2016-12-21

0117. "Days (TV)", czyli letniego podsumowania cz.XV (ostatnia)

"Days (TV)"

Data premiery: 02.07.16
Czas trwania: 24 x ok. 24 min
Gatunek: Sportowe, Komedia, Shounen, Szkolne
Studio: MAPPA
Bazuje na: Manga

~Opis fabuły~
Tsukamoto Tsukushi jest niezdarnym, nie posiadającym żadnych szczególnych talentów, świeżo upieczonym licealistą. Pewnego dnia, jego kolega z klasy Kazama Jin ni stąd ni zowąd zaprasza go do rozegrania małego meczu piłki halowej razem z jego przyjaciółmi. Spotkanie to diametralnie odmienia życie Tsukushi'ego, w którym narodziło się marzenie gry w piłkę nożną i dołączenie do szkolnej drużyny. Niestety poziom Liceum Seiseki okazuje się być zbyt wysoki dla początkującego zawodnika, ale on nie myśli o poddaniu się! Podczas gdy Tsukushi każdego dnia ciężko pracuje by nie stać się ciężarem dla swoich kolegów, kapitan Mizuki Hisahito dostrzega w nim ukryty potencjał...


~Recenzja~
I tak jak zapowiadałam, nadszedł czas na ostatnią recenzję letniego podsumowania 2016! Choć Wiosną 2016 z wiadomych powodów nic dłuższego się nie pojawiło, wracamy do małej tradycji, która chyba nie potrzebuje wytłumaczenia jak i dlaczego, a mianowicie kończenia podsumowań seriami ponad 20-odcinkowymi ;) Tak sobie z ciekawości spojrzałam na listy z sezonów poprzednich i w sumie nie licząc tej Wiosny, za każdym razem przynajmniej jedna taka recenzja się pojawiła. Oczywiście Jesień 2014 wciąż zaskakuje i utrzymuje się na tle innych najlepiej, bo aż 6 dłuższych produkcji doczekało się wtedy swoich recenzji! No ale dzisiaj nie o tym ;) "Days (TV)", jak może pamiętacie, a jak wspominałam także przy okazji posta z "Battery" w roli głównej (>>tutaj<<), pomimo wpisywania się do gatunku moich ukochanych sportówek, nie przekonywało mnie do siebie jakoś szczególnie. Powodem tego była moja niepewność kierowana w stronę omawianej w nim dziedziny sportu a mianowicie piłki nożnej. "Noga", kolokwialnie mówiąc, jest tuż obok koszykówki i siatkówki trzecią królową sportów zespołowych (przynajmniej według mnie - baseball czy rugby nie są u nas już tak popularne jak np. w USA; no może jeszcze piłka ręczna, ale o niej anime jeszcze chyba nie było ;)), jednak chyba każdy zgodzi się ze mną, że mimo wszystko wyróżnia się ona na tle tej dwójki. Znacznie większe boisko, nieco więcej zawodników na nim, zasady są w tym przypadku mniej ważne, ale! Ciężko było mi sobie wyobrazić, jak twórcy poradzą sobie z pokazaniem gry na taką skalę rozmiarową (uprzedzając - "Captain Tsubasa" jeszcze nie oglądałam), jednocześnie utrzymując ją spójną, ekscytującą i płynną. Może to dziwne, ale tak właśnie miałam. No ale jak można było się po mnie spodziewać, również i "Days (TV)" przypadło mi do gustu, czego efektem jest oczywiście dzisiejsza recenzja. Jak poradziło sobie w całości? To właśnie spróbujemy sobie za chwilę rozstrzygnąć ;) Zapraszam do dalszego czytania!


