2016-04-10

067. "Prince of Stride: Alternative", czyli zimowego podsumowania cz.I

"Prince of Stride: Alternative"

Data premiery: 05.01.2016
Czas trwania: 12 x ok. 24 min
Gatunek: Szkolne, Komedia, Sportowe, Dramat
Studio: Madhouse
Bazuje na: Visuel Novel
>>Zapowiedź 1 & 2<<

~Opis fabuły~
Już od kiedy Sakurai Nana zobaczyła w internecie filmik, w którym prezentowany jest Stride (forma ulicznej sztafety, w której piątka biegaczy, prowadzona przez nawigatora, ściga się po ustawionej na ulicach trasie) w wykonaniu Liceum Honan, jej marzeniem stało się dołączenie do ich szkolnego klubu. Kiedy w końcu rozpoczyna swoje nowe, licealne życie, razem z kolegą z klasy Fujiwarą Takeru odkrywają, że słynny Stride Club posiada tylko trójkę członków i zbyt małą ilość zawodników do zawodów. Aczkolwiek w ich klasie znalazł się jeszcze Yagami Riku, niezwykle wysportowany chłopak, którego Fujiwara postanowił za wszelką cenę zwerbować, a dla którego Stride jest ostatnią dyscypliną, jaką ten chciałby trenować...



~Recenzja~
Witam wszystkich w pierwszej recenzji zimowego podsumowania 2015/2016! Mamy dzisiaj drugą niedzielę kwietnia, a tym czasem czas rozpocząć na blogu kolejną serię recenzji poświęconych nowościom z początku nowego roku  ;)  Na pierwszy ogień pójdzie tytuł, którego co prawda nie było w moich typach zimy 2015/2016 (do przypomnienia >>tutaj<<), ale jak może śledzicie mnie na twitterze (do czego zachęcam - od czasu do czasu coś tam naskrobię ;) to wiecie, że pierwszy odcinek "Prince of Stride: Alternative" pozytywnie mnie sobą zaskoczył. Nie było wątpliwości, że prędzej czy później produkcja ta zostanie przeze mnie obejrzana i choć z początku moje oglądanie ograniczało się może tylko do jednej serii na tydzień, po kilku tygodniach wzięłam moje plany na warsztat i wśród tych wybrańców, znalazła się właśnie owa sportówka - zabawna, lekka, niezobowiązująca... Idealna na wychillowanie w okresie przedmaturalnego zapierdzielu...


