2015-05-03

027. "Tokyo Ghoul√A", czyli zimowego podsumowania cz.I

Recenzja może zawierać spoilery odnośnie poprzednich sezonów!
"Tokyo Ghoul√A"
Data premiery: 08.01.2015
Czas trwania: 12 x ok. 24 min
Gatunek: Horror, Akcja, Dramat, Fantasy
Studio: Studio Pierrot

~Opis fabuły~
Trwa walka pomiędzy siłami CCG, a organizacją Aogiri w 11. dzielnicy i tym samym - próba odbicia Kanekiego z rąk ghoula Jasona przez grupę z Anteiku. Nikt z nich bowiem nie wiedział, że Kaneki pokonał już swojego przeciwnika i uciekł z miejsca, w którym go przetrzymywano. Po skończonym pojedynku, Kaneki spotkawszy się z Touką informuje ją, że nie zamierza wrócić razem z nimi do Anteiku, a zamiast tego, z niewiadomym jej przyczyn, postanawia dołączyć do szeregów Aogiri...




~Recenzja~
Choć miałam już wcześniej okazję pisać posta na temat kontynuacji jakiegoś tytułu, od czasu wznowienia działalności My Opinion nie pojawiły się jeszcze takie, w których mogłabym się odnieść do notki poświęconej ich wcześniejszym częściom. Dzisiaj jednak nadszedł czas na ten przełomowy moment, który wraz z zaszczytem otwierania trzeciej serii recenzji na tym blogu - zimowego podsumowania roku 2014/2015 - przypada drugiemu sezonowi popularnego tytułu, "Tokyo Ghoul√A" ;) Jak może pamiętacie (a jeśli nie - wyżej podałam linka do owej recenzji ;)), moja opinia o "Tokyo Ghoul" nie była zła i choć tytułowi temu sporo brakowało do ideału, bardzo miło wspominałam, i nadal wspominam,  sobie te dwanaście, naprawdę ciekawych odcinków. Po świetnym zakończeniu nie sposób było nie wyczekiwać zimowego sezonu i ponownego zagłębienia się w historii naszego głównego bohatera, więc spróbujcie sobie wyobrazić z jak wielką ekscytacją, wieczorem 8-ego stycznia, po powrocie ze szkoły usiadłam przed ekranem i włączyłam pierwszy odcinek "Tokyo Ghoul√A". I wiecie co wtedy? Tak słabego rozpoczęcia kontynuacji, to ja chyba jeszcze nigdy nie widziałam...

