2015-02-15

016. "Shingeki no Bahamut: GENESIS", czyli jesiennego podsumowania cz.V

"Shingeki no Bahamut: GENESIS"
Data premiery: 06.10.2014
Czas trwania: 12 x ok. 24 min
Gatunek: Akcja, Przygodowe, Fantasy
Studio: MAPPA

~Opis fabuły~
Dawno temu, kiedy za sprawą potężnej i przerażającej bestii zwanej Bahamutem, świat bliski był całkowitemu zniszczeniu, ludzie, bogowie i demony postanowili połączyć siły i razem przeciwstawić się czekającej ich zagładzie. Wtedy też najwyższy z bogów Zeus oraz król demonów Szatan stworzyli razem klucz pieczętujący Bahamuta i rozdzielili go pomiędzy oba światy, aby ten nigdy już nie był w stanie się przebudzić. W ten właśnie sposób mija 2000 lat pokoju, który kończy się wraz z dniem, w którym boska część klucza zostaje skradziona przez pewną, tajemniczą dziewczynę...



~Recenzja~
Kiedy tuż po rozpoczęciu sezonu jesiennego nadszedł czas na sprawdzanie coraz to nowych tytułów, którymi przeróżne studia postanowiły nas tym razem poczęstować, w oko rzuciła mi się pewna tematyka, czy może raczej cecha, w zależności jak wolicie owy szczególik nazwać ;) Być może tylko ja będę kojarzyć sobie jesień 2014 roku w podobny sposób, ale pomimo dosłownie kilku tego typu serii, elementem, który zdawał się wyróżniać i dominować na tle pozostałych produkcji, były dość odległe (a'la średniowieczne albo jeszcze wcześniejsze) czasy. Zwłaszcza trzy z nich wydają się być bardzo do siebie podobne i jednym z owych tytułów jest właśnie "Shingeki no Bahamut: GENESIS", które stworzone zostało na podstawie, uwaga... gry karcianej. Podczas sezonu letniego studio MAPPA zaszczyciło nas świetnym "Zankyou no Terror" (>>recenzja<<) i choć ja osobiście nie zwróciłam na owy fakt większej uwagi i co za tym idzie, nie powiązałam z tym żadnych nadziei względem ich nowego projektu - z ręką na sercu mogę przyznać, że "Shingeki no Bahamut: GENESIS" zasługuje na znalezienie się w co najmniej piątce najlepszych serii sezonu jesiennego i co więcej, ma szanse na powtórzenie sukcesu swojego poprzednika. Ciekawi? Zapraszam do dalszego czytania dzisiejszej recenzji! :)


