2016-02-21

065. "Comet Lucifer", czyli jesiennego podsumowania cz.VII

"Comet Lucifer"

Data premiery: 04.10.2015
Czas trwania: 12 x ok. 24 min
Gatunek: Przygodowe, Akcja, Fantasy, Mecha, Romans
Studio: 8-Bit
Bazuje na: Original

~Opis fabuły~
Na planecie Gift, w Garden Indigo, mieszka młodzieniec o imieniu Sougo, spędzający swoje dnie na wydobywaniu rzadkich kamieni zwanych Giftjium. Pewnego dnia, wciągnięty w kłótnię znajomych, znajduje podziemne jezioro w ruinach kopalni. Tam natomiast dochodzi do niespodziewanego zdarzenia, w wyniku którego, Sougo spotyka niebieskowłosą, tajemniczą dziewczynkę, poszukiwaną przez wojsko. Tak właśnie rozpoczyna się ich przygoda...



~Recenzja~
Jak pamiętacie, "Comet Lucifer" należało do grupy serii wyróżnionych przeze mnie w zapowiedziach, jednak niewątpliwie był to wybór całkowicie w ciemno, gdyż nie miałam zielonego pojęcia o tym, czego dokładnie ta "przygoda" mogłaby dotyczyć. Postanowiłam zaryzykować, tym czasem okazało się, że produkcja ta w swoim spisie gatunkowym posiada także mecha, które jak wiecie bardzo lubię, jednak... Tutaj mi ono jakoś nie bardzo pasowało. No ale zacznijmy od początku! Zapraszam na ostatnią recenzję serii 12-odcinkowej tego sezonu!


Tym razem zacznijmy od pierwszego wrażenia. Ogólnie rzecz biorąc nie było najlepsze, a dałam "Comet Lucifer" szansę na poprawkę przez trzy odcinki. Były one nieco nudnawe, mało ekscytujące no i czegoś mi w nich zdecydowanie brakowało. Dlaczego więc ostatecznie zdecydowałam się na obejrzenie całości? Nie mam pojęcia! Intuicja podpowiadała mi, żeby nie skreślać tej serii, bo akcja musi się jeszcze rozwinąć - wtedy będzie lepiej, a ponieważ moja jesienna lista wystarczająco była już napełniona dobrymi tytułami, postanowiłam "Comet Lucifer" zostawić sobie na później. W takim razie, czy było warto? Czy moja intuicja dobrze mi podpowiedziała i czy z tej marnej z początku fabuły faktycznie wynikło coś ciekawego? Szczerze mówiąc nie miałam żadnej ochoty ponownie zabierać się za tą serię i kiedy już się do tego zmusiłam, wielokrotnie zastanawiałam się, czy aby na pewno nie rzucić tego w cholerę i nie nadrobić tych dłuższych produkcji. Tak jak zazwyczaj oglądam całą serię bez przerwy na inne, tutaj musiałam to zrobić. Zdecydowałam się nawet przeczytać komentarze na stronach uploadujących i innych blogach, gdzie w większości stanowiły ona słowa negatywne aniżeli pozytywne, ale dopiero wtedy, czytając te wszystkie wyrazy niezadowolenia stwierdziłam, że być może warto na własnej skórze przekonać się, z czym "Comet Lucifer" faktycznie się je. Najwyżej zrobię to samo, ale przynajmniej będę miała pewność, że skończywszy, serię będę mogła to zrobić bez żadnych zahamowań. I tak właśnie piszę do Was tę recenzję ;) A po której stronie stanę? Choć z niektórymi opiniami faktycznie nie da się nie zgodzić, osobiście twierdzę, że tytułowi temu po prostu czegoś brakuje, albo z drugiej strony, zostało przekombinowane. I tak źle, i tak nie dobrze, jednak szczerze Wam powiem - mogło być znacznie gorzej :) Główni bohaterowie są jeszcze dziećmi i teoretycznie nic o nich nie wiemy. Sougo uwielbia kamienie ze względu na swoją matkę (kto wie, co się z nią stało...) i mieszka na poddaszu pewnej kawiarni/baru u Do Mona. Kaon ucieka przed niechcianym małżeństwem, natomiast jej przyszły niedoszły narzeczony (zaaranżowany przez ich rodziców) Roman i jego służący Otto, gonią ją z tego powodu przez miasto. Wtedy też Sougo wpada na Kaon, a przez kłótnię "zakochanych", która doszła do bardziej agresywnego stadium, poprzez spychanie uciekających na latających pojazdach z drogi, wpadają do głębokiej kopalni. Nic im się przy tym nie dzieje, odkrywają natomiast jezioro, w którym ukryty był kamień, a z niego wychodzi owa dziewczynka. Wymyślne rozpoczęcie fabuły, prawda? W między czasie pojawiło się również wojsko i tajemniczy mech, po czym wszyscy szczęśliwie wracają do domu. Tam też poznajemy Felię, ową tajemniczą dziewczynkę i jej przyjaciela - gadające kulko-zwierzę, Mourę, które też okazuje się być ową mechą. Podczas gdy Felia i Moura są chyba najbardziej irytującymi postaciami ostatniego czasu, beztroskie zachowanie reszty bohaterów nie poprawia wcale sytuacji. Tajemnicze moce dziewczynki jakoś nikogo specjalnie nie dziwią, nikogo też jak widać nie interesuje kim ona jest ani skąd pochodzi. W związku z tym oni jak i widzowie brną w nieznane, czekając na czyhające w cieniu niebezpieczeństwo. Owe "niebezpieczeństwo" również utworzone zostało na jakich losowych wyborach. Pracujący dla wojska, czy tam trybunału Gus, werbuje do swojej drużyny blondasa z więzienia (nikt nie wie kim on właściwie jest) i dziwaka z miasta Alfreda. I tak rozwija nam się owa fabuła z dziurami w podstawach, aby dopiero w ponad połowie odcinków dać nam odpowiedzi na nurtujące nas pytania: Kim była matka Sougo? Kim jest Felia i Moura? Dopiero wtedy całość zaczyna nabierać jakiegoś kształtu. Poboczne postaci zostały nimi do końca, Felia nic nie potrafiła sama zrobić, Moura zawsze dostawała po dupie, ale jakimś cudem udawało się im wszystkim uciec, Sougo ślepo narażał życie prawdopodobnie nie wiedząc nawet po co, a niektóre postaci były tak dziwne, że nie sposób tego ogarnąć. Gdyby nie krwawe walki musiałabym się mocno zastanowić, czy "Comet Lucifer" nie jest serią dla dzieci. One nie potrzebują zastanawiać się nad szczegółami, nie oczekują, że bohaterowie będą rozwinięci i dostaną jasną odpowiedź, dlaczego akurat oni, a nie inni... Podstawy zostały niedopracowane, więc na czym tutaj budować emocjonująca i ciekawą historię? Dlaczego stopniowego rozwiewania tajemniczy rozpoczętej w pierwszym i drugim odcinku nie zacząć od odcinka trzeciego? Dlaczego nie rozbudować odrobinę postaci, których przygody będziemy oglądać przez kolejne kilkanaście odcinków? Wyszło z tego coś irytująco płytkiego, a najlepszą postacią całej tej serii był chyba tylko Do Mon. Tak! Do Mon! 


Po pominięciu podstaw, na których częściowe załatanie trzeba było czekać w dalszych odcinkach (szkoda, że nie zostało to zrobione w odpowiedniej kolejności), autorzy wyszli z dość wymyślną, być może nawet zbyt wymyślną fabułą. Najwidoczniej mieli naprawdę dobry pomysł na akcję, tylko co zaciekawi widza po tym, jak w pierwszych odcinkach, będących przecież kluczowymi, widzimy totalny przerost formy nad treścią - w dodatku wcale nie tak intrygujący? Trochę akcji, trochę cliche scenek, nie pasująca do niczego mecha... Nic dziwnego, że niektórzy nie byli w stanie tej serii nawet skończyć, kiedy ta historia zaczyna jakoś wyglądać dopiero w okolicach 7-8 epizodu... Podczas oglądania ma się wrażenie, że czegoś brakuje, że coś jest pomijane i zamiast co nieco z tej dezorientacji wykluczyć, widzimy tańczące warzywa, dziwnego robota Romana (to chyba miało być śmieszne, ale podchodziło pod denną parodię aniżeli komedię...) i ogólnie panującą beztroskę. Zwątpiłam kiedy totalnie znikąd padła nazwa "Ołtarza Otchłani" (czy jakoś tak...), ale hej! Przecież musimy posuwać tę fabułę do przodu, dociągnąć ją do końca, dojść do jakiegoś punktu kulminacyjnego... Nie! Błędem byłoby powiedzenie, że "Comet Lucifer" jest anime nudnym. Po prostu bardzo podupada ono na wykonaniu, tak jakby autorzy chcieli, ale nie mogli, pragnęli stworzyć coś oryginalnego i ciekawego, ale generalnie od dupy strony się za to zabrali. Z jednej strony czegoś brakuje, z drugiej jest tego wręcz zbyt dużo... Przez większość czasu bardzo nieprzyjemnie się to ogląda, a przecież najważniejszym celem powinno być właśnie to, że widzowie stwierdzą spędzony nad serią czas za udany. Ten taki niestety nie był. Mój warunek był jeden - wyjaśnienie zagadki matki Sougo. Jeśli to nie zostałoby spełnione, naprawdę bym się zawiodła, ale całe szczęście tak się nie stało. Zakończenia się po części spodziewałam, bo skoro postanowili dodać do tego wszystkiego jeszcze romans, nie mogło się to przecież zakończyć inaczej, jednak kompletnie nie skumałam jaką w całym tym zamieszaniu odgrywał rolę główny bohater. Być może ci, którzy dotrwali do końca, wiedzą o co mi chodzi, ale w sumie... mało mnie to teraz interesuje. Moja krótka i burzliwa przygoda z "Comet Lucifer" się zakończyła. Mam wrażenie, że powtarzające się przez 90% anime krzyki "Sougo!", "Felia!" i "Moura!" będą mi się śniły po nocach...


Graficznie jest z początku naprawdę dobrze. Ładna i schludna kreska, dopracowane tła, bardzo dobre animacje walk... Nie zachwyca jakoś specjalnie, ale zdecydowanie też nie odpycha. Z początku... Albo to ja, albo im więcej odcinków miałam za sobą, tym postacie stawały się mniej dokładne, a kwestie animacji w ogóle ich nie dotyczyły? Jedynie tła i mecha cały czas trzymało swój poziom. Szkoda! Natomiast soundtrack spokojnie można nazwać najlepszym elementem tego anime. Naprawdę ładne melodie, silnie przypominające mi o "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" (>>recenzja<<). Co ciekawe, kompozytorem okazał się być Tatsuya Kato, a że pana wręcz uwielbiam, wielkie propsy dla "Comet Lucifer" ;) Teraz tym bardziej nie mogę się doczekać przesłuchania tych utworów na spokojnie. Opening natomiast ("The Seed and The Sowe" - fhana) spokojnie mogę zaliczyć do jednych z moich ulubionych tego sezonu. Głos wokalistki, nie dość, że naprawdę śliczny, doskonale wpasował się w całość. Endingi (1."Oshiete Blue Sky" - Oohashi Ayaka, 2. "evolve" - TRUE, 3. "Hadashi no Mama demo Kowakunai" - Oohashi Ayaka) , cóż... Znowu jest ich więcej niż jeden, czego nie lubię, ale nie były aż takie złe, choć nie przykuły mojej uwagi jakoś specjalnie. Własnie dlatego nie znoszę, jak w tak krótkich seriach jest ich więcej niż jedna...


~Podsumowanie~
"Comet Lucifer" jest anime dla... No właśnie, dla kogo? Na pewno nie dla tych, którzy mają wysokie wymagania, bo przez swoje braki seria ta nie jest w stanie ich zaspokoić. Dużo się tutaj zadziało, jednak wykonanie i poprowadzenie tego wszystkiego pozostawia wiele do życzenia. Grunt do dotrwać do głównego punktu, ale czy komukolwiek chce się tracić czas na wcześniejsze odcinki? Jeśli chcecie to proszę bardzo, jeśli nie - nic nie szkodzi ;) Nie oglądając "Comet Lucifer" na pewno wiele nie stracicie, a zyskacie czas na znacznie lepsze produkcje.

Fabuła: 1/5
Bohaterowie: 0/5
Grafika: 3/5
Muzyka: 4,5/5
Ocena ogólna: 0,5/5

Ocena końcowa: 3,6/10
A Wy co sądzicie o "Comet Lucifer"?



~Ogłoszenia parafialne~
Jak któregoś tygodnia w Aktualnościach już zapowiadałam, wraz z publikacją "Comet Lucifer" skończyły się moje obecne zasoby postów i niestety nie posiadam w zanadrzu niczego konkretnego na najbliższe 3-4 tygodnie :( Czas i chęci, nie będę ukrywać, nie pozwoliły mi na przygotowanie dla Was recenzji z "Nieśmiertelnych, Niezniszczalnych, Ponad wiekowych...", a i na ostatnie recki (być może dwie, marne szanse na trzy, a na pewno jedna) z sezonu jesiennego trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, gdyż emisja owych tytułów wciąż trwa. Nie będę Wam obiecywać, że coś na ten czas zorganizuję, ale jedno jest pewne: BLOG NA 1000000% NIE JEST ZAWIESZONY. Wrócę w przeciągu 20.03 - 27.03, także nie martwcie cię. Po tym czasie mam nadzieję znowu wrócić do pisania i oglądania przynajmniej na tyle, na ile przedmaturalny zapierdziel mi na to pozwoli :) Trzymajcie się ciepło!!!

Pozdrawiam
Kusonoki Akane

5 komentarzy:

  1. Ocena ogólna 0,5? xD
    Zawsze wybierasz śliczne gify do swoich recenzji, ten ostatni szalenie mi się podoba. A samą serią zainteresowana nie jestem. xP

    OdpowiedzUsuń
  2. Miłej przerwy od blogowania!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tytuł nie dla mnie. Aczkolwiek muszę się pochwalić, że w końcu po tak dłuuuuuugiej przerwie zaczęłam napierd*lać anime jak jakiś niewyżyty debil :D W ciągu tygodnia obejrzałam już 3 tytuły i zabieram się za kolejny :D

    OdpowiedzUsuń