Jak już pisałam pierwsze odczucia były jak najbardziej pozytywne. Robiący wrażenie pierwszy wyścig, humor i budujący, przyjemny wstęp - wszystko było jak najbardziej na miejscu. Oczywiście nie trudno było zauważyć podstawy, na których zbudowana jest bardzo duża, o ile nie większa ilość anime z gatunku sportu (prawdę mówiąc chyba wszystkie jakie ja akurat oglądałam) i choć w początkowych odcinkach głównie cieszyłam się naprawdę sympatyczną fabułą, im dalej do przodu się posuwałam, tym bardziej widoczna i nieco męcząca stawała się ta standardowość. Ale od początku ;) Zacznijmy od krótkiego przedstawienia i skomentowania kwestii bohaterów. Motyw nowych uczniów reaktywujących upadły klub jest nam już bardzo dobrze znany, tutaj albowiem w rolę "zbawicieli" wpisuje się Sakurai Nana, miła i pogodna dziewczyna z Hokkaido, oraz Fujiwara Takeru, odrobinę dziwaczny i o poważnym usposobieniu biegacz, który jak się później dowiadujemy, w świadku Stride miał już swoje zasługi. Muszę przyznać, że jak postać Nany nie zrobiła na mnie żadnego konkretnego wrażenia czy to teraz, czy później. (o dziwo nie została ona menadżerką grupy, a nawigatorem i ma jakąś zasługę w jej sukcesie - element na plus, bo nieco inny niż normalnie - jednak jej charakter ginie na tle kilku naprawdę barwnych postaci), tak Takeru, potwierdzając niepisaną regułę natychmiastowej sympatii do dziwaków (przerażająco poważne podchodzenie do sportu nie jest akurat wielce oryginalnym zabiegiem), nie raz doprowadził mnie do śmiechu w pierwszym odcinku. Już od samego początku dostrzegamy również kontrast pomiędzy nim, a kolejnym głównym bohaterem serii, Yagamim Riku, z którego pokłady pozytywnej energii wypływają wraz z potem wysiłku, który wkłada w każdą inną dziedzinę sportu niż tą, którą faktycznie powinien uprawiać. Postaci "do zwerbowania", a które z pewnych powodów nie do końca chcą to robić, również już widzieliśmy - pytanie brzmi czy aż tak popularnym zabiegiem w sportówkach jest usadzanie na tym miejscu jednego, z jakby nie patrzeć, najgłówniejszych osobowości? Mnie się osobiście wydaje, że aż tak bezpośredniego użycia tego zabiegu jeszcze wcześniej nie widziałam, jednak tak czy inaczej punkt ten "Prince of Stride: Alternative" i tak zaliczył, bo w dalszym ciągu fabuły taka typowa już postać się faktycznie pojawia. Nie muszę chyba pisać o tym, jak awersja Riku względem Stride ma swoje odzwierciedlenie w jakimś dramatycznym wątku z jego życia, jednak jak na kogoś z takimi przeżyciami, bardzo szybko udaje się go przekonać do czynnego udziału w klubie. Być może wynika to z małej ilości czasu na rozwinięcie fabuły anime, jest to jak najbardziej zrozumiałe, jednak mam względem takiego rozwiązania nieco mieszane uczucia. Dobra. Czas na przedstawienie senpaiów ;) Stride Club w połączeniu z klubem Shogi posiadał przed ich przyjściem trzech członków - Hasekurę Heath'a, Kohinatę Hozumiego i Kadowaki Ayumu. Kolejne dość standardowe postaci, które całe szczęście nadrabiają całkiem zabawnym (przynajmniej z początku, gdyż z czasem robił się coraz bardziej nieśmieszny) humorem, a dokładniej Kohinata i Ayumu, bo Heath jako kapitan musi wykazywać odrobinę więcej powagi i odpowiedzialności ;)


No niestety... Oryginalności bohaterom "Prince of Stride: Alternative" nieco brakuje (zwieńczeniem powinien być jeszcze staruszek profesor w roli opiekuna, ale tym razem widza oszczędzono), jednak nie jest to tak dużą przeszkodą ku temu, by czerpać z oglądanych odcinków przyjemność. Jak już pisałam, ich mocną stroną jest tu z całą pewnością humor i sympatia, jaką widz bardzo szybko względem nich nabiera. Nie zabrakło rzecz jasna tych więzów przyjaźni, pracy zespołowej, mocy zaufania, ale jak zazwyczaj wywołuje to we mnie emocje bardzo pozytywne, tak tutaj jestem skora stwierdzić, że było tego wszystkiego trochę za dużo. "Prince of Stride: Alternative" już od początku opierało się na emocjach i ich przekazywaniu, bardzo często wspominało o tym podczas meczy, czy innych wątków, do znudzenia wręcz powtarzało utarte już dialogi, które w nadmiarze nie wywołały niczego innego, jak poczucia przesycenia i przerostu formy nad treścią. Te wszystkie catchy frazesy, wzniosłe teksty (Kuga-senpai pobił chyba wszystkich) i wyznania... Osobiście miałam tego dość i zdarzało mi się marszczyć nos na tego typu zagrania. Sportówki może i od zawsze opierały się na więziach między bohaterami, ale bez przesady. Co jeszcze przeszkadzało mi podczas oglądania? Wątki "dramatyczne". Bez tego prawdopodobnie nie można już mówić o tego typu produkcjach i jak wątek Riku zrozumiem, (był dość sensowny, więc nie ma co się do niego przyczepiać), tak wciskanie ich do postaci Nany i Takeru wypadło na co najmniej wymuszone zagranie ze strony autorów. Nie trzymało się tu kupy po pierwsze, po drugie pojawiło się znikąd, jak gdyby zabrakło pomysłów na zapchanie fabuły (a fabuła przecież nie jest zła, bo sam pomysł na niego tj. Stride na pewno wzbudza odrobinę ciekawości i nie jest to kolejna, normalna dziedzina sportu). Nie mówiąc już o tym, że wszyscy bohaterowie mieli tutaj jakiś problem - Kuga, