2016-12-04

0113. "Handa-kun", czyli letniego podsumowania cz.XI

"Handa-kun"

Data premiery: 07.07.16
Czas trwania: 12 x ok. 24 min
Gatunek: Komedia, Szkolne, Shounen
Studio: Diomedea
Bazuje na: Manga

~Opis fabuły~
Handa Sei - syn wybitnego kaligrafa, który pomimo młodego wieku sam znany jest już w świecie kaligrafii. Koledzy w szkole go podziwiają i szanują, a koleżanki cicho wzdychają za jego plecami... Problem w tym, że sam Handa myśli, że wszyscy go nienawidzą! Zamyka się i nie pozwala do siebie podejść, jednak to nie wcale nie sprawia, że adoracja uczniów w jakimkolwiek stopniu maleje. Wręcz przeciwnie. Popularność Handy wciąż wzrasta...


~Recenzja~
Każdy kto oglądał "Barakamon" (od tego się zaczęło!) doskonale zna tytułowego Handę. Wielki powrót wielkiej kluchy, a raczej tym razem dane nam będzie go poznać z czasów, gdy nasz mistrz kaligrafii uczęszczał jeszcze do liceum! Co prawda nie będę ukrywać, że informacja o nowym sezonie, w którym niestety nie pojawią się nasi kochani mieszkańcy wyspy Goto (Naru <3), bardzo mnie zawiodła, ale i tak z dość pozytywnym nastawieniem oczekiwałam "Handa-kun", nawet jeśli jest to twór zupełnie innego studia i o zupełnie innym klimacie. Czy się zawiodłam? Dowiecie się czytając dzisiejszą recenzję, a ponieważ ja sama nie mogę się już doczekać, by opowiedzieć Wam o tym tytule co nieco, bez zbędnego przedłużania, przejdę już do konkretów ;) Lecimy!


Zacznijmy od pierwszego wrażenia, bo co jak co, ale ma ono dość duże znaczenie. Przez mniej więcej połowę pierwszego odcinka (zaznaczę jeszcze tylko, że to był mój pierwszy raz, kiedy go oglądałam; nie sprawdzałam go latem, bo za pewnik wzięłam, że serię tę raczej obejrzę) czułam lekkie zdezorientowanie, gdyż zamiast Handy, pojawiła się czwórka zupełnie nowych postaci. Nazywali się oni Siłami Handy i o dziwo, pierwsze zdanie brzmiało mniej więcej "Anime o Handzie niedługo się rozpocznie!". Pomyślałam sobie wtedy o motywie, który od czasu do czasu pojawia się w komediach, a mianowicie świadomości postaci co do występowania w anime. Nie trafiłam, a przynajmniej tak mi się wydaje, jednak tak czy inaczej muszę przyznać, że twórcy całkiem wymyślnie i oryginalnie przeszli do głównej fabuły. Zniknęła więc ta drobna dezorientacja, a po zakończeniu drugiej połowy odcinka, w której już pojawił się Handa i zarys jego sytuacji został przedstawiony, poszło z górki :) Jeśli oglądaliście "Barakamon" to doskonale pewnie pamiętacie, jaki Handa Sei był. Panikarz, niezdara, z tendencjami do zamykania się w sobie i popadania w samo niezadowolenie. A jeśli wziąć pod uwagę, że z upływem lat człowiek mimo wszystko z niektórych cech w pewnym stopniu wyrasta, no... To wyobraźcie sobie, że i tak charakterystycznemu przypadkowi jak Handzie udało się co nieco poprawić te kilka lat później i w porównaniu do jego szkolnej wersji, na wyspie Goto mimo wszystko wykazał się większą śmiałością i pewnością siebie ;) Handa w liceum... Tak jakby poziom jego otwartości był odwrotnie proporcjonalny do jego rosnącej popularności. Zupełnie nie dostrzega, jakim szacunkiem darzą go współuczniowie. Nie potrafi, wręcz boi się odezwać, bo wydaje mu się, że fala kpiny i nienawiści zostanie skierowana w jego stronę. No ciapa i sierota! Nic się nie zmieniło! ;) Doskonale wiecie, że charakter taki w wydaniu żeńskim działa na mnie jak płachta na byka. Nie żebym się tego nie spodziewała, ale najwyraźniej u męskich postaci ani trochę mi to nie przeszkadza (+ zero przedramatyzowania, czysta komedia). Nie przeczę, że wpływ na to mogła mieć też wielka sympatia wobec samego Handy, ale szczerze Wam powiem, że takie męskie zakompleksione odludki to zazwyczaj (choć w anime również często na nie nie trafiam) bardziej mnie śmieszą niż denerwują - może dlatego, że chyba nigdy nie spotkałam takich strachliwych sierot w prawdziwym życiu i dużo łatwiej o znalezienie dziewczyny, która ma problem z zaadaptowaniem się w towarzystwie. Może miałam po prostu szczęście...? Tak czy inaczej naprawdę zabawne wydało mi się to ciągłe przeinaczenie zupełnie nieszkodliwych działań kolegów Handy i aż sama się sobie dziwie, że ani na chwilę nie pomyślałam o tym, by wejść do ekranu i trzepnąć naszą sierotkę po głowie dla obudzenia, haha! Śmiałam się jak głupia, ale nie tylko za sprawą Handy. Wcześniej wspomniana przeze mnie czwórka, to jak się szybko okazuje, koledzy głównego bohatera z klasy. Mamy tutaj dość standardowe połączenie kujona okularnika Aizawę Junichi'ego, niebezpiecznego mięśniaka Tsutsui Akane, lalusiowego playboya Nikaidou Reo i zwykłego chłopaczka Kondou Yukio. Choć polubiłam każdego z nich z osobna, chyba najbardziej mimo wszystko do gustu przypadł mi Yukio, bo jako jedyny faktycznie dostrzegł prawdziwy charakter Handy, co nie zmienia faktu, że on sam nie do końca zrozumiał jego dobre intencje... Reszta bohaterów dochodzi wraz z kolejnymi odcinkami, a swoje 5 minut otrzyma także, dobrze nam znany z "Barakamon" Kawafuji. Także podsumowując ową kwestię, nie licząc Handy, twórcy bazowali raczej na stereotypach, więc wielkiej oryginalności tutaj jakoby nie znajdziecie. Osobiście jednak uważam, że powstała nam tutaj naprawdę barwna i zabawna gromadka, których poczynania oglądało mi się naprawdę przyjemnie!


Zdradzę Wam mój mały sekret... No dobra. Może nie sekret, ale opowiem Wam, jak wygląda oglądanie anime w moim wykonaniu ;) A więc w momencie zabrzmienia openingu czy endingu, zazwyczaj jedynie słucham, a w między czasie najczęściej przygotowuję bazowe informacje pod recenzję czy sprawdzam to co mnie na jej temat interesuje na MALu. Jakoś nie potrafię tylko siedzieć i patrzeć się wtedy w ekran, więc na te 1,5 minuty na początku i na końcu większości odcinków po prostu zajmuję się czymś bardziej produktywnym. I tak oglądając sobie kolejny epizod "Handa-kun", ponadto mając na nim niezły ubaw, natrafiłam na dział recenzji na wyżej wymienionym portalu i szczerze mówić... zdziwiłam się. Kolejny przypadek, w którym moje zdanie jest najwyraźniej odmienne od reszty. Normalnym oczywiście jest wówczas zastanawianie się, czy aby na pewno jest ze mną wszystko w porządku, skoro zbijam boki na anime skomentowanym jako "nudne", ale cóż - nigdy nie było tak, że wszystkim podoba się to samo ;) Po skończeniu seansu, z wciąż naprawdę pozytywnymi wrażeniami, rzuciłam okiem na co tam recenzenci głównie narzekają i myślę, że główne skargi pojawiły się do kwestii powtarzającej się w kółko fabuły, a co za tym idzie zmniejszającym się z odcinka na odcinek poziomem humoru. Chociaż ja sama tego nie doświadczyłam i seria bawiła mnie tak samo na początku jak i na końcu, potrafię zrozumieć, o co żal do twórców mają widzowie. No bo sama przecież często narzekam na powtarzający się schemat odcinków, który po pewnym czasie staje się zbyt przewidywalny i po prostu nudzi. Nie do końca wiem, czy uda mi się Was moim rozumowaniem DLACZEGO tym razem każdy epizod dostarczał mi tyle samo frajdy, ale spróbuję. Po pierwsze: spodziewałam się, że w przypadku "Handa-kun" dostaniemy fabułę epizodyczną. Tutaj każdy odcinek dostarczał nam jeszcze od 1 do 3 oddzielnych wątków, co z jednej strony jest plusem, bo przy takiej dość prostej fabule istnieje większe prawdopodobieństwo, że jedna historia na całe ok. 25 minut zacznie się widzowi dłużyć, z drugiej natomiast mam twórcom do zarzucenia to, że nie zadbali o jakieś porządne przerywniki, które dodałyby estetyki. Co to ma do rzeczy? A no to, że nie doświadczyłam żadnego rozczarowania odnośnie powtarzalnego schematu, bo po prostu zdawałam sobie z tego sprawę. Bo co innego tu wcisnąć? Jest to typowa seria, opierająca się na, brzydko to ujmując, jednym żarcie. Oglądaliście "Sakamoto desu ga?" w tegorocznym sezonie wiosennym? Mnie co prawda nie podeszło i jedynie rzuciłam na pierwszy czy dwa epizody, ale wydaje mi się, że ten tytuł i "Handa-kun" mają dużo wspólnego. Ten sam pomysł, z tą różnicą, że tam mamy do czynienia z nierealnie idealnym Sakamoto, a tutaj z normalnym acz niepewnym siebie Handą. Po drugie: pomimo pojawiania się wielu dość znanych motywów i gagów, seria wciąż potrafiła mnie zaskoczyć. Nie wynikiem, bo ze schematu wiemy czego i jak się spodziewać, ale treścią - może i nie skupiałam się jakoś bardzo na rozszyfrowywaniu co tam może zdanej sytuacji w szczegółach wyniknąć, ale zdarzały się momenty, których ja sama prawdopodobnie bym nie wymyśliła. Szkoda tylko, że zakończenie poszło tą bardziej standardową ścieżką, ale i tak nie było aż tak źle ;) Co jeszcze? W temacie oryginalności mogę powiedzieć tyle, że "Handa-kun" swoją zachowało, bynajmniej dla mnie, bo nie widziałam wcześniej podobnego pomysłu na fabułę i tak jak wcześniej wspominałam, zdecydowanie nie w wersji męskiej. Oczywiście nie jest to Mount Everest oryginalności, ale jakby ktoś mnie o to zapytał, musiałabym się trochę zastanowić, jakiej definitywnie odpowiedzi udzielić i przyznam się, że takie samo wrażenie miałam podczas oglądania. Jeśli chodzi o humor to jest on dość głupawy, nie bójmy się tego powiedzieć, ale trafił w moje gusta, nie będąc specjalnie wymuszonym, żałosnym i zachowanym w tym "dobrym smaku", choć weźcie poprawkę na to, że każdy ma inne preferencje w tej kwestii, a i o tym twórcy wyżej wspomnianych recenzji wspominali. Przechodząc już do podsumowania tego akapitu, dodam chyba jedną z najważniejszych kwestii - jak traktować "Handa-kun" względem teoretycznego sequela "Barakamon". Choć w samym anime były drobne hinty do tego, co działo się w "Barakamon", bardziej traktowałabym ten tytuł jako spin-off, a niżeli prequel. Mimo wszystko ciężko te dwa tytuły ze sobą jakoś połączyć. Nie czujcie się też zobowiązani do tego, by koniecznie oglądać "Handa-kun" - nie jest to pozycja obowiązkowa, bo tak czy inaczej "Barakamon" jest tworem lepszym. I broń Boże nie radzę kierować się tym, że to domniemany prequel i oglądać przed główną serią. Jako, ze ja już ją widziałam dwa lata temu, ciekawym doświadczeniem byłoby zobaczenie jak by to wszystko wyszło w odwrotnej kolejności, ale nie sądzę by ogólnie rzecz biorąc była co do tego jakakolwiek potrzeba ;) Koniecznie zabierajcie się za "Barakamon", a jak chcecie to później, tak dla fanu, za "Handa-kun" :)