Początkowo zaczęłam tutaj rozpisywać się na temat mojego planowania recenzji na blogu, żeby jakoś zgrabnie wyjaśnić Wam (jakby to nie było oczywiste...), jak to się dzieje, że posty na temat serii dłuższych takich jak "Days (TV)" właśnie, pojawiają się "świeże", czasem pisane albo kończone nawet tego samego dnia co emisja ostatniego epizodu (a "Days (TV)" otrzymało ten zaszczyt bycia jedynym tytułem, który przez jakiś czas, a właściwie przez dwa tygodnie oglądałam na bieżąco, żeby wyrobić się z jego recenzją), ale musiałam postukać się w głowę, bo przecież nie o tym mam teraz pisać. Temat mojego układania każdego podsumowania i próby organizacji w tym wszystkim mogę przedstawić Wam w jakimś osobnym poście specjalnym, jeśli chcecie i Was to interesuje - piszcie w komentarzach, bo to są całkiem ciekawe zmagania z mojej strony, a jak! ;) Tak czy inaczej, ja jako mistrz zmieniania tematu, przejdę już do tego, co może Was wszystkich tutaj w tym momencie przywiodło, a mianowicie recenzji. Wszyscy prawdopodobnie wiedzą na jakich zasadach działają sportówki i zdają sobie sprawę, że w większości zawsze chodzi o to samo. Od razu powiem, że z "Days" jest trochę inaczej i będę starała się moje stanowisko tutaj zgrabnie wytłumaczyć. Jeśli chodzi o bohaterów, to chyba nikogo nie zdziwię jeśli zaznaczę, że w anime z tego gatunku to właśnie oni mają największe pole do popisu, bo czym innym się wyróżnić i zdobyć sobie fanów, jak nie nimi. Tym razem twórcy odeszli nieco z motywu podnoszenia drużyny z dna, bo Liceum Seiseki w kwestiach piłki nożnej, uważana jest za jedną najlepszych w rejonie! Z przerażająco silnym kapitanem Mizukim Hisahito na czele, tzw. "czarny pochód" utalentowanych zawodników wzbudza respekt u zarówno słabszych jak i silnych klubów. Nawet jeśli od dwóch lat nie uczestniczyli w rozgrywkach krajowych (jak zostało powiedziane, co osobiście trochę mi się nie zgadza, bo jak liczyć umiem, tak Mizuki jest w klasie trzeciej i jako pierwszoroczny już znalazł się na krajowych, więc skoro Seiseki ponownie celuje w krajowe, to jedynie w drugiej klasie im się to nie udało...?), nikt nigdy nie ośmielił się powiedzieć, że poziom Seiseki jakkolwiek spadł. Wszyscy jednak trzęsący pordkami na samą myśl o zagrożeniu jaki owa drużyna sprawia, zaczynają wątpić w plotki o intensywności treningów i jak to dostają się na nie tylko najlepsi, kiedy przed ich oczami ukazuje się nowy zawodnik - drobniutki, niewinny i niezdarny Tsukamoto Tsukushi, który o piłce wie tyle co kot napłakał. Ale nikt z nich nie wie, że aby dostać się do drużyny musiał on dać z siebie 1000% procent ciężkiej pracy, by jako początkujący piłkarz, nadgonić swoich doświadczonych kolegów. Także jak widać, tym razem nie skupiamy się wcale na genialnym graczu, który podnosi poziom upadającej drużyny, ale na słabieńkiej ciapie, w której miłość do piłki nożnej zaszczepił młody geniusz, Kazama Jin, niewinnym zaproszeniem do wspólnej gry. Miła odmiana, prawda? Szczerze Wam powiem, że jak takie niezdary potrafią działać na nerwy, Tsukushi od razu wzbudził we mnie pozytywne uczucia. W jego nagłym zainteresowaniu sportem było coś szczerego, coś co usilnie kazało mi trzymać za niego kciuki i krzyczeć, by się nie poddawał. Nikt w niego nie wierzył, nawet Kazama, który zdawał sobie sprawę, że treningi w Seiseki dla osoby początkującej będą zbyt dużym wyzwaniem. Ale Tsukushi nie pozwolił na to, by przeciwności losu pogrzebały jego marzenia - parł do przodu, poświęcał się aby tylko nie być zbędnym balastem dla reszty. Postawa godna podziwu i od razu wiadome, co "Days (TV)" ma na celu widzowi przekazać. Idź dalej, nie przestawaj, a na pewno przyniesie to swoje rezultaty. No dobra... Muszę niestety trochę sobie ponarzekać. Jak pozytywnym mottem by się to nie wydawało, twórcy bardzo szybko zaczęli z nim mocno przesadzać. Tsukushi ni stąd ni zowąd wypiętrzony został do roli jakiegoś boga, który rozwiąże problemy wszystkich wokół. Rozumiem, że reszta poczuła się naprawdę zmotywowana jego ciężką pracą, ale bez przesady, nie musimy od razu robić z niego karty atutowej zwłaszcza, że jego gra w większości przypadków zbiega się jedynie do "biegania dla drużyny". Nienaturalnie przyspieszony został proces, w którym z niezdary, staje się on kluczowym graczem i podczas gdy praktycznie nadal nic nie potrafi, a jego trening polega tylko na okrążeniach w okół szkoły, nagle znajduje się on w pierwszym składzie i co więcej, wzywany jest wtedy, gdy drużyna ewidentnie ma problemy na boisku. Wtedy też okazuje się, że Tsukushi posiada jakieś umiejętności, co zaskakuje, zwłaszcza, że nie często pokazywane jest, jak się ich nauczył. To tak jakby próbować z jajecznicy zrobić jajko sadzone, albo o! Porównajmy to do Kuroko z "Kuroko no Basuke". Talentem Kuroko są jego podania, ale SPOILER w dalszych sezonach udaje mu się udoskonalić taką formę podania, dzięki któremu jest on w stanie zdobywać punkty. SPOILER Wyobraźcie sobie jednak, że w sezonie pierwszym, zostaje on włączony do gry właśnie w celu zastąpienia powiedzmy... Kagami'ego. Niemożliwe, a w "Days" właśnie coś takiego możemy zaobserwować. Tsukushi jako rasowy, ale nieco nieefektywny główny bohater musi, po prostu musi, znajdować się na pozycji napastnika, gdy doskonale każdy z widzów jest w stanie zauważyć, to nie jest jego miejsce i lepiej poradziłby sobie gdzie indziej, że o zapominaniu o zasługach innych nie wspomnę. Motywowanie zawodników i polepszanie atmosfery ma swoje granice, o których tutaj twórcy pozwolili sobie zapomnieć.


No ale wbrew temu, że Tsukushi jest postacią w okół której dosłownie wszystko się kręci, Seiseki to nie tylko on, a na boisku oprócz niego znajduje się jeszcze 10-ciu zawodników + rezerwowi. Zacznijmy może od serca drużyny - kapitana Mizuki'ego. Japoński Kapustka, młody geniusz, który już w tak młodym wieku dostaje propozycje trenowania w profesjonalnych klubach. Wszyscy kapitanowie jakich na swojej animowej drodze spotkałam posiadali mniej więcej podobny charakter, w którym dominującymi cechami były oczywiście charyzma, umiejętność przywrócenia drużyny do pionu (czasami nieco agresywnie) i względna powaga. Jak dwóch pierwszych nie można Mizuki'emu odmówić, tak "Days" ponownie postanowiło nieco pozmieniać i szybko okazuje się, że trzecia cecha nie ma u niego racji bytu. Mizuki to idiota (ale i tak go lubię!), a kiedy staje się to jasne, naprawdę ciężko jest pomyśleć o nim jako o kimś godnym swojego mienia. Może i strzeli kilka goli, i czasem podbuduje swoich kolegów jakimś niezrozumiałym słowem, ale zdecydowanie bardziej pasowałby do tej roli ówczesny wicekapitan, dużo poważniejszy i rozważniejszy Usui Yuuta. Całe szczęście wyjaśnione zostało, dlaczego tak a nie inaczej wygląda "przywództwo" w Seiseki, a im więcej o tym myślę, tym bardziej podoba mi się (bo z początku nie byłam przekonana) jak miłą odmianę twórcy nam tutaj zaprezentowali :) Jeśli chodzi o resztę to znajdziemy tutaj kilka dość znanych typów, o których nie będę się jakoś specjalnie rozpisywać, bo chciałabym wspomnieć o innej kwestii, która nie do końca mi się w "Days" spodobała. Już sobie powiedzieliśmy, że sportówki to przede wszystkim bohaterowie. W anime o sportach drużynowych to właśnie słowo DRUŻYNA odgrywa najważniejszą rolę, a celem autorów powinno być utworzenie jak największej więzi między nimi wszystkimi a widzem. Piłka nożna ma o tyle trudniej, że zawodników nie jest pięciu czy sześciu a jedenastu, z czego nie można zapomnieć o tych, którzy nie grają w pierwszym składzie. Niestety moje obawy się potwierdziły. Skupiając się głównie na Kazamie, Tsukushim, Mizukim, potem trochę na grupce pierwszaków czyli Kurusu, Nitobe i Nakijim (którzy nie zawsze grają w regularnych meczach), a później jeszcze nieco na Ooshibie, Kimishitcie, Usui'u i Haibarze (dodam, że musiałam podpierać się listą bohaterów, bo nie wiem czy byłabym w stanie ich imiona powtórzyć bez niej), okazuje się, że Seiseki bardziej niż drużynę, przypomina grupkę indywiduów. Na boisku gra zazwyczaj Kazama, Mizuki, Ooshiba (na zmianę z Tsukushim), Kimishita, Haibara i Usui. Można ich nazwać stałą siódemką, ale co z resztą? Brakuje mi poświęcenia więcej czasu bramkarzowi Inoharze, czy temu rudawemu zawodnikowi z koczkiem, którego nazwiska nawet nie ma na liście na MALu. Pozostają jeszcze zapychacze, o których wiedzę mamy znikomą, prawdopodobnie raz czy dwa widzieliśmy ich twarze. I jak tu utworzyć więź z drużyną, kiedy obserwuje się w niej takie braki, że o większej więzi i współpracy między nimi samymi nie wspomnę? Ja na ich miejscu czułabym się mocno pominięta, bo co z tego, że ktoś powie, że "o, ten to jest dobry w tym"? No właśnie nic jeśli nie zostaną oni widzowi poprawie przedstawieni. Tyczy się to też przeciwników, którzy przychodzą oglądać i komentować mecze Seiseki, bo zdarzało się, że nie miałam pojęcia kogo widzę na ekranie (nie liczę Indou i tych, z którymi nasi bohaterowie zagrali jakieś ważniejsze mecze), a wyglądali oni na dość "ważnych". Niby małe szczegóły, ale w anime sportowym są one naprawdę ważne by w pełni poczuć to, co się w rzeczywistości ogląda. Gdyby jednak wziąć ten tytuł ze strony tej "niesportowej" to muszę przyznać, że tych, którzy twórcy raczyli nam bliżej przedstawić (nieważne czy wcześniej czy później, bo i to jest stałym elementem tej serii - ponad połowa odcinków za nami, poznaj jednego z głównych graczy Seiseki!), naprawdę polubiłam :) Dopóki nie zaczynają myśleć o piłce, jest to banda naprawdę przesympatycznych idiotów, którzy doprowadzili mnie do śmiechu nie raz i nie dwa razy. Szkoda tylko, że jeden sezon to był dla nich wszystkich czas jak widać zbyt krótki i może gdyby nie faworyzowano niektórych z nich, dużo łatwiej byłoby mi postrzegać teraz Seiseki jako drużynę, a nie po kolei czytając Tsukushiego, Kazamę i tak dalej, i tak dalej...


Już o tym wspominałam, ale mnie w sportówkach najbardziej podoba się to, że podczas oglądania towarzyszą mi ogromne emocje i jak pewnie się domyślacie, marny los tych, którzy pomimo sprzyjającemu temu charakterowi, nie spełniają moich oczekiwań. "Days (TV), cóż.... Ponownie daje mi do zrozumienia, że jako seria o tematyce sportowej sobie nie radzi. Bohaterowie zostali w tej kwestii spartaczeni, a za nimi pociągnięta została również fabuła. Pomimo iż posiada w sobie trochę nowości, o których pisałam wcześniej, nie można nie zauważyć również bardziej standardowych elementów, które zdecydowanie nie czynią tej serii nieprzewidywalną i zaskakującą. Zaskakujące było to, że Tsukushi jest ciapą, a mimo to wszyscy go wielbią, a Mizuki tłumaczy wszystko określeniami "wziuuum, booom, szuuu i bam". Reszta zdecydowanie mniej i być może też dlatego (+ brak więzi z drużyną przez większą część czasu, co ma ogromne znaczenie) oglądanie meczów Seiseki nie wymagało ode mnie ani trochę zaangażowania emocjonalnego, bo wiadomym było, że tak się stanie i kropka. Może w ostatnich odcinkach coś faktycznie poczułam (też jakaś więź z nimi się narodziła), ale jak na anime 24-odcinkowe, gdzie duży procent skupia się na grze, jest to zdecydowanie zbyt mało. Naprawdę mnie to boli, bo ogólnie rzecz biorąc jest to bardzo sympatyczna i niezwykle zabawna pozycja. Anime sportowe, które utyka na kwestii sportu - jak dziwnie to nie brzmi, tak właśnie prezentuje się "Days (TV)". Próbowało dorównać słynnym sportówkom, ale nie wyszło. Zdarzało się nie mieć sensu i na siłę kreować się na coś więcej (tak jak te trzy LEGENDARNE strzały Seiseki - Mizuki, Ooshiba i Kazama, który jest w drużynie od jakichś dwóch miesięcy XD) - przerost formy nad treścią, ale przynajmniej udało im się zrobić z tego całkiem niezłą komedię (bez podtekstów o parodii) i dzięki temu nie spisać tytułu na całkowite straty, nie męcząc też jakoś specjalnie podczas oglądania. Jeśli szukacie tutaj jedynie sportu - odradzam ew. przygotujcie się na coś z deczka innego. Jeśli chcecie spędzić miło czas, niekoniecznie zwracając uwagę na temat główny - może być to naprawdę sympatyczny seans. Jestem trochę zawiedziona, ale nie żałuję spędzonego na "Days (TV)" czasu. Bawiłam się dobrze, ale wiem, że bawiłabym się jeszcze lepiej, gdyby trochę inaczej potraktowano postać Tsukushi'ego, resztę zawodników i co za tym idzie, wątek sportu, bo wydaje mi się, że pierwszy i główny problem leży właśnie w tym, co opisywałam w poprzednich akapitach. Jeśli chodzi o kontynuację, to została zapowiedziana. Myślę, że dam jej szansę. Skoro w jednym sezonie się nie wyrobili, to może drugi coś na to poradzi, zwłaszcza, że w ostatnich odcinkach w końcu poczułam to co powinnam od początku serii? Poza tym zawsze więcej śmiechu i chcę zobaczyć, jak słowa Mizuki'ego (Ci co oglądali wiedzą do czego zmierzam ;)) przeradzają się w prawdę. Także nie jest wcale tak źle, pomimo iż sportówka to jest póki co mierna, haha! Dodam jeszcze, że od mniej więcej 10-ego epizodu, na początku każdego z nich dodawana została "przypominajka" z odcinka poprzedniego. Dla oglądania z przerwami pomysł jak najbardziej ok, gdyby odrobinę czasami skrócić jej długość i nie robić z tego po prostu powtórzenia ostatnich minut (stąd cudzysłowie).