...Ale najpierw, zanim opowiem Wam szczegóły mojego rozczarowania, przypomnijmy sobie naszych głównych bohaterów ;) Oczywiście Kaneki. Doskonale wszystkim znany z pierwszego sezonu anime, a jeśli nie anime, to mangi. Student, który w wyniku wypadku i późniejszej transplantacji organów wewnętrznych w celu ratowania życia, stał się pół człowiekiem, pół ghoulem. Pamiętamy go jako spokojnego, sympatycznego i wstrzymującego się od zjadania ludzi chłopaka, który spotykając na swojej drodze ghouli takich jak Kirishimę Toukę czy Yoshimurę, rozpoczyna pracę w małej kawiarence Anteiku, gdzie znajduje schronienie i przyzwyczaja do nowego życia. Pierwszy sezon, ku mojemu zadowoleniu, kończy się diametralną zmianą Kanekiego i wcale nie chodzi mi tutaj o zmianę koloru włosów z czarnego na biały ;) Właśnie ten element tak bardzo kazał mi oczekiwać na kontynuację, gdyż miałam nie małe nadzieje na zobaczenie "nowego" i bardziej brutalnego głównego bohatera w akcji. Cóż... Nie była to przemiana, która w 100% poszła w wymarzonym przeze mnie kierunku, ale fakt faktem była ona zauważalna, a dołączenie Kanekiego do Aogiri naprawdę mnie zaskoczyło. Wtedy pojawiło się pytanie "Po co?", jednak nawet po obejrzeniu tych dwunastu odcinków nie jestem pewna, czy aby na pewno otrzymałam na nie odpowiedź (Wydaje mi się, że odpowiedzi trzeba szukać w ostatnim odcinku pierwszego sezonu...). Ale spokojnie. Zamierzam w najbliższym czasie ponownie przyjrzeć się całej serii "Tokyo Ghoul", więc jeśli ze 100% skupieniem nadal nie ogarnę niektórych, nurtujących mnie także w pierwszy sezonie szczegółów, będzie to wystarczającym dowodem na to, że anime to faktycznie posiada pewne dziury w fabule. A później zostanie mi już tylko przeczytanie mangi, do czego też powoli zaczynam się przygotowywać ;) Ale wróćmy do Kanekiego! W tej wersji spodobał mi się zdecydowanie bardziej. Nie był już taką ciepłą kluchą jak na początku i myślę, że dosłownie wszystkiego można się było po nim od tego momentu spodziewać. Jakby to ująć... Kiedy pojawiał się w ekranie, anime od razu wydawało się ciekawsze ;) Oczywiście to nie tak, że reszta bohaterów była mało interesująca. Dowiedzieliśmy się więcej o panu Yoshimurze i Juzo, ponownie śledziliśmy poczynania Koutarou Amona (poważnie... jego brwi rozbrajały mnie za każdym razem jak je widziałam XD), a i Hide wyszedł z cienia i odegrał bardzo ważną rolę w rozgrywającej się akcji. W porównaniu do sezonu pierwszego zdecydowanie mniej czasu spędziliśmy w Anteiku, a dużo bardziej skupiliśmy nasza uwagę na CCG czy Aogiri. Nie to żebym jakoś na ten fakt wielce narzekała, ale myślałam, że przynajmniej ze strony Touki (choć nie lubię jej jeszcze bardziej niż wcześniej...) poczynione będą jakieś większe działania w stosunku do odejścia Kanekiego... Jedynie Tsukiyama się w tej kwestii jakoś specjalnie wykazał, ale kurczę... Dziwakiem to on był i już chyba na zawsze pozostanie ;) Więc! Drugie sezony są o tyle fajne, że dzięki nim możemy bliżej poznać te postaci, o których nie wiemy teoretycznie nic i w tej kwestii "Tokyo Ghoul√A" zdecydowanie sobie poradziło. Główny bohater po zmianie? Jak dla mnie bomba i co więcej - wydał mi się bardziej konkretny niż aniołek Kaneki w sezonie pierwszym, nawet jeśli ostatecznie nie możemy o nim powiedzieć zbyt wiele. Otoczmy go tajemnicą to ciekawiej będzie się oglądało! Nie wiem czy autorzy wyszli właśnie z takiego założenia, ale w moim przypadku się to jak najbardziej sprawdziło ;) No i ponownie nie mogę doczekać się kolejnej części - o ile takowa w ogóle się pojawi...


