2015-07-19

037. "Dungeon ni Deai wo no Motomeru no wa Machigatteiru darou ka?", czyli wiosennego podsumowania cz.I

"Dungeon ni Deai wo no Motomeru no wa Machigatteiru darou ka?"

Data premiery: 03.04.2015
Czas trwania: 13 x ok. 24 min
Gatunek: Akcja, Przygodowe, Fantasy, Komedia, Romans, Harem
Studio: J.C.Staff
Bazuje na: Light novel

~Opis fabuły~
Dawno, dawno temu, bogowie zstąpili na ziemię i podjęli decyzję o zamieszkaniu wśród jej mieszkańców. Wyrzekli się swoich mocy, oferując ludziom siłę, pozwalającą im na walkę z potworami i czyniąc ich tym samym członkami swoich Familii. W mieście Orario, gdzie wznosi się ogromny loch przepełniony przeróżnymi monstrami, mieszka Bell Cranel, początkujący poszukiwacz przygód i jedyny członek rodziny Bogini Hestii. Podczas jednej ze swoich wypraw, na piątym poziomie lochu, zostaje on zaatakowany przez Minotaura. Nie mając z nim jednak żadnych szans, będąc bliskim śmierci, z opresji ratuje go blondwłosa piękność, mistrzyni miecza uważana za najsilniejszą kobietę w Orario - Aiz Wallenstein, w której chłopak zakochuje się od pierwszego wejrzenia i pragnie jak najszybciej dorównać jej sile i wielkości...





~Recenzja~
Trochę sobie od pisania recenzji odpoczęłam, ale nie zwalniamy i ruszamy z kolejnym podsumowaniem ;) Pozwólcie, że rozpoczniemy je od czegoś przyjemnego, a "Dungeon ni Deai wo no Motomeru no wa Machigatteiru darou ka?" z całą pewnością do owych serii zaliczyć można, a nawet i trzeba. Zastanawiacie się pewnie, co ten długi tytuł może oznaczać... Otóż w wolnym tłumaczeniu "DanMachi" (pozwólcie, że owym skrótem będę się w dzisiejszej recenzji posługiwać) oznacza nic innego jak "Czy to źle próbować poderwać dziewczyny w lochach?" i choć brzmi to jak komedyjka pełna haremu, ecchi i głupawych sytuacji w otoczeniu fantasy, warto zaryzykować i sprawdzić, co owa seria skrywa w środku w rzeczywistości. Sama miałam pewne obawy, a jak! Autorzy nie szczędzili zachwytów w stronę krągłości Hestii, a i niewielki harem miał tutaj swoje miejsce... Mimo to jestem przekonana, że nie oglądając "DanMachi" mogłabym naprawdę wiele stracić i mam nadzieję, że dzisiejszą recenzją, uda mi się zachęcić tych z Was, którzy po niego jeszcze nie sięgnęli ;) Zapraszam do dalszego czytania!


W odróżnieniu od "SAO", czy innych anime traktujących o wirtualnym świecie w grach fantasy, w "DanMachi" nie ma żadnej wzmianki o nowoczesnej technologii czy MMORPG, VRMMORPG i tego typu sieciówkach. A dlaczego o tym wspominam? A no dlatego, że bardzo łatwo tutaj o owe skojarzenie, z tą różnicą, że historia ta sama w sobie jest jakby grą w prawdziwym życiu, gdzie również wbija się levele, schodzi do coraz niższych poziomów lochu czy dropi różne przedmioty. Zajmujących się tym osobami nazywa się Poszukiwaczami Przygód i nasz główny bohater, jak już mogliście przeczytać w opisie fabuły, próbuje swoich sił w owym zawodzie. Cóż... Nie można powiedzieć, że idzie mu doskonale, a sławę zyskuje nie odważnymi czynami, a owym incydentem z Minotaurem, z którego uratować go musiała słynna Aiz Wallenstain. Bell Cranel nie wydaje się tym jakoś specjalnie przejmować. Jest pozytywnym, zmotywowanym do działania chłopakiem, który po znalezieniu swojego celu, stara się go jak najszybciej osiągnąć. Oczywiście celem jego jest dorównanie potężnej Aiz, która nie bez powodu uważana jest za Księżniczkę Miecza. Kolejną ważną bohaterką dla rozwoju naszej fabuły jest Hestia, bogini, do której rodziny należy Bell. I tylko Bell, ale nie wygląda na to, by wielce jej to przeszkadzało ;) Oboje klepią biedę, mieszkają w podupadającej świątyni, a mimo to szczęścia im nie brakuje. Hestia bowiem jest zakochana w swoim białowłosym podopiecznym i ponad wszystko kibicuje mu w zdobywaniu siły. Jako matka rodziny, odpowiedzialna jest także o aktualizowanie jego statusu (poziomy siły, umiejętności, levela...). Wtedy też odkrywa, że Bell posiada pewną umiejętność, która przyspiesza i zwiększa zdobywane przez niego doświadczenie... I tak właśnie rozpoczyna się ta, trzynastoodcinkowa historia :) Oczywiście to nie są wszyscy bohaterowie, z którymi będziemy mieli w "DanMachi" styczność. Z czasem przyjdzie widzowi poznać małą Lilirucę Erde, płatnerza (czy kowala) Welf Crozzo, bogini kowal Hephaistos i wiele, wiele innych postaci, mniej lub bardziej wpływających na przebieg fabuły. Pomimo tego, że nie wychodzą oni poza pewne, narzucone już wielokrotnie w tego typu seriach schematy, a i autorzy nie poświęcili wiele czasu ich przeszłości pozwalającej na ich głębsze rozwinięcie, tworzą oni naprawdę sympatyczną i przyjemną grupkę bohaterów. Myślę, że Bella i Hestii naprawdę ciężko jest nie polubić, czy to razem czy osobno ;) Z chęcią poznałabym też trochę więcej szczegółów na temat Aiz, bo choć jej osoba miała duży wpływ na fabułę, o niej samej widz niewiele miał okazję się dowiedzieć, a i autorzy pozostawili nas z kilkoma niewiadomymi odnoście postaci Welfa czy pewnego, poznanego w ostatnich odcinkach, boga. Tak więc materiału na drugi sezon na pewno nie brakuje i sama chętnie obejrzałabym kolejną dawkę przygód Bella i jego drużyny ;)


Przyjemne serie to w dużej mierze takie, które nie wymagają wysilania szarych komórek do zrozumienia fabuły i akcji. "DanMachi" z całą pewnością do tej grupy się zalicza ;) Historia w nim przedstawiona nie była ani skomplikowana, ani wielce wymyślna i tak samo jak bohaterowie, nie uciekała daleko od znanych schematów i podstaw. Prosty, lekki pomysł, bez zbędnych nad wyraz oryginalnych idei - jak zwyczajnie by to nie brzmiało, anime mimo wszystko zdołało mnie zainteresować swoją sympatyczną i zabawną fabułą. Wśród tak wielu powalonych do granic możliwości czy graniczących z dobrym smakiem tytułów, takie niezobowiązujące serie stają się ukojeniem, które o dziwo doskonale działają i umilają czas ;) Harem i ecchi jakie doświadczyć możemy w "DanMachi" nie stwarza wówczas żadnego problemu, choć oczywiście, dla mnie ten drugi gatunek mógłby w ogóle nie istnieć. No, ale na czymś te serie muszą się promować, a na czym innym jak nie na chwytliwym tytule, cyckach i grupce wiernych adoratorek ;) Podejrzewam, że również obecność Yoshitsugu Matsuoki nie okaże się dla nikogo wielkim zaskoczeniem. Dam sobie rękę uciąć, że przynajmniej dwa razy na sezon słyszę jego głos w tego typu seriach, ale tym razem bez wielkiego narzekania naprawdę spodobała mi się jego praca. 


Grafika "DanMachi" jest schludna, przyjemna dla oka i idealnie pasująca do charakteru serii. Najbardziej jednak chciałabym autorów pochwalić za sceny walk, bo one zawsze przykuwają moją uwagę najbardziej, a te okazały się być płynne i rozbudowane, przy okazji nie gubiąc przy tym szczegółów. Tak samo jak animacje. Jednak czy uznałabym to za ideał? No nie. Tak samo jak bohaterowie i fabuła, kreska nie jest niczym niezwykłym. Wygląda ładnie, daje radę, ale mimo wszystko nie jest to to, co podbiłoby moje serce. Czego nie mogłabym powiedzieć o soundtracku ;) Z owym kompozytorem, Inai Kenjim, nigdy wcześniej nie miałam styczności, ale myślę, że warto będzie jego nazwisko zapamiętać - na przyszłość. Wielokrotnie podczas oglądania zachwycałam się ślicznymi melodiami i tylko czekałam, by móc przesłuchać owy soundtrack w całości. Co prawda póki co wydany został tylko Vol.1 (hmm... może z Vol.2 autorzy czekają do drugiego sezonu...? ;)), ale to nie problem. OST "DanMachi" bardzo mi się podoba i na pewno miło sobie go będę wspominać. No, ale co to by było za anime bez openingów i endingów? ;) Piosenką początkową zajęła się Yuka Iguchi w utworze "Hey World", natomiast końcową Kanon Wakeshima z kawałkiem "RIGHT LIGHT RISE". Obie pioseneczki bardzo pasujące do tego typu serii, jednak niestety nie bardzo odpowiadające moim gustom. Posłuchać można było, ale raz w tygodniu mi zdecydowanie wystarczył ;)


~Podsumowanie~
"Dungeon ni Deai wo no Motomeru no wa Machigatteiru darou ka?" jest serią godną polecenia każdemu, kto nie szuka niczego specjalnego, ale zależy mu na przyjemnie spędzonym czasie nad niedługą, niezobowiązującą i sympatyczną fabułą :) Produkcja, pomimo swojej prostoty, nie powinna wówczas posiadać wielu rażących w oczy minusów. Osobiście jestem naprawdę mile zaskoczona i cieszę się, że "DanMachi" znalazło się na mojej wiosennej liście. Nie jest to anime godne pierwszego miejsca w końcowym rankingu, ale hej - nie od wszystkich tytułów trzeba od razu tego oczekiwać, prawda? A zazwyczaj tam gdzie się tego najmniej spodziewamy, możemy znaleźć coś naprawdę dobrego i tym pełnym nadziei zdaniem, zakończę dzisiejszą i pierwszą recenzję wiosennego podsumowania :) Chętnie poznam Waszą opinię na temat tej serii i kto wie, może kiedyś przyjdzie mi wypowiadać się na temat jego kontynuacji...? 

Fabuła: 3,5/5
Bohaterowie: 3/5
Grafika: 4/5
Muzyka: 4,5/5
Ocena ogólna: 4/5

Ocena końcowa:  7,6/10
A Wy co sądzicie o "Dungeon ni Deai wo no Motomeru no wa Machigatteiru darou ka?"?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

4 komentarze:

  1. Nie no, po prostu nie dla mnie. Czytam o tych wszystkich postaciach i mnie odrzuca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podejrzewam, że jak sama obejrzę to dam znać jeszcze na ile wyceniam to anime. Podobno jest całkiem zabawne, a komedyjki zawsze się lekko ogląda, więc powinno być okej :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ode mnie 7 dla tej bardzo sympatycznej serii. Ogólnie kocham fantasy, więc już klimatycznie bardzo mi przypasowało + nie spodziewałam się, że Hestia będzie tak świetnie wykreowaną bohaterką i skradnie moje serce. xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi bardzo podoba się wizualnie ta czarnowłosa bohaterka, więc serię mam w planach. Jeszcze tylko potrzebuję ochoty i wolnego czasu. xD

    OdpowiedzUsuń