Zaraz po wstępie do całej fabuły ukazującej walkę z Bahamutem kilka tysięcy lat temu, kiedy to doszło do zapieczętowania go w stworzonym przez Zeusa i Szatana kluczu, stajemy się świadkami zażartego pojedynku pomiędzy rudym afro-manem Favaro Leone a przystojnym i zdeterminowanym na pokonanie przeciwnika Kaisarem Lidford. Mimo, że oboje są jednymi z główniejszych bohaterów owej serii, z początku przychodzi nam śledzić poczynania pierwszego z nich, który przez jedno kłamstwo za dużo, wpakował się w dość poważne i nie tak łatwo rozwiązywalne tarapaty.... Ale od poczatku ;) Favaro jest tak zwanym Bounty Hunterem, łowcą nagród, który przez polowanie na demony zarabia na życie - życie w zabawie, alkoholu i innych ziemskich przyjemnościach. Do skromnych ludzi to on nie należy a i szczerość również nie jest jego mocną stroną i właśnie będąc na jednej z popijaw po udanym polowaniu, z jego ust pada słowo "Helheim" i tajemny skrót prowadzący do tej tajemniczej krainy. Na jego nieszczęście, bo oczywiście to co powiedział było jednym wielkim kłamstwem, jego przechwałki usłyszała pewna młoda dama - nasza kolejna bohaterka - Amira, która pomimo ludzkiego wyglądu jest demonem, co więcej nie byle jakim, bo jak się szybko dowiadujemy, to właśnie ona wykradła z boskiego świata część klucza pieczętującego Bahamuta. Jej celem jest wspomniane przez Favaro Helheim, więc żeby nie paść ofiarą tego kłamliwego, nie wartego zaufania mężczyzny, który za pocałunek obiecał jej powiedzieć o owym, tajemniczym skrócie - rzuca na niego zaklęcie umowy, po którym naszemu bohaterowi wyrasta piękny, demoniczny ogon! I w ten właśnie sposób rozpoczyna się ich przygoda: z jednej strony będąca poszukiwaniem nieznanej nikomu krainy przez Amirę, a z drugiej szukaniem sposobu na pozbycie się swojej nowej części ciała przez Favaro, który pragnie jedynie wydostać się z tej coraz bardziej nieciekawej i niebezpiecznej sytuacji bez większych konsekwencji - co jak pewnie się szybko okaże, nie będzie wcale takim łatwym zadaniem. W późniejszych odcinkach do akcji wkroczy także Kaisar, który ewidentnie z całego serca nienawidząc swojego rudego rywala (oczywiście dowiemy się dlaczego, a jak! :D), nieustannie ściga go chcąc wyrównać między nimi wszelkie rachunki. Z czasem zyska także nową towarzyszkę, ale to już zupełnie inna, równie ciekawa historia... Więc! Jedną z perełek "Shingeki no Bahamut: GENESIS" jest zdecydowanie postać Favaro, która pomimo swojego z wierzchu zepsutego charakteru, okazuje się być postacią baaaardzo pozytywną. Z jednej strony wierny kompan, z drugiej przebiegły, dbający jedynie o swój własny tyłek kłamca - spodziewać się po nim można dosłownie wszystkiego, przez co nigdy nie wiadomo co zaraz zrobi czy wymyśli. Myślę, że nieprzewidywalność naszego rudzielca, a przy tym zabawne i ciekawe usposobienie czyni go jednym z najlepszych bohaterów całej serii, jak nie całego sezonu jesiennego ;) Generalnie, kwestię postaci można uznać za niezwykle udaną i przemyślaną. Pomimo jedynie dwunastu odcinków autorzy poczęstowali nas nieźle rozwiniętymi, niebanalnymi i dopełniającymi się bohaterami, więc naprawdę ciężko jest tam znaleźć jakąś "dziurę". Bardzo dobra robota i choć nie wszystkich udało mi się polubić tak samo jak Favaro (Amira chociażby - myślałam, że będzie bardziej rozgarnięta i niezależna, a tu proszę...), mimo to będę sobie ich wspominać bardzo przyjemnie :)


Z "Shingeki no Bahamut: GENESIS" spokojnie mógłby powstać pełnometrażowy film. Bez żadnych poprawek czy dodatkowych wątków - byleby tylko nie oszczędzać na efektach specjalnych, aktorach i innych szczegółach. Fabuła jest bardzo ciekawa i naprawdę nie wiem jak autorom udało się stworzyć coś tak dobrego na podstawie gry karcianej. Być może tylko dla mnie początek wydał się odrobinę chaotyczny (choć jak teraz na to patrzę to nie wiem co chaotycznego ja w nim niby widziałam...) i dopiero z czasem udało mi się przyzwyczaić do dość szybkiej akcji, ale nie ważne jak bardzo bym zaprzeczała, historia przedstawiania w tych 12 odcinkach (+ odcinek 6,5 będący recapem poprzednich epizodów) wciągała w 100%. Za jedyny minus uznałabym zakończenie - jeden odcinek na "ostateczny koniec" to dla mnie zdecydowanie za mało i odniosłam wrażenie, jak gdyby autorzy na siłę chcieli się ze wszystkim zmieścić w tych niecałych 24-ech minutach. Lepszym rozwiązaniem byłoby rozbicie i wyemitowanie jeszcze jednego, 13-ego odcinka, co nie zmienia faktu, że fabularnie trzymało poziom do samego końca. Takie jest moje zdanie :) I czy tylko mnie momentami "Shingeki no Bahamut: GENESIS" kojarzyło się z "Władcą Pierścieni", czy faktycznie istnieją jakieś podobieństwa pomiędzy nimi (topos wędrówki? mój polonista byłby ze mnie dumny >,<)...? Swoją drogą naprawdę miło byłoby zobaczyć ekranizację live action... Póki co czekamy na sezon drugi, gdyż "I'll be back" na końcu baaaardzo zobowiązuje do kontynuacji i nie obrażę się, jeśli faktycznie obietnica ta zostanie niedługo spełniona ;)