Teraz czas na wyjaśnienie mojego zawodu, na którym skończyłam wstęp do dzisiejszej recenzji ;) Kiedy czeka się na kontynuację jakiegoś anime, ma się prawo oczekiwać na nawet drobne poprawki w stosunku do poprzedniego sezonu, a jeśli nie, to przynajmniej pierwszy odcinek powinien wywoływać u widza jakieś pozytywne "WOW". Takie jest moje zdanie, możecie się z nim nie zgodzić, ale bądź co bądź, byłam naprawdę rozczarowana po obejrzeniu pierwszych ok. 24-ech minut "Tokyo Ghoul√A". Dlaczego? Zacznijmy od tego, że nie wyglądało to wcale jak "nowy sezon". Kontynuację fabuły urwanej poprzednio w pewnym momencie rozumiem - jest to jak najbardziej normalny zabieg i chyba nikt nie powinien być nim wielce zaskoczony. Szkoda tylko, że wyglądało to tak jakbyśmy w ogóle nie czekali na nią około cztery miesiące, a pierwszy odcinek "Tokyo Ghoul√A" okazał się trzynastym odcinkiem "Tokyo Ghoul". Czy w takim razie nie lepiej byłoby właśnie tym epizodem zakończyć sezon pierwszy? No jak widać nie i przez to czar oczekiwania na sequel prysł niczym bańka mydlana, a jedynym ciekawym elementem, który faktycznie wywołał to nieszczęsne "WOW" na mojej twarzy, była decyzja Kanekiego o wstąpieniu do Aogiri. Idźmy dalej... O czym konkretnie opowiadało "Tokyo Ghoul√A"? Dobre pytanie. Nowym życiu głównego bohatera z dala od Anteiku? Próbami pozbycia się Sowy i Aogiri przez CCG?  A może działaniami Aogiri w nieznanym nikomu celu? Nie ważne jak bardzo się zastanowię, nie potrafię znaleźć jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Fabuła zdawała się skakać, z jednej strony coś odkrywając, z drugiej coś wyjaśniając, a z jeszcze innej tworzyć kolejne znaki zapytania, więc... Taka sobie kontynuacja, która według mnie koniecznie potrzebuje konkretnego finału ;) "Tokyo Ghoul√A" zakończyło się (nie wspominając, że był to jeden z najciekawszych odcinków całej serii) w sposób odrobinę dziwny i o ile nie pojawi się sezon trzeci, widzowi pozostaną jedynie spekulacje na temat tego co się faktycznie stało. No i po trzecie - cenzura. Szczerze mówiąc nie zauważyłam nic takiego w sezonie pierwszym (ja taka ślepa - btw, pierwszy sezon jest już dostępny w wersji niecenzuralnej ;)), ale tym razem naprawdę rzuciła mi się w oczy. Zamazane ciała, białe czy czarne pasy na ekranie... To naprawdę denerwuje, więc albo limit wiekowy już od początku ustalić na +18, albo dla rzeczywistego +16 (szesnastki to nie takie małe dzieci, bez przesady...) zrezygnować przynajmniej z części ograniczeń. Takie są moje spostrzeżenia, więc jeśli ktoś się z czymś nie zgadza i chcę o tym podyskutować (albo po prostu pragnie mi przyznać rację ;p), to ja bardzo chętnie - komentarze do Waszej dyspozycji ;)


Jak może pamiętacie z recenzji sezonu pierwszego, moja opinia odnośnie oprawy graficznej "Tokyo Ghoul" była dobra, aczkolwiek jak na dzisiejsze możliwości spodziewałam się czegoś lepszego. Więc czy zmieniłam zdanie? Tak... Na gorsze! Pisałam Wam, że kreska była dokładna czy dopracowana? No może wtedy tak mi się wydawało, ale teraz? Ograniczony budżet dał o sobie znać... Kreska "Tokyo Ghoul√A" wypadła naprawdę przeciętnie (o ile nie gorzej biorąc pod uwagę jak dobre serie mamy okazję obecnie oglądać), a niektóre animacje aż prosiły się o porównywanie do rzekomo gorszych, a mimo to lepiej wyglądających anime. Nie spodziewałam się cudów, ale liczyłam na chociażby maleńką poprawę w kwestiach graficznych, a tym czasem Studio Pierrot wyskakuje mi z czymś gorszym niż poprzednio. Szkoda... Podczas oceniania muzyki sezonu pierwszego, przyznałam się Wam, że nie zapamiętałam wiele z samego oglądania, a jakiekolwiek zdanie mogłam wyrobić sobie dopiero po późniejszym przesłuchaniu minisoundtracku. Mimo to moja ocena pozostawała pozytywna, bo faktycznie anime posiadało kilka ciekawych i ładnych melodii podkreślających klimat serii. Tym razem zwróciłam na tę kwestię zdecydowanie większą uwagę ;) Coś tam się powtórzyło, ale generalnie jestem bardzo miło zaskoczona, jak przyjemny dla ucha OST miałam okazję posłuchać w ciągu tych dwunastu odcinków. Zwracam honor, zwłaszcza, że przesłuchałam cały oryginalny soundtrack i naprawdę żałuję, że wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z jego świetności. No i ostatnie! Pamiętacie końcowe podsumowanie lata (>>tutaj<<), kiedy to właśnie opening "Tokyo Ghoul" uznałam za najlepszy i swój ulubiony? Do dzisiaj jestem pod wielkim wrażeniem tego kawałka, więc naturalnym dla mnie stanem rzeczy była ciekawość kierowana w kierunku początkowej piosenki "Tokyo Ghoul√A". No ale wtedy usłyszałam "Munou" (östereich). Czy tylko mnie wydaje się, że ten kawałek w ogóle nie trzyma się kupy? Przyznaję - miał swój klimat, ale chyba nie na moje ucho ;) Tym razem sytuacja wyglądała odwrotnie i swoje pokłony biję w kierunku endingu - "Kisetsu wa Tsugitsugi Shindeiku" (Amazarashi). Oj bardzo, ale to bardzo mi się spodobał i nie dość, że z wielką przyjemnością słuchałam go na każde zakończenie odcinka, to jeszcze moje oko cieszyły śliczne animacje ^ ^ Nic dodać nic ująć, gdyby jeszcze tylko graficznie tak źle nie było i ewentualnie opening trochę inny, to na sprawy techniczne nie byłoby co narzekać ;)


