2015-04-19

025. "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rodno", czyli jesiennego podsumowania cz.XIV

"Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo"
Data premiery: 04.10.2014
Czas trwania: 25 x ok. 24 min
Gatunek: Akcja, Sci-Fi, Mecha, Ecchi, Yuri, Romans
Studio: Sunrise

~Opis fabuły~
Światło Many - magiczna technologia uważana za ostateczną ewolucję ludzkości - jest wyznacznikiem statusu społecznego na świecie. Ci, którzy nie są w stanie jej używać, nazywani są przez ludzi Normami i odrzucani przez resztę, gardzącego nimi społeczeństwa. Księżniczka Angelise Ikaruga Misurugi, będąca następczynią cesarskiego tronu, pragnie oczyścić świat z Norm i uczynić go jeszcze piękniejszym. Tym czasem podczas uroczystości z okazji jej szesnastych urodzin, skrzętne ukrywana przez rodzinę królewską prawda zostaje odkryta, a idealna i wielbiona przez wszystkich Angelise okazuje się być Normą, niezdolną do używania Many. Zgodnie z ustawą, księżniczka zmuszona jest opuścić Imperium Misurugi i zamieszkać w Arzenale - bazie wojskowej powołanej do walki z atakującymi świat smokami...




~Recenzja~
Jak pewnie wiecie, ostatnimi czasy zdecydowanie przychylniej patrzę na wszelkie produkcje z gatunku mecha, kiedy to zeszłorocznego lata "Shirogane no Ishi: Argevollen" (>>recenzja<<) jak i "Aldnoah.Zero" (>>recenzja<<) obudziły we mnie zamiłowanie do wielkich, walczących między sobą robotów. Tak się składa, że również i sezon jesienny nie pozostał obojętny w kwestiach tego typu serii i wypuścił na ekrany nowe anime, a mianowicie "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo", które również wkupiło się w moje łaski i pozostało jednym z śledzonych przeze mnie tytułów jesieni. A co o tym zadecydowało? Nie powiedziałabym by obecność mecha było elementem wiodącym w tej kwestii, bo tak naprawdę to chęć poznania dalszych losów Angelise zachęciła mnie do oglądania. No i obejrzałam... - ecchi i yuri, o których nie miałam z początku zielonego pojęcia (choć ecchi się trochę spodziewałam...) oraz pełno kontrowersyjnych i powalonych do granic możliwości sytuacji, którymi Japończycy tak bardzo lubią widzów częstować... Pewnie zastanawiacie się teraz, dlaczego w takim razie nie rzuciłam tego anime w cholerę i nie rozpoczęłam czegoś o wiele lepszego? Cóż... Nigdy nie powiedziałam, że żałuję poświęconego na "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" czasu, bo pomimo dość wkurzających elementów, fabuła naprawdę wydała mi się ciekawa i co więcej - okazała się być zdecydowanie bardziej skomplikowana niż mogliśmy to sobie na początku wyobrażać ... ;)


Nasza główna bohaterka to całkiem niezła jędza. Ja rozumiem, że w ciągu dosłownie kilku chwil całe życie załamało jej się pod nogami, że wychowywana była w społeczeństwie nienawidzącym i gardzącym Normami, a inne dziewczyny w Arzenale (tak dla uzupełnienia - Normami mogą być tylko kobiety) również nie traktowały jej wielce uprzejmie i trzeba było się przed tym jakoś bronić... No ale bez przesady! Czasem mogłaby ugryźć się w język, nie odpyskowywać a i podziękować byłoby dobrze... Może i jej zachowanie jest uzasadnione, ale nie uśmiecha mi się bohaterka, która w ciągu tych dwudziestu pięciu odcinków wielokrotnie udowadnia, jak wiele sprzeczności można z siebie wykrzesać i jak bardzo irytująca potrafi ona być. Oczywiście zdarzało jej się od czasu od czasu zrobić coś dobrego czy miłego, a powoli również można było zauważyć w niej jakieś pozytywne zmiany, jednak nie zmienia to faktu, że Ange (bo tak nazywano ją w Arzenale) wywołuje u mnie pewien niesmak. Popatrzmy jednak ze strony trochę bardziej obiektywnej... Ange jest przede wszystkim silną postacią z charakterem, która zdecydowanie ciągnie naszą fabułę do przodu. Działa to z całą pewnością na plus dla całości, bo nie ważne jak bardzo nie podobałby mi się jej wybuchowy charakterek, nie wyobrażam sobie kogoś innego na jej miejsce. Irytująco pasuje do roli głównej bohaterki - czy mi się to podoba czy nie ;) "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" jest wręcz przepełnione postaciami żeńskimi (momentami równie wrednymi i irytującymi jak Ange), które nie dość, że dają autorom pretekst do fanserwisu, to jeszcze mają do siebie homoseksualne zakusy... Oczywiście nie wszystkie... Nie wszystkie też były wredne i zdzirowate, ale naprawdę ciężko było którąkolwiek polubić - przynajmniej na początku. Autorzy zdecydowanie nie poszli w kierunku słabiutkich, ciapowatych dziewczynek i to, czy się to komuś spodoba czy nie, zależy już tylko i wyłącznie od gustu. Ja szczerze mówiąc nie wiem jak mam się do tego odnieść. Z jednej strony nienawidzę chodzących i niszczących wszystko sierot, ale z drugiej strony nie wiem czy "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" trochę nie przesadziło... Faceci bywali już bardziej zniewieściali (choć chyba tacy lepsi, niż żadni...)! Mamy tutaj mniej więcej trzy męskie postacie, które faktycznie wrzuciły swoje trzy grosze do fabuły (w porównaniu do liczby kobiet jest to wynik za cenę złota XD): Julio (brat Ange, który przyczynił się do odkrycia prawdy o swojej siostrze), Tusk oraz Embryo (główny antagonista serii). Podczas gdy o pierwszym z nich nie ma co wiele wspominać, a największą zalet Tusk'a był Miyano Mamoru podkładający do niego głos (to nie tak, że za nim nie przepadam... po prostu mam wrażenie, że jednym z najważniejszych jego zadań w anime było lądowanie twarzą w kroczu Ange XD żartuję... typowy "wybawiciel" ;)), tak Embryo faktycznie jest bohaterem ciekawym i wartym zwrócenia uwagi. A gdzie w tym wszystkim miejsce na roboty? W "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" nazywane były Para-mail i oczywiście sterowały nimi głównie dziewczyny z Arzenału. Ange stała się pilotem Villkiss, co jak pewnie się domyślacie, będzie miało duży wpływ na przebieg fabuły, bo Villkiss nie jest jakąś tam sobie zwykłą maszyną do zabijania smoków (z nią też powiązany jest Tusk) ;) Tak więc, jak widzicie mamy tutaj całkiem niezłą paczkę walecznych dziewcząt (wiem, że prawie o żadnej nie wspomniałam, ale uwierzcie mi - jest ich sporo!) i mniejszą liczbę przedstawicieli płci męskiej. Można było spodziewać się czegoś o wiele gorszego, a tym czasem naprawdę nie jest źle. Myślę, że największym minusem w tej kwestii jest fakt, iż bohaterów ciężko jest z początku polubić, a ich zachowania potrafią człowieka mocno zirytować. Duży plus za Ange, bo choć jej nie polubiłam, jest ciekawą, wyróżniającą się na tle innych i zdecydowanie intrygującą (o ile jej zachowanie nie odrzuca nikogo zbyt bardzo...) do dalszego oglądania postacią. Wyszedł nam też tutaj całkiem niezły "czarny charakterek" w postaci Embryo, a i Tusk nawet trzyma poziom, choć w jego przypadku akurat wielkiego szału nie ma. Osobiście odjęłabym punkty za lesbijskie zachowania dziewczyn z Arzenału, bo ani to ciekawe nie było, ani wielce potrzebne, więc o ile nie zalicza się to bardziej do spraw fabularnych, zdecydowanie postrzegam to jako minus.


Jak już pisałam, to głównie fabuła, a w szczególności losy głównej bohaterki, zachęciły mnie do dalszego oglądania. Akcja rozgrywa się całkiem szybko, całkiem szybko też okazuje się, że historia przedstawiana w "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" jest o wiele bardziej skomplikowana i nie kręci się tylko w okół walczących ze smokami dziewcząt. Działa to zdecydowanie na plus dla całości, bo choć pierwsze odcinki nie były złe, ta "główna", że tak powiem, fabuła dodała serii "tego czegoś" i z ciekawością oglądało się coraz to nowy epizod. Szkoda tylko, że całkiem sporo czasu trzeba było poczekać na jej rozpoczęcie, no ale jak cenne minuty poświęcało się zboczonym scenom, fanserwisowi i innym tego typu elementom, to przepraszam bardzo - ja nie mam pytań. Jedno jest pewne: autorzy zadbali o to by na silę pakować bohaterów w sytuacje "nie dla dzieci". Tak wiele momentów można było zrobić w normalny sposób... Całe szczęście yuri okazało się jedynie niewygodnym tłem dla rozwijającej się akcji, a romans, który również postanowiłam wpisać obok reszty gatunków, dotyczył już normalnego związku damsko-męskiego, bo nie wiem czy wytrzymałabym inne rozwiązanie... Ecchi już nawet na mnie wrażenia nie robi, ale yuri? To chyba jednak dla mnie za dużo i póki co nie jestem w stanie zrozumieć, co ludzie w tym wszystkim widzą ;) W anime nie zabrakło także rozlewów krwi, odrobiny cenzury, a także absurdalnych i głupich pomysłów, bez których Japończycy nie potrafią sobie jak widać czasami poradzić. Czy będzie drugi sezon? Wydaje mi się, że nie i szczerze mówiąc mam na to wielką nadzieję, bo choć nie uważam "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" za złą produkcję, zdecydowanie przeżyłabym bez jej oglądania. Dwadzieścia pięć odcinków to dla mnie maximum i na dzień dzisiejszy nie potrzeba mi więcej ;)


Graficznie "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" zaliczyłabym do anime dość przeciętnych. Autorzy najwyraźniej działali według schematu, w którym to, co akurat trzeba było dopracować (zbliżenia czy inne ważne szczegóły) wyglądało ładnie i schludnie, a cała reszta jakby pozostawiona sama sobie, nie warta była nawet najdelikatniejszych poprawek. Serce się kraja jak w jednej chwili coś wygląda naprawdę dobrze, a w drugiej takie elementy jak oczy, nos czy usta rozjeżdżają się na twarzy postaci pokazanej z daleka. Kreska raczej zwyczajna i nie przypominam sobie też by animacje jakoś wybitnie przykuły moją uwagę... Generalnie nic specjalnego, tysiąc innych anime mogłoby wyglądać podobnie, a i trudno o jakiś rzetelny dowód, że mimo wszystko oprawa graficzna tego tytułu ma swoje plusy i jest w stanie się czymś wyróżnić. Zdecydowanie więcej dobrego można powiedzieć na temat muzyki, która moim zdaniem, najbardziej zasłynęła utworami chóralnymi, wręcz idealnie pasującymi do owej produkcji. Poza tym soundtrack posiada kilka naprawdę ładnych melodii i choć nie zawsze udawało mi się je podczas seansu wyłapywać, jest to jeden z lepszych elementów całej serii. Oczywiście nie cały OST przypadł mi do gustu - tak dobrze być nie mogło - w dużej mierze jednak "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" naprawdę może pochwalić się dobrą oprawą dźwiękową zwłaszcza, że sam wątek muzyki nawet dla fabuły ma całkiem spore znaczenie. Głos Mizuki Nany (Ange) jest niczym miód na moje uszy, a sam pomysł wprowadzenia "śpiewających bohaterów" bardzo przypadł mi do gustu (nie, to nie jest musical XD). Openingi ("Kindan no Resistance" - Mizuki Nana / "Shinjitsu no Mokushiroku" - Takahashi Yoko) oraz endingi ("Rinrei" - Kitamura Eri / "Shuumatsu no Love Song" - Mizuki Nana) były przyjemne, choć osobiście nie jestem nimi jakoś specjalnie zachwycona. Na rozpoczęcie i zakończenie odcinka można posłuchać, ale w najbliższym czasie nie zamierzam dołączać ich do swojej playlisty ;)

~Podsumowanie~
"Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" nie jest anime złym, ale faktycznie można zauważyć w nim mniej lub bardziej poważne braki czy niedociągnięcia. Największe widać niestety w oprawie graficznej i choć główny wątek fabuły był dla mnie jak najbardziej ciekawy, autorzy momentami przesadzali z poziomem absurdalności i kontrowersji. Mówię to oczywiście jako osoba, która nie przepada za ecchi, a tym bardziej nie wyznaje takich gatunków jak yuri, więc jeśli nie macie z nimi żadnego problemu, możliwe że Wasza opinia wyglądałaby w tej kwestii inaczej :) Na plus dla całości na pewno zaliczyć możemy muzykę, a główni bohaterowie, choć w dużej mierze irytujący,  wypadają naprawdę nieźle i zgrabnie pchają akcję anime do przodu. Jak już wspomniałam we wstępie: czasu na "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" nie żałuję, choć zdecydowane przeżyłabym gdyby jednak nie dane mi było tego tytułu zobaczyć ;) Seria z całą pewnością nie jest przeznaczona dla każdego, sama też nie będę nikogo namawiać do jej obejrzenia - jeśli lubicie takie klimaty lub nie boicie się niektórych jego elementów, bardzo proszę. Czy mi się podobało? Powiem tak - nie nie podobało mi się, ale nad moich ewentualnym zachwytem musiałabym się dobrze zastanowić ;) Anime to raczej nie zostało w 100% stworzone pod moje upodobania, więc jeśli miałabym wyciągnąć z tego jakieś plusy, z całą pewnością byłoby to potwierdzenie moich przypuszczań odnośnie yuri, które po pierwszym bezpośrednim spotkaniu, jednak mało mnie kręci ;) Więc podsumowując - polecam i nie polecam. Decyzja należy do Was! :)

Fabuła: 3,5/5
Bohaterowie: 3/5
Grafika: 1/5
Muzyka: 4/5
Ocena ogólna: 2,5/5

Ocena końcowa:  5,6/10
A Wy co sądzicie o "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo"?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

4 komentarze:

  1. Nie wiem, czy oglądałaś Gundam Seeda, lub cokolwiek z uniwersum Gundama, ale to w sumie serii, które parodiuje tą serię i ma wiele odniesień do niej, więc strzelam, że sporo się traci nie znając Seeda. Ja że Gundmay bardzo lubię to mam zamiar i tą parodię obejrzeć. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Obejrzałam kilka odcinków tego anime i myślę, że było by spoko, gdyby nie to yuri wszędzie, eh. Wkurzające jest dla mnie to, że przez tą jędzę tyle osób ginie. No, ale co poradzisz, jak nic nie poradzisz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie oglądałam bo jestem wielką anty-fanką mechy. Yuri bardzo lubię, ale dla mechy się nie poświecę >-<.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie oglądałam, ale najprawdopodobniej mój chłopak oglądał, on połyka wszystko co Ecchi... No ale są gusta i guścijaki jak to się mówi. Po za tym nie wiem.. generalnie nie przekonuje sie do takich gatunków i typów anime. Wole jednak coś bardziej przyziemnego, mniej abstrakcyjnego, mniej mech, mniej sci-fi... jakos mnie to zniechęca....
    I pozdrawiam, bo ostatnio znów wyszłam z trybu blogowego. ;c Kompletnie nie mogę się pozbierać, wziąć w siebie i byc regularna. ;x

    OdpowiedzUsuń