Podobnie jak podczas recenzowania letniego "Zankyou no Terror", w kwestiach technicznych MAPPA nie pozostało w tyle i zaszczyciły widzów nieprzeciętną kreską i świetną oprawą dźwiękową. "Shingeki no Bahamut: GENESIS", przynajmniej graficznie, wypada nawet lepiej niż swój poprzednik i tym razem naprawdę trudno o cokolwiek, o co można by się przyczepić. Świetna kreska, ciekawy projekt postaci, płynne animacje... O typowo komputerowe elementy nie ma się co obrażać (z tym trzeba się niestety pogodzić), bo nie dość, że znajdują się one obecnie w niemalże każdej produkcji, tutaj nie były one aż tak nachalne i nie zmniejszały przyjemności z oglądania - a przynajmniej nie tak bardzo, bo wiadomo - nie wszyscy są do czegoś takiego przyzwyczajeni (mnie samej również nie podobały się wszystkie tego zastosowania). Tak czy siak - jest bardzo dobrze, wręcz doskonale i nie sądzę by na dzień dzisiejszy ktokolwiek mógł skomentować grafikę "Shingeki no Bahamut: GENESIS" jako biedną czy słabą. Nie mylmy techniki i umiejętności z gustami! ;) W poprzednim akapicie wspomniałam coś na temat mojego pragnienia zobaczenia filmu na podstawie tego tytułu. Ponieważ chodzi mi tutaj o live action, ciężko by było zawrzeć w niej zaprezentowaną nam kreskę, jednak co innego tyczy się muzyki, która spokojne nadawałaby się do całego projektu. Pan Ike Yoshihiro (który jak teraz patrzę odpowiedzialny jest także za OST do drugiego i obecnie emitowanego, trzeciego sezonu "Kuroko no Basuke" - wydaje mi się, że nawet widzę cień podobieństwa ;)) wykonał kanał naprawdę dobrej roboty. Poza tym openineg ("Existence" - SiM) plasuje się naprawdę wysoko jeśli chodzi o piosenki początkowe tej jesieni (o ile nie najwyżej...) i z niecierpliwością czekam na jakiś znak odnośnie wydania całego singla, bo wersja "minuta trzydzieści sekund" mnie w pełni nie zadowala ;) Ending ("Promised Land" wykonywany przez Shimizu Risę, która też podkładała głos Amirze) jest o wiele spokojniejszy, ale mimo to również mi się spodobał i kilka razy nawet złapałam się na nuceniu go sobie pod nosem. Więc czy mogło być jeszcze lepiej? ^ ^ Nie, bo "Shingeki no Bahamut: GENESIS" jest już w 100%  d o s k o n a ł e!


~Podsumowanie~
Czy musimy mówić jak bardzo "Shingeki no Bahamut: GENESIS" jest obowiązkową serią sezonu jesiennego 2014 i jak bardzo polecam Wam jego obejrzenie? ;) Oj, wyczuwam wysokie noty, wyczuwam... ^ ^ Niewątpliwie będzie to jedna z tych serii, którą z przyjemnością obejrzę ponownie i znając mnie - zajmie mi to tylko kilka godzin, bo nie wiem czy zdołam się oderwać na więcej niż rozprostowanie kości, pójście do toalety i do lodówki po coś do żarcia ;) Rezerwujcie czas i oglądajcie, a potem razem wyczekujmy sezonu drugiego! ^ ^ / Kropka.

Fabuła: 5/5
Bohaterowie: 5/5
Grafika: 5/5
Muzyka: 5/5
Ocena ogólna: 4,5/5

Ocena końcowa: 9,8/10 
 A Wy co sądzicie o "Shingeki no Bahamut: GENESIS"? 


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

2 komentarze:

  1. Oglądałam, ale do końca nie dałam rady. Na początku faktycznie myślałam, że Amira będzie bardziej ogarnięta - w początkowych odcinkach faktycznie była, ale potem zrobił się z niej typ dziecinnej bohaterki, a takich najbardziej nie cierpię. Jakoś nie mam nawet motywacji, aby dokończyć oglądanie, za to w openingu jestem zakochana - bardzo mi się spodobał. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze już od jakiegoś czasu czaję się na ten tytuł i chyba go teraz obejrzę skoro mam jeszcze wolne. Zafascynowała mnie kreska, podoba mi się opis, więc nie rozumiem czemu w ogóle się jeszcze zastanawiam. ^^'

    OdpowiedzUsuń