2015-04-22

026. "Nanatsu no Taizai", czyli jesiennego podsumowania cz.XV (ostatnia)

"Nanatsu no Taizai"
Data premiery: 05.10.2014
Czas trwania: 24 x ok. 24 min
Gatunek: Akcja, Przygodowe, Fantasy, Komedia
Studio: A-1 Pictures

~Opis fabuły~
Minęło dziesięć lat od kiedy grupka potężnych rycerzy znanych jako Siedem Grzechów Głównych, dopuściło się zdrady przeciw Królestwu Liones i dokonało niewyobrażalnej rzezi na służących tam Świętych Rycerzach. Po tym wydarzeniu, już nikt nigdy nie usłyszał ani nie zobaczył żadnego z członków tej legendarnej drużyny... Do czasu aż między ludźmi nie rozeszła się plotka o ich rzekomym przeżyciu, a księżniczka królestwa Liones Elizabeth, chcąc zapobiec zbliżającej się za sprawą Świętych Rycerzy wojnie, wyruszyła na ich poszukiwania wierząc, że tylko oni są w stanie jej w tym pomóc. Wtedy też na swojej drodze spotyka pierwszego z nich, kapitana Siedmiu Grzechów Głównych - Meliodasa. Nie był on jednak ani trochę podobny do swojej podobizny przedstawianej na porozwieszanych wszędzie listach gończych... Prowadził niewielką karczmę, zamiast miecza posiadał jedynie jego rękojeść, a jego jedynym towarzyszem była gadająca świnia...




~Recenzja~
Przed czternastoma, prawie piętnastoma tygodniami dopiero co zaczynaliśmy jesienne podsumowanie, a dzisiaj nadszedł czas na jego ostatnią recenzję. Jako anime całkowicie kończące dla mnie zeszłoroczny sezon jesienny, jak i trzeci tytuł zamykający grupę wielkiej trójki a'la średniowiecznych serii o demonach i innych istotach żyjących w owym świecie (wcześniej: "Shingeki no Bahamut: GENESIS" i "GARO: Honoo no Kokuin") - "Nanatsu no Taizai" doczekało się swoich pięciu minut! Nareszcie, choć przyznam się szczerze, że nie miałabym nic przeciwko recenzowaniu owej serii za jakiś czas nieokreślony, na wypadek gdyby powstał z tego jakiś dobry tasiemiec ;) Byłoby miło, nie sądzicie? Co tydzień poznawać kolejne przygody Elizabeth u boku Meliodasa i reszty drużyny Siedmiu Grzechów Głównych bez wiedzy o zbliżającym się zakończeniu i bólu po nieujrzeniu żadnych jasnych znaków świadczących o kontynuacji... To by było życie! No ale niestety... Dwadzieścia cztery odcinki minęły i musieliśmy pożegnać się z jedną z najprzyjemniejszych serii tego sezonu ;( Zacznę chyba modlić się do autora mangi "Nanatsu no Taizai" o szybkie wydawanie nowych chapterów - w końcu trzeba mieć materiał na nowy sezon ;) Tak czy siak, póki co zostało nam jedynie czekać w nadziei na dobre wieści od A-1 Pictures, a tym czasem pozwólcie, że już bez zbędnego przedłużania, przejdę do dalszej części owej recenzji. Dzisiaj będę się zachwycać ;) Zapraszam!


Gdybym pisała tę recenzję kilka miesięcy temu, kiedy światło dzienne ujrzało dopiero kilka początkowych odcinków "Nanatsu no Taizai", bez żadnej krępacji zmieszałabym z błotem pierwszą, poznaną przez nas trójkę bohaterów - Elizabeth, Meliodasa oraz jego świnię, Hawka. Elizabeth była dla mnie typową sierotką, która najpierw się za coś zabiera, a później, stając twarzą w twarz z przeciwnościami losu, płacze i oskarża siebie o wszystko, zaczynając od "Gdybym nie zaczęła szukać Siedmiu Grzechów Głównych, nic takiego by się nigdy nie wydarzyło, bla bla bla...!". W jej przypadku akurat myślę, że miałam całkowite prawo nie polubić jej postaci, gdyż jak pewnie dobrze wiecie, nie przepadam za tego typu charakterami. Biorąc jednak pod uwagę Meliodasa... Myślę, że tutaj trochę zbyt mocno uderzył mnie fakt, że najsilniejszy z najsilniejszych bohaterów po pierwsze: wygląda jak chłopiec, po drugie: jest irytująco beztroski i po trzecie: nie potrafi trzymać rączek przy sobie i raz po raz oddaje się swoim zboczonym przyjemnościom. Siła była jego jedyną deską ratunku (bo kto nie lubi arcy potężnych bohaterów? ;)) i nie ruszał mnie nawet kolor jego włosów... (fetysz blondynów!) Natomiast Hawk? To jak ta świnia mnie irytowała przekraczało moje najśmielsze wyobrażenia! Doprawdy nie wiem skąd wzięło się u mnie tak negatywne nastawienie, nie wspominając już o tym, że poziom zainteresowania nowymi odcinkami był tak niski, że ich obejrzenie zahaczało już o ostatnią możliwą rzecz do zrobienia... Zareagowałam w naprawdę nieprzyjemny sposób, zwłaszcza, że po niedługim czasie zdałam sobie sprawę z tego, jak sympatyczne są postaci w "Nanatsu no Taizai". Gdybym mogła, ukłoniłabym się przed nimi w przeprosinach ;)
Elizabeth, choć faktycznie z początku nie wypadała śpiewająco, swoją determinacją i chęcią brania sprawy w swoje ręce, dała radę mnie do siebie przekonać. To co wcześniej uznałam u Meliodasa za minus, nie było już dla mnie żadnym problemem, ba! Powiem więcej - stało się dużym atutem dla całości ;) A Hawk? Do niego trzeba było się niestety przyzwyczaić, ale na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie, by tej małej, irytującej świnki tutaj nie było ^ ^ Prędzej czy później, dzięki owocnej pracy naszych bohaterów, poznajemy kolejnych członków Siedmiu Grzechów Głównych: Diane, Bana, Kinga, Gowthera i na samym końcu serii Merlin, choć o niej akurat nie dowiedzieliśmy się (jeszcze! ;)) zbyt wiele. Moim faworytem wśród wymienionej wyżej piątki jest zdecydowanie Ban, choć w bitwie z Meliodasem mimo wszystko pozostaję po stronie blondasa ;) Tak czy siak wszyscy bohaterowie "Nanatsu no Taizai" są tak sympatyczni, że nie ważne jaką przygodę dane by mi było w ich wykonaniu zobaczyć, ich obecność jest wystarczającym powodem, dla którego ma się ochotę ją oglądać ;) Są ciekawi i niepowtarzalni, a im bliżej się ich poznaje, tym bardziej przypadają oni do gustu. Co mogę powiedzieć na temat czarnych charakterów? Byłam wręcz pewna, ze głównym antagonistą serii był niejaki Gilthunder (poważnie... ich imiona są momentami niemożliwe do powtórzenia!), który nie krył się ze swoją nienawiścią kierowaną w stronę kapitana Siedmiu Grzechów Głównych (btw - Mamoru Miyano w obsadzie ;)), ale im dalej zagłębiamy się w fabule, tym bardziej pozycja Gilthundera ginie na tle innej postaci, będącej odpowiedzialną za całą nadchodzącą wojnę jak i wrobienie naszych rzekomych "kryminalistów"...


Jak już wcześniej pisałam, moje zdanie o "Nanatsu no Taizai" nie było na początku tak dobre, jak faktycznie bym tego chciała. Nie wiem czemu tak słabo szło mi oglądanie nowych odcinków - w końcu były one jak najbardziej ciekawe, co jasna sprawa poskutkowało moją ostateczną decyzją dołączenia owego tytułu do listy "śledzonych" zeszłorocznej jesieni. Może brak czasu, który zapełniłam sporą ilością innych, najwidoczniej bardziej mnie interesujących produkcji... Naprawdę nie wiem, ale całe szczęście w końcu nadszedł ten moment - wielki przełom dla "Nanatsu no Taizai", od którego ciężko było mi NIE śledzić regularnie nowych epizodów, a tym bardziej wytrzymać ich oczekiwania. Wtedy też zdałam sobie sprawę jak przyjemnie byłoby ujrzeć ten tytuł w postaci tasiemca i jak widać, zdania póki co nie zmieniłam i zmienić nie zamierzam ;) Fantasy jest jednym z moich ulubionych gatunków, a jeśli jeszcze dodać do tego przezabawny humor (który choć z początku bardziej mnie irytował niż śmieszył, ostatecznie stał się dużym plusem dla całości), arcy silnych bohaterów (którzy niczym postaci z "Dragon Balla" bywają niezniszczalni...) i dużo, dużo walk - możecie być pewni, że połowa sukcesu jest już u mnie zapewniona. Oczywiście ważnym elementem jest też ciekawa, zgrabnie prowadzona fabuła, ale w przypadku "Nanatsu no Taizai" naprawdę nie trzeba się o tę kwestię martwić. Dopełnieniem wszystkiego był delikatny, acz nie do końca oczywisty wątek romantyczny, bo jako wielka fanka romansów, nie pogardzę emocjami związanymi z uczuciowym rozwojem głównych postaci ;) Ręka do góry, kto czeka na OVA poświęconemu Banowi? Albo na rozstrzygnięcie paringu ElizabethxMeliodas? ^ ^ Dlatego właśnie potrzebny jest też drugi sezon! Z tego co mi wiadomo, dwudziestoczteroodcinkowe anime pokryło aż około 102 rozdziały mangi (weźmy pod uwagę ile w takim razie szczegółów zostało pominiętych...), z czego dostępnych w internecie jest 120, więc można powiedzieć, że jesteśmy mniej więcej na bieżąco. Z rychłym pojawieniem się kontynuacji możemy w takim razie pomarzyć, o ile w ogóle takowa jest planowana... No cóż. Nie można mieć jak widać wszystkiego... ;)


Choć grafika "Nanatsu no Taizai" jest kawałkiem naprawdę dobrze wykonanej roboty, a baśniowa konwencja (przynajmniej mnie tak się ona skojarzyła) idealnie pasuje do klimatu serii, nie przypadła mi ona do gustu całkowicie. Moje zastrzeżenia nie są oczywiście niczym poważnym i są to tak naprawdę jedynie małe, bazujące na moich własnych odczuciach szczegóły, ale nie ważne jak na to spojrzałam, nie podobały mi się pogrubione kontury oczu postaci oraz te dziwne dziury pozostawione w ich ciałach po jakimś postrzale czy innym tego typu ataku. Mogę się zachwycać animacjami (świetne walki dla przykładu) czy dopracowanymi szczegółami, ale wyżej wymienione elementy nie pozwalają mi mimo wszystko o sobie zapomnieć ;) A teraz uwaga... Podczas pisania recenzji "Aldnoah.Zero" (>>tutaj<<) w podsumowaniu letnim tak bardzo dumna byłam z siebie, że potrafię rozpoznać pracę mistrza soundtracków Hiroyuki Sawano. Możecie sobie teraz wyobrazić moje zdziwienie, kiedy dowiedziałam się, że i "Nanatsu no Taizai" doznało zaszczytu posiadania OSTa stworzonego właśnie przez tego pana. Jak to się stało? To proste - małe skupienie podczas oglądania. Choć nigdy nie miałam złego mniemania o oprawie dźwiękowej tej produkcji, fabuła skutecznie odwracała moją uwagę od dokładniejszego wsłuchania się w muzykę. Nie myślcie sobie, że się tłumaczę - czuję się naprawdę zła na siebie, że nie zauważyłam tego wcześniej, jednak słuchając soundtracku "na sucho" faktycznie widać podobieństwo co do poprzednich prac mistrza Sawano. Czy w takim razie jest jakikolwiek sens mówić tutaj o tym czy oprawa dźwiękowa "Nanatsu no Taizai" wpadła w moje gusta czy nie? Nie? To dobrze, że się rozumiemy ;) Pierwszy opening ("Netsujou no Spectrum") wykonywany przez jeden z moich ulubionych zespołów "openinegowych", czyli Ikimono Gakari bardzo mi się spodobał, tak samo jak zresztą i drugi - " The Seven Deadly Sins" wykonywany przez MAN WITH A MISSION. Pierwszy ending natomiast ("7-seven") powstały z połączenia FLOW i GRANRODEO okazał się strzałem w dziesiątkę, bo głosy obu wokalistów dobrze mi znanych kapel, zadziwiająco dobrze się ze sobą skomponowały. Drugi ending ("Season" - Takigawa Alisa) również był przyjemny, choć nie będę ukrywać, że nie mogę go porównać z trzema wcześniej wymienionymi kawałkami. Także jak widać od strony technicznej "Nanatsu no Taizai" również trzyma wysoki poziom. Jak miło ... ^ ^