MAPPA jest jednym z moich ulubionych studiów, a przynajmniej wiem, że mogę się po nim spodziewać czegoś dobrego. "Days (TV)" zaproponowało widzom całkiem oryginalną kreskę, wzbogaconą nasyconymi kolorami i ku mojemu niezadowoleniu, dużą ilością CG. Już tłumaczę, bo ponownie wkraczamy na temat moich obaw odnośnie rozmiarów omawianego sportu. Wszystkie sceny z lotu ptaka zawierały animacje komputerowe i poniekąd rozumiem dlaczego tak, a nie inaczej. Boli mnie tylko, że były to praktycznie jedyne animacje, jakie mogliśmy w tym anime oglądać, bo takie normalne 2D, wykorzystywane przy zbliżeniach, ograniczyły się do mało atrakcyjnych wizualnie podań czy zagrań, a ich miejsce zajmowały "nieruchome" klatki. Mam nadzieję, że chociaż trochę rozumiecie o co mi chodzi, ale w dobie dzisiejszych technologii, jest to niestety zbyt mało. Sama grafika szczerze mówiąc najlepsze wrażenie robiła w odcinkach pierwszych, później obnażając coraz więcej swoich niedoskonałości. Może dlatego, że zaczęły się mecze? O tyle dobrze, że będąc dość nietypową, przyczyniła się do podkreślenia charakteru serii. Przejdźmy więc do soundtracku. Nazwisko Ike Yoshihiro znane nam już jest z dwóch sezonów "Kuroko no Basuke" i "Shingeki no Bahamut: GENESIS" (>>recenzja<<). Szczerze się przyznam, że nie zapada on w pamięci jakoś specjalnie, czasami trzeba też sobie o nim przypomnieć, ale po krótkim odświeżeniu go sobie stwierdzam, że jest on jak najbardziej ok. Może większych szans na wyróżnienie w końcowym podsumowaniu mieć nie będzie, ale przynajmniej budował nastrój podczas oglądania, a twórcy nie zapomnieli, jak duży wpływ na sportówki ma w rzeczywistości muzyka. Tutaj była ona tak sympatyczna jak sama produkcja i z chęcią przesłucham go sobie, jak tylko będę miała okazję. W kwestii openingów i endingów standardowo otrzymaliśmy zestawienie dwóch piosenek początkowych, czyli "Wake We Up" i "Higher Climber" od HOWL BE QUIET oraz dwóch piosenek końcowych - "EVERLASTING DAYS" (Seiseki High School Soccer Club - Yoshinaga Takuto, Matsuoka Yoshitsugu, Namikawa Daisuke, Ono Daisuke i Miyano Mamoru) i "DAYS" (Shout it Out). Takie pocieszne i skoczne kawałki, choć nie będę ukrywać, że bardziej do gustu przypadła mi para druga.


~Podsumowanie~
"Days (TV)" nie poradziło sobie najlepiej, jak zresztą po ocenie będzie widać (nawet nie wiecie, jak trudno było mi go ocenić... to uczucie kiedy wydaje ci się, że oceniasz coś zbyt pobłażliwie i zbyt ostro jednocześnie). Trochę to zabawne i dziwne, bo tytuł jest jednym z tych sympatyczniejszych w tym sezonie, ale niestety na miano dobrej sportówki, trzeba sobie zapracować. Anime nie poradziło sobie wystarczająco ze swoim głównym gatunkiem, a takie są właśnie tego konsekwencje. Jednym jednak może się pochwalić. Zabiorę się za jego kontynuację, a znalazły się ostatnio recenzje takich serii, które pomimo lepszej oceny, wcale nie są pod tym względem u mnie takie pewne. Poza tym uśmiałam się na wielu jego odcinkach! Szkoda, że tak naprawdę chyba dopiero od drugiego sezonu będę miała szansę naprawdę poczuć to, co oglądam...


Fabuła: 2,5/5
Bohaterowie: 2,5/5
Grafika: 2/5
Muzyka: 3,5/5
Ocena ogólna: 3/5

Ocena końcowa: 5,4/10 
A Wy co sądzicie o "Days (TV)"?


Ponieważ Święta się zbliżają, a następny post z końcowym podsumowaniem Lata 2016 ukaże się dopiero 25-ego grudnia, chciałabym już teraz życzyć Wam ciepłych, rodzinnych i cudownych Świąt Bożego Narodzenia. Niech ten czas minie Wam spokojnie i miło w towarzystwie ukochanych osób, udekorowany wymarzonymi prezentami i oczywiście... duuuużą ilością pysznego jedzonka, bo czym są Święta bez barszczyku czy karpia i innych dań? ;) Wykorzystajcie ten wolny czas jak najlepiej możecie i potraficie, wypocznijcie czy to przed powrotem do szkoły, pracy, czy zabawą Sylwestrową ;) No a jeśli Sylwester to i Nowy Rok! Niech rok 2017 przyniesie Wam 365 pomyślnych dni pełnych pomyślności, zdrowia i uśmiechu, a nawet jeśli przyjdą też te gorsze i nie do końca miłe, życzę Wam odwagi i siły do pokonywania wszelkich trudności. Jeśli praktykujecie tradycję postanowień noworocznych, trzymam mocno kciuki w ich spełnianiu! Wszystkim maturzystom życzę zdania matury i dostania się na wymarzone studia, studentom zaś, zaliczenia wszystkich egzaminów w pierwszym terminie - mnie też to już w tym roku czeka ;) Motywacji do pracy, nie poddawania się lenistwu i spędzania dni jak najbardziej produktywnie - wszystko to by za 12 miesięcy móc sobie powiedzieć, że rok 2017 był dla nas dobry i wykorzystaliśmy go na 100%! A najważniejsze to by się nie poddawać, iść cały czas do przodu, żyć w zgodzie ze sobą, spełniać swoje pasje i dbać o to co nas otacza! Jeszcze raz: Wesołych i Spokojnych Świąt oraz Szczęśliwego i Pomyślnego Nowego Roku!!!


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

13 komentarzy:

  1. Nie oglądałam, choć momentami zastanawiałam się, czy może jednak to zmienić. Sama nie wiem. Trochę dużo tych sportówek ostatnimi czasy się ukazuje. xD
    Wesołych Świąt! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, ale nie żebym jakoś specjalnie nad tym faktem ubolewała ;) Choć póki co żadna nie dosięgnęła sukcesu "Kuroko no Basuke" i "Haikyuu!!" :(
      Wesołych Świąt!!

      Usuń
  2. Ciekawa recenzja. Choć nadal nie wiem, czy się skusić, czy nie. D: Miałam w planach zachaczyć o ten tytuł w przyszłości, ale najpierw chciałam nadrobić inne zagłości (sequele kilku anime czekają!). Ale ostatnio mam ochotę obejrzeć jakąś sportówkę (po seansu YOI). Z tego typu serii, póki co oglądałam i czytałam "Kuroko no Basuke", "Haikyuu!!", "Free!" (które zaczęłam oglądać, gdy wyszło kilka odcinków i którego nadal nie skończyłam ^^'), "Yuri! On Ice" (trochę odbiega od reszty tytułów, jeśli wiesz, co mam na myśli xD) oraz "¡Viva la FIFA!" (to akurat jest komiks polskiej autorki, ale pasuje do tej kategorii). Myślisz, że "Days (TV)" nadaje się na kolejną serię z tego gatunku, czy raczej powinnam najpierw obejrzeć coś innego? Np. "Yowamushi Pedal", "Diamond no ace" lub "Prince of Tennis"? Ps. Oglądałaś może YOI?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Seansie (meh, ta autokorekta mnie kiedyś wykończy!)

