2016-02-14

064. "Rakudai Kishi no Cavalry", czyli jesiennego podsumowania cz.VI

"Rakudai Kishi no Cavalry"

Data premiery: 03.10.2015
Czas trwania: 12 x ok. 24 min
Gatunek: Romans, Nadprzyrodzone, Akcja, Szkolne, Ecchi
Studio: Silver Link./ Nexus
Bazuje na: Light Novel

~Opis fabuły~
Kurogane Ikki obecnie jest najgorszym uczniem szkoły kształcącej Magicznych Rycerzy - uczniów posiadających zdolność materializacji własnej duszy w bronie. Kiedy księżniczka Vermillion, Stella, uważana za geniusza, dostaje się do Akademii Hagun z najwyższym wynikiem, przypadkiem zostaje zobaczona przez Ikkiego w samej bieliźnie. Okazało się jednak, że od tego dnia dwójka ta jest współlokatorami. Żeby ustalić zasady w pokoju dochodzi między nimi do pojedynku, w którym przegrany stanie się sługą wygranego... 





~Recenzja~
Spośród trzech tego typu serii wychodzących owej jesieni, wbrew moim początkowym założeniom, to właśnie "Rakudai Kishi no Cavalry" zyskało sobie najwięcej sympatii z mojej strony. Pomimo iż jest to kolejna, bardzo typowa zresztą, szkolna ecchi komedyjka o uczniach posiadających magiczne zdolności, przekonał mnie do oglądania humor pierwszych odcinków, czego w "Gakusen Toshi Asterisk" i "Tai-Madou Gakuen 35 Shiken Shoutai" niestety nie znalazłam. Być może najzwyczajniej w świecie wybrałam najmniejsze zło, ale to co z całą pewnością o "Rakudai Kishi no Cavalry" mogę powiedzieć to to, że tym razem owy wybór był całkiem trafiony ;)


Zaskakujące, prawda? Że tak oklepane zestawienia bohaterów nadal potrafią się przyjąć. Mamy tutaj do czynienia z Kurogane Ikkim, tak zwanym "najgorszym" uczniem, który nic nie potrafi, a do obecnego roku nie mógł nawet uczestniczyć w zajęciach, bo znajdował się poza przyjętym poziomem. Wierzy, że dzięki ciężkiej pracy uda mu się zostać Magicznym Rycerzem, nie przejmuje się opinią innych i z podniesioną głową kroczy dumnie w stronę swojego celu. No ale jak to zwykle bywa, przydomek "najgorszego" nijak odnosi się do jego umiejętności, których przedsmak widzimy podczas walki ze Stellą. Jakim sposobem ten rangi F uczeń (najgorszej rzecz jasna) okazuje się być na tyle silny by pokonać geniusza o randze A, a wszelkie tłumaczenia dlaczego tak jest na nic się zdają, bo szczerze mówiąc nie trzymają się one ani trochę logiki, albo ja po prostu nie rozumiem czym różnią się jego zdolności od Blazerów. Tym czasem Stella jest pewną siebie księżniczką Vermillion, która pomimo posiadania talentu, rozumie czym jest ciężka praca nad poprawą swoich umiejętności. Z całą pewnością cecha ta dodaje jej sympatii, bo przecież nikt nie lubi zarozumiałych protagonistek, które potrafią się jedynie przechwalać. Dla niektórych też może okazać się odrobinkę zaskakująca, tak samo jak fakt, iż jej tsundere postawa bardzo szybko daje upust prawdziwym, siedzącym w niej uczuciom. No ale nie tylko ona wykazuje tutaj drobne odstąpienia od podstaw. Postać Ikkiego na pewno wzbudziła zainteresowanie widzów swoim zachowaniem w momencie zobaczenia swojej przyszłej współlokatorki w samej bieliźnie ;) Wszelkie odejścia od schematów, nawet te najmniejsze, zaliczamy na plus! Oczywiście nikogo pewnie nie zdziwił fakt iż swoje pięć minut zyskała również siostra Ikkiego, silnie o niego zazdrosna i darząca go znacznie większymi uczuciami niż tylko siostrzanymi, a co za tym idzie, wdrożenie w fabułę obowiązkowej przeszłości głównego bohatera, która jest czynnikiem popychającym akcję do przodu. "Rakudai Kishi no Cavalry" posiada również kilka naprawdę dziwnych, wziętych nie wiadomo skąd postaci takich jak silnie podupadająca na zdrowiu wychowawczyni Yuri, której każda próba "życia" kończy się silnym krwotokiem z nosa, czy współlokator siostry Ikkiego, który zatwardziale wierzy w swoją kobiecą naturę. Nie ulega wątpliwością fakt, że było to działanie w celu zwiększenia poziomu oryginalności serii (przystojny "wujek dobra rada" i słodziutka "nya" nauczycielka już dawno się wszystkim przejadli), ale doprawdy nie mam pojęcia skąd akurat pomysł na takie jednostki, które bardzo wyróżniają się na tle dość normalnych postaci... Tak czy inaczej muszę przyznać, że kwestia bohaterów wypadła lepiej niż myślałam. Wyczuć tutaj można odrobinę samodzielności, a dzięki temu, iż są oni sympatyczni i łatwo ich polubić, uprzyjemnia to oglądane odcinki.