~Podsumowanie~
Ech... Mam wrażenie, że moja recenzja ani trochę nie oddała tej świetności jaką czuję myśląc o "Nanatsu no Taizai"...  Dlatego jeśli moje powyższe wypociny nie okazały się jednak zbyt atrakcyjne, powtórzę i streszczę to co próbowałam w dzisiejszej recenzji napisać: "Nanatsu no Taizai" jest anime po prostu świetnym! ;) Ciekawa fabuła i bohaterowie, których nie da się nie polubić, atrakcyjna kreska oraz świetna muzyka... Czy do szczęścia potrzebne jest coś więcej? ^ ^ Tak... Drugi sezon! Wiem, ze powtarzam się już trzeci raz, ale może moje modlitwy zostaną pewnego dnia wysłuchane? ;) Mangę przeczytam! Obiecuję Wam, że jak nie dziś to kiedy indziej, ale zabiorę się za oryginał, choć nie często zdarza mi się czytać produkcje z tego gatunku (moje mangowe doświadczenie ogranicza się niestety tylko do romansów... ;p). A Wy, jeśli jeszcze nie widzieliście, zabierajcie się do oglądania! To anime trzeba zobaczyć ;) Polecam!

Fabuła: 5/5
Bohaterowie: 5/5
Grafika: 4,5/5
Muzyka: 5/5
Ocena ogólna: 5/5

Ocena końcowa:  9,8/10
A Wy co sądzicie o "Nanatsu no Taizai"?




PS: Tak długo podsumowanie jesieni trwać niestety nie może i postanowiłam już w tym tygodniu zamknąć owy rozdział na My Opinion. Dzisiaj ostatnia recenzja, a standardowo w niedziele końcowe podsumowanie ;) Myślę, że to jedyne rozwiązanie by nie być tak bardzo w tyle, zwłaszcza, że rozpoczął się już wiosenny sezon! Także do zobaczenia za kilka dni ;) 

Recenzja drugiego sezonu --> Nanatsu no Taizai: Seisen no Shirushi

Pozdrawiam
Kusonoki Akane

3 komentarze:

  1. Świetna recenzja, anime wydaje się być fajne, ale kreska mnie nie przekonuje :<
    solidscript.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Słucham nałogowo soundtracku z tej serii chociaż anime jeszcze nie widziałam, ba, do tej recenzji nawet nie wiedziałam o czym jest. ^^" Oczywiście planuję obejrzeć, tylko jeszcze nie wiem kiedy. xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopisuję to anime do mojej listy. Zazdroszczę Ci, że oglądasz tyle anime, chociaż ja też uwielbiam, to często przerywam po 4-5 odcinkach :/

    OdpowiedzUsuń