~Podsumowanie~
Nie jestem zadowolona. Więcej rozczarowania aniżeli radości z oglądania wyczekiwanego, drugiego sezonu "Tokyo Ghoul". Co prawda nigdy nie powiedziałam, ze prequel był niewiadomo jakim arcydziełem. Jego ocena była daleko za wymarzonym 10/10, ale mimo wszystko naprawdę miło sobie ową serię wspominałam... "Tokyo Ghoul√A" pokazało jak nie rozpoczynać kontynuacji, udowodniło, że mały budżet mimo wszystko nie pomaga i potwierdziło tezę, że popularne anime wcale nie są idealne i łatwo można się na nich spalić. Mimo to jestem ciekawa. Jestem ciekawa zakończenia, bo to co autorzy przedstawili nam w ostatnim odcinku, pozostawiło mnie z taką samą, o ile nie większą ilością pytań co na początku. No i dobra... nie bądźmy już tacy negatywnie nastawieni. Choć nie było to to, co faktycznie chciałam zobaczyć, nie uważam czasu poświęconego na "Tokyo Ghoul√A" za stracony. Pomysł wciąż jest naprawdę ciekawy, jednak podupada on na wykonaniu. Może "Tokyo Ghoul" nie jest serią stworzoną do cotygodniowego oglądania? A może mimo wszystko na lepiej wyjdzie nam przeczytanie mangi? Obie te propozycje zamierzam kiedyś sprawdzić, więc póki co zajmijmy się końcową oceną drugiego sezonu, a może za niedługi czas wszystko się nam ładnie wyjaśni ;)

Fabuła: 3/5
Bohaterowie: 5/5 (+2)
Grafika: 2/5 (-1)
Muzyka: 4,5/5 (+1)
Ocena ogólna: 2/5 (-2)

Ocena końcowa: 6,6/10 (w stosunku do sezonu pierwszego +/-0)
A Wy co sądzicie o "Tokyo Ghoul√A"?