      Usuń
    2. Tak jak pisalam, "Days" trochę podupada w kwestiach sportu jednak sama w sobie jest to naprawdę sympatyczna seria. Na pewno nie dorównuje "Kuroko no Basuke" czy "Haikyuu!!". Reszty tytułów, o których wspomniałaś prócz "Free!" i "Yuri!!! on Ice" (a więc odpowiadając na Twoje pytanie: tak, recenzja pojawi się wkrótce) jeszcze nie oglądałam. Wszystko zależy od tego jak bardzo krytyczna jesteś i jak bardzo zależy Ci na wysokim poziomie pod względem sportu :) Proponowałabym zająć się którąś z owych trzech produkcji, a "Days" zostawić sobie na np. po wyjściu sequela. Poczytaj też inne opinie, ale według mnie nie jest to pozycja obowiązkowa jeśli chodzi o sportówki.

      Usuń
    3. Hmmmm... Dziękuję za odpowiedź, dałaś mi do myślenia. W takim razie na razie obejrzę "Diamond no Ace". :D Choć coś czuję, że za "Days" też się wkrótce wezmę. :3

      Usuń
    4. Aktulnie jestem po obejrzeniu 40 odc. "Diamond no Ace" i pomyślałam, że mogłabym Ci tą serię polecić. :) Naprawdę nie rozumiem, czemu to anime nie zrobiło wokół siebie takiego szumu jak "Kuroko no Basuke" czy "Haikyuu!!". Także, gdybyś kiedyś znalazła więcej czasu albo coś, to gorąco polecam. :D

      Usuń
    5. Na pewno kiedyś zerknę ;) Wielokrotnie ją mijałam na różnych stronkach, ale tyle anime - tak mało czasu niestety :( Póki co zajmuję się oglądaniem innych pozycji z mojej listy, ale może jak czas i chęci pozwolą, zrobię jakąś nową serię recenzji o sportówkach? Poczekamy, zobaczymy :)

      Usuń
  3. Oby te życzenia maturalne się spełniły XD Ja Tobie też życzę zdania egzaminów, abyś spędziła te Święta w rodzinnej atmosferze i więcej ciekawych anime!
    Samego anime raczej nie oglądnę, ale strasznie dziwna jest pierwsza scena z jego openingu. Gość na dzień dobry dostaje w łeb XD Tego jeszcze nie było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spełnią się spokojnie - nie ma co się stresować ;) No i również dziękuję bardzo za życzenia :)
      Mniej więcej tak wygląda połowa samego anime, haha!

      Usuń
  4. Akurat z "Days" praktycznie na wstępie zrezygnowałam, bo piłka nożna to raczej nie moje klimaty. Czytając Twoją recenzję dochodzę do wniosku, że chyba dobrze zrobiłam. Denerwowałyby mnie wady, które wymieniłaś, a po "Haikyuu!!" pewnie najbardziej brakowałoby mi jakiejś silniejszej więzi pomiędzy bohaterami i zżycia z nimi (no i tego poczucia, że faktycznie są drużyną).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci tak. Oglądając "Days" przez dłuższy czas po kilka odcinków dziennie, przeszkadzało mi to o wiele bardziej, niż później, jak sobie już ładnie epy nadrobiłam. Być może to też miało wpływ na to, że koniec końców coś tam na finał mnie tchnęło, ale tak czy inaczej anime 24-ero odcinkowe i dopiero wtedy jakaś poprawa? I kto wie czy przy totalnym maratonie też byłoby tak samo. Nie za dobrze to świadczy o anime jako sportówce, mimo iż cały czas twierdzę i twierdzić będę, że "Days" jest serią przesympatyczną, co znacznie poprawia też jej ocenę. Więź niby jakaś jest, ale mnie osobiście najbardziej denerwowało to, że dużo bohaterów jest pomijanych przez co była ona słabo odczuwalna. Coś ewidentnie nie zagrało, ale przez wzgląd na miły czas nad tym tytułem spędzony, nie powiem że nie, dam jej szansę jeszcze w drugim sezonie.

      Usuń