Ale się dzisiaj rozpisuję! Czas jednak przybliżyć kolejną sprawę, która spędzała mi sen z powiek przed obejrzeniem, a mianowicie: Diomedea. Choć do samego studia nic szczególnego nie mam, nie jest ono Kinema Cintrus, które wykonało kawał dobrej roboty przy "Barakamon". w "Handa-kun" mamy zupełnie inną kreskę, dużo prostszą i dość przeciętną, choć nie mogę mu odmówić, że w swojej prostocie potrafiła zadbać o dopracowane głównych postaci, nawet jeśli reszta była albo przyćmiona, albo w ogóle nie posiadała twarzy. Tła, animacje i tak dalej... Poziom odpowiedni dla tego tytułu, ale nie do końca odpowiedni na poziom, jaki stawiają coraz to nowe serie. Niejaki pan Itou Ken nie jest też niestety Kawai Kenjim, więc nie doświadczycie tutaj również równie dobrego soundtracku. Szczerze mówiąc uwagę moją przykuła tylko jedna, naprawdę sympatyczna melodia, ale jedna melodia nie tworzy OSTu, a reszta, jak udało mi się ją jakoś dosłyszeć, była - powtórzę - przeciętna i niszowy. Ale uwaga! O openingu i endingu mogę powiedzieć kilka dobrych słów ;) Na początku odcinków witał nas mocny, rockowy kawałek w wykonaniu Fo'xTails - "The LiBERTY". Jak dla mnie super! Był to zupełnie nieoczywisty wybór, który nie pozwolił powielić przeciętności i wprowadził naprawdę niezły charakterek. Żegnała nas natomiast już spokojniejsza, ale wciąż rytmiczna nuta od Kenichi Suzumury pod tytułem "HIDE-AND-SEEK". Bardzo mi się podoba i już czuje, że niedługo będzie podbijała moją playlistę ;) Tak na zakończenie poruszę pokrótce jeszcze temat seiyuu, bo jak wiecie, oni również zostali zmienieni. Na początku bardzo nad tym ubolewałam, bo uwielbiam Ono Daisuke, ale koniec końców myślę, że był to dobry wybór. Nie wiem czy jego głos pasowałby do takiego chucherka jakim jest Handa (nie słyszałam go chyba jeszcze w takim łagodniejszym wydaniu, więc oczywiście mogę się mylić). Zastąpił go Shimazaki Nobunaga, który moim zdaniem poradził sobie znakomicie z tym trudnym zadaniem zadowolenia mojego ucha w tej kwestii, więc twórcy mają wybaczone ;) Poza tym sama obsada znalazła w sobie takie nazwiska jak Hosoya Yoshimasa, Kakihara Tetsuya (który po raz pierwszy odrobinę wybił się u mnie z roli Natsu z "Fairy Tail", choć to on i tak zawsze będzie przychodził mi na myśl), Furukawa Makoto, Hirakawa Daisuke, Kugimiya Rie i wiele innych, których na pewno każdy z Was zna i kojarzy, także jest naprawdę dobrze :) Szkoda tylko, że mama Handy nie zachowała swojego oryginalnego głosu, ale w sumie, nie była to też taka ważna rola w "Barakamon", że każdy by to spamiętał. Ja sama z ciekawości sprawdziłam, czy chociaż ona będzie odgrywana przez tego samego seiyuu...


~Podsumowanie~
"Handa-kun" może i nie było żadnym arcydziełem i definitywnie spotkało się ze słowami krytyki, ale dla mnie był on naprawdę przyjemnym i sympatycznym tytułem. Ubawiłam się i przede wszystkim tę część seansu będę sobie dobrze wspominać ;) Definitywnie, pomimo tego o czym wspominałam w recenzji, nie możemy wykluczyć tutaj działania małego szczęścia, bo przecież podobne serie zdarza mi się też negatywnie oceniać, a tu proszę! ;) "Handa-kun" wypadło naprawdę pozytywnie! Polecam tym, którzy mają już za sobą "Barakamon" i z ciekawości, bez żadnych oczekiwań chcą sprawdzić owy prequel. Szkoda, że mimo wszystko nie jest to kontynuacja z mieszkańcami wyspy Goto, ale i tak nie było to takie złe, jakby się mogło wydawać ;)

Fabuła: 3/5 (-1)
Bohaterowie: 3,5/5 (-1,5)
Grafika: 2,5/5 (-2,5)
Muzyka: 2,5/5 (-1)
Ocena ogólna: 4/5 (-1)

Ocena końcowa: 6,2/10 (w stosunku do "Barakamon" -2,8)
A Wy co sądzicie o "Handa-kun"?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

6 komentarzy:

  1. Nie wiedziałam, że zrobili anime o przeszłości Handy. Po przeczytaniu Twojej recenzji chętnie zobaczę to anime szczególnie, że bardzo lubiłam "Barakamon". Gorąco Pozdrawiam Fejwsi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze polecam i cieszę się, że udało mi się Ciebie przekonać :)
      To smutne, że niektóre, naprawdę sympatyczne tytuły spotykają się z taką krytyką z jaką "Handa-kun" się spotkało, ale mam nadzieję, że przynajmniej udało mi się pokazać, że nie wszyscy uważają to za porażkę i że każdego zdanie powinno się brać pod uwagę. Bo nie ma anime, które u wszystkich sprawdziłoby się tak samo, prawda? Jak zresztą pisałam, mnie bardzo często zdarza się nie zgadzać z opiniami na MALu (z tą różnicą, że czytam je zazwyczaj po obejrzeniu, a czasami nawet po napisaniu recenzji, żeby przypadkiem nie wpłynęły na moje przemyślenia), ale wiadomo jak to jest - na czymś trzeba się momentami opierać i doskonale rozumiem, jak komuś ochota po negatywnym komentarzu na obejrzenie czegoś przejdzie. Czasami lepiej po prostu nie czytać i jeśli coś nas ciekawi, po prostu to sprawdzić na własne oczy :) Ciężkie życie, haha! Ale wyrabianie sobie własnych opinii jest super i naprawdę polecam to robić nawet wbrew nie do końca przekonującym nas komentarzom (np. przy seriach popularnych - zdania są tak podzielone, że wątpię by ktokolwiek mógł na 100% stwierdzić, że nie warto)! :D Pozwoli to na poznanie własnych gustów, a to pomaga, bo grunt to wiedzieć czego się szuka i oczekuje. Przykład? Wiem, że gdyby ta seria bazowała na postaci żeńskiej na 99% by mi nie podeszła. Proste? No pewnie! :D To tak z serii "komentarzowych rad Akane", haha ;)
      Również gorąco gorąco Cię pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. Ja również obejrzałam Handę i mam bardzo podobne odczucia co do Twoich. W sensie, Barakamon to jedna z mych ulubionych serii, którą pokochałam całym sercem, stąd też pojawiła się u mnie wielka ekscytacja jak i radość na wieść o prequelu. Niestety, nie był on na tym samym poziomie co sequel, ale co poradzić. Nie zmienia to faktu, że i tak przyjemnie się oglądało. W ogóle mam wrażenie, że oceniłam to anime dość pobłażliwie tylko i wyłącznie ze względu na Barakamon >D" Swoją drogą, również napisałam parę słów na temat Handy u siebie, ale to raczej luźna opinia, nic. więcej :) O, klik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło wiedzieć, że ktoś ma podobne zdania, naprawdę! :D
      I już biegnę czytać, co Ty napisałaś ;)

      Usuń
    2. W sumie to nie często się zdarza, abym się zgadzała z czyjąś opinią, więc jakoś tak mi... Cieplej na duchu? Nie wiem jak to opisac, ale no, miło mi xD
      Swoją drogą, bardzo lubie czytac Twoje recenzje, choc rzadko się odzywam, bo w większosci opisujesz serie, których jeszcze nie obejrzalam. Ale w sumie dzięki Twym opisom wiem mniej więcej czego się spodziewac i czy faktycznie chce się za cos zabrac. Az sie nie moge doczekac kolejnego postu :D

      Usuń
    3. Ooo <3 Dziękuję!!!
      Zawsze jest milej, jak się okazuje, że ktoś się z naszym zdaniem zgadza zwłaszcza, jeśli jest to zdanie na temat czegoś, co w większości wcale nie sprawdziło się tak dobrze ;)
      Co do odzywania się to Cię jak najbardziej rozumiem i jestem naprawdę wdzięczna, że mimo wszystko czytasz moje recenzje, nawet jeśli później nie będziesz mogła skomentować ich swoimi własnymi przemyśleniami. No bo głupio jest co chwila pisać, że się nie oglądało, ale może obejrzy itd, prawda? Tak czy inaczej naprawdę dziękuję, a fakt, że czekasz na kolejne posty cieszy mnie jeszcze jeszcze bardziej! ^ ^
      Jeśli przekonam Cię kiedyś do obejrzenia czegoś, zachęcam do skomentowania recki nawet jeśli nie jest ona "najświeższa", że tak to ujmę ;) Staram się pilnować takich rzeczy, więc nie bój się, że Twój komentarz zostanie pominięty, a zawsze jest to dla mnie informacja, że ktoś być może się na moim zdaniu oparł i chciałby wymienić poglądami :) Gorąco pozdrawiam!

      Usuń