~A tym czasem po ponownym obejrzeniu całej serii...~

Cały dzień oglądania obu sezonów jeden po drugim... Cieszę się, że mimo wszystko zdecydowałam się na ponowne "sprawdzenie" tego anime, bo niewątpliwie pomogło mi to w uświadomieniu sobie pewnych kwestii. Oczywiście nie odkryłam Ameryki twierdząc, że zabieranie się za coś po raz drugi zwraca uwagę widza na szczegóły, o których wcześniej nie mieliśmy nawet pojęcia. Mimo to czuję się zła na samą siebie. Zła o to, że mojej uwadze umknęły nawet te sprawy, których nie powinnam była, ba, nie miałam prawa pominąć i szczerze mówiąc nie wiem z jakim skupieniem oglądałam sezon pierwszy kilka miesięcy temu, skoro odpowiedzi na moje pytania nie były nawet warte zawracania sobie głowy. Zacytuję samą siebie z poprzedniej recenzji: "...chociażby zagadką jest dla mnie jak lekarze wykonujący transplantację nie połapali się, że Rize jest ghoulem?". Wyjaśnione to zostało jasno i wyraźnie w bodajże ostatnim odcinku.  A dzisiejsze pytanie? Po co Kaneki wstąpił do Aogiri? Tak jak myślałam - odpowiedź ponownie leży w sezonie pierwszym. Może się to wydać trochę śmieszne, bo cały wysiłek poświęcony na szukanie ich w kontynuacji, okazał się być kompletną stratą czasu. Wszystko wystawione mieliśmy jak na tacy, tuż pod nosem, ale niestety... Kilkumiesięczna przerwa (+udowodniony dzisiaj brak odpowiedniego skupienia) mimo wszystko robi swoje i potem taka ja pisze recenzje i oskarża autorów o "dziury w fabule". Dlatego właśnie zależało mi na obejrzeniu całej serii bez nawet najmniejszej przerwy... Uważam więc, że "Tokyo Ghoul" lepiej sprawdziłoby się jako anime 24-odcinkowe. Pierwsza część kluczem, druga uzupełnieniem - zero dziur, ewentualnie kilka drobnych niedociągnięć wynikających raczej z niedopatrzenia aniżeli czegoś poważniejszego, żadnego zapominania i marnowania czasu na zastanawianiu się nad oczywistym...  Wciąż twierdzę, że fabuła ma tendencję do skakania między wątkami - tam coś zacznie, kiedy indziej skończy (być może właśnie ten element wpływał odrobinę na powstawanie tych nieszczęsnych "dziur"...) - ale mimo to nie powiem więcej, że nie trzyma się kupy, bo tym prawie dziesięciogodzinnym seansem udowodniłam sobie, że to nie prawda. Jedno się nie zmieniło. Tak samo jak wcześniej uważam, że akcja przedstawiana w "Tokyo Ghoul" jest ciekawa, bo nawet podczas ponownego oglądania, była w stanie mnie zafascynować i wciągnąć. Podupada przy wykonaniu? Może tak tyci, tyci ;) No ale końcowej oceny dzisiejszej recenzji nie zmienię. "Tokyo Ghoul" mimo wszystko nie jest serią dwudziestoczteroodcinkową i nie ważne jak mogłaby się wówczas ta punktacja zmienić, rozpatrywałam dzisiaj tylko sezon drugi. Jedyne co pozwoliłam sobie poprawić to kreska. Trochę przesadziłam i choć ostatecznie i tak uważam, ze w pierwszej części wyglądała ona lepiej (teraz powiedziałabym, że była bardziej stabilna), w drugiej nie była ona jednak taka zła, a ja jak rzep psiego ogona przyczepiłam się do tych słabszych odcinków. Dokładnie. Grafika "Tokyo Ghoul√A" potrafiła być w jednym epizodzie naprawdę dobra, może i nawet lepsza niż kiedykolwiek, a w innym dość słaba i nie przykuwająca uwagi. Niczym sinusoida! Dlatego ostatecznie postanowiłam ocenić ją troszeczkę lepiej niż na początku (ocena początkowa - 1/5) - szczerze mówiąc aż tak wielkiej różnicy nie było widać ;) Dzięki ponownemu obejrzeniu mogłam też zwrócić większą uwagę na muzykę (koniec końców i tak bardziej spodobała mi się w części drugiej), a także tę nieszczęsną cenzurę, której przecież wcześniej nawet nie zauważyłam.. Czy mam jeszcze jakieś uwagi? Chyba nie...  Więc jak widać, ponowne obejrzenie bardzo mi pomogło i choć nie zmieniło to wielce dzisiejszej oceny "Tokyo Ghoul√A"", zdecydowanie bardziej wpłynęło na moją osobistą opinię odnoście całego "Tokyo Ghoul" :) Teraz zostało już tylko przeczytanie mangi, ale o tym pisać już raczej na blogu Wam nie będę... Może spotkamy się podczas recenzji sezonu trzeciego? Cóż... Szanse wydają mi się na dzień dzisiejszy dość niskie. Szkoda, bo miło byłoby zobaczyć jak to wszystko się faktycznie skończyło...



Pozdrawiam
Kusonoki Akane

2 komentarze:

  1. Koleżanka non stop mi mówi, żebym zabrała się za pierwszy sezon Tokyo Ghoul, więc jeśli on mi się spodoba, to zabiorę się za drugi sezon :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż mogę powiedzieć.. mi ogólnie od początku nie podobała się koncepcja tej serii, ale jakbym miała wybierać to jednak wolę dwójeczkę od jedynki, bo dla mnie jedynka na siłę próbowała być głębsza niż w rzeczywistości była, tymczasem dwójka to sieczka w czystej postaci nie chowająca się za żadną przykrywką patosu. Niemniej jednak seria i tak dostała ode mnie zaledwie, a może aż 5. xD

    OdpowiedzUsuń