Fabuła "Rakudai Kishi no Cavalry" również poradziła sobie naprawdę dobrze. Czuć było balans pomiędzy gatunkami - akcja, trochę fantastyki, komedii, romansu... Oczywiście nie zabrakło też ecchi scenek, jednak była to ilość naprawdę znośna, a przynajmniej nie zauważyłam, aby dosłownie wszystko miało się w okół nich bezsensownie obracać i do nich zbiegać. Czymś tam autorzy musieli przykuć uwagę widzów tego typu produkcji, jednak nie stanowiło to chamskich panty shotów w każdej możliwej scenie, podskakujących piersi wyposażonych bohaterek i "przypadkowych" obmacywanek. Do przeżycia ;) Romans był delikatny, choć w porównaniu do innych serii, gdzie do wyznania uczuć dochodziło zazwyczaj w końcowych odcinkach, tutaj wszystko rozwinęło się zadziwiająco szybko. Miła odmiana od dwunastoodcinkowego docierania się głównych bohaterów. No i przede wszystkim nie był to harem ;) Ponieważ w fabule nie zabrakło też dużego wpływu historii Ikkiego, nie mogę także o tym elemencie nie napisać kilku słów. Szczerze powiem, że czuć w tym sens i logikę, nawet jeśli nie było to nic wielce odkrywczego. Być może nawet nadało całości pewnej głębi, która wbrew wszystkiemu w kilkunastu marnych procentach każe nam postrzegać "Rakudai Kishi no Cavalry" jako konkretną fabułę, a nie tylko pretekst do oglądania cycków, bielizny i soft hentai scenek. No ale te kilkanaście procentów to i tak bardzo dużo biorąc pod uwagę, z jakich podstaw ta seria wychodziła ;) Dzięki zbalansowanej fabule, nie wyszło z tego nic na siłę przedramatyzowanego czy przesłodzoneg,o a całe dwanaście odcinków, razem z walkami i pojedynkami (fabuła anime dzieje się na tle eliminacji do Festiwalu Siedmiu Gwiazd), oglądało się naprawdę nieźle. Oczywiście przewidywalność, a co za tym idzie również wierność niektórym schematom wciąż pozostawia wiele do życzenia, ale mimo to uważam owy seans za przyjemny. Bardzo ciekawi mnie czy dane nam będzie kiedyś zobaczyć jego kontynuacje, bo sama chętnie bym na nią zerknęła ;)


Skoro w dwóch wcześniejszych kategoriach "Rakudai Kishi no Cavalry" wypadło całkiem dobrze, aby nie było zbyt idealnie, za pewne podupadnie na wykonaniu technicznym... Nic bardziej mylnego! Nawet tutaj seria ta trzyma się naprawdę nieźle! Choć standardowo mogłabym się przyczepić do projektu postaci, tła jak i animacje czynią to anime miłą dla oka propozycją. Walki wyglądały bardzo dobrze, a w ostatnich odcinkach widać było również odrobinkę "inności" ;) Jestem naprawdę zadowolona! Soundtrack o dziwo również trzyma poziom. Melodie są bardzo ładne, aż można się zdziwić ;) Autorem OSTu jest Nakagawa Koutarou, którego mieliśmy już okazję oceniać w recenzji "Shirogane no Ishi: Argevollen". Opening ("Identity" - Mikio Sakai) brzmi jak najzwyklejszy w świecie opening dla tego typu produkcji, choć osobiście nie mam do niego żadnych zastrzeżeń, jednak wszyscy chyba zgodzą się ze mną, iż kunsztu całości dodała obecność Ali Project w piosence "Haramitsu Renge". Głos wokalistki wprowadza niezastąpiony klimat, czyniąc ending wisienką na torcie "Rakudai Kishi no Cavalry" ;) Brawo!


~Podsumowanie~
Wbrew temu, co mogłoby się wszystkim wydawać, "Rakudai Kishi no Cavalry" trzyma bardzo wyrównany poziom. Choć rzecz jasna wciąż spokojnie możemy postrzegać tę serię jako jedną z wielu tego typu produkcji, posiada ona kilka mocnych stron, która powinna zachęcić wszystkich do wybrania własnie tego tytułu. Po pierwsze, nie jest to przesadzone, po drugie nie irytuje swoimi bohaterami i fabułą, po trzecie, nie podupada na wykonaniu technicznym. Jeśli szukacie anime w tym właśnie stylu, a wciąż chcecie obejrzeć coś w miarę dobrego, to "Rakudai Kishi no Cavalry" powinno być wyborem jak najbardziej dobrym ;) 

Fabuła: 3/5
Bohaterowie: 3,5/5
Grafika: 3,5/5
Muzyka: 4/5
Ocena ogólna: 3,5/5

Ocena końcowa: 7/10
A Wy co sądzicie o "Rakudai Kishi no Cavalry"?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz