure, wręcz niebezpieczne"...
Ciąg dalszy na:
Odważna decyzja, miejmy nadzieję, że długotrwała. Każdego zainteresowanego, ciekawego niektórych odpowiedzi zapraszam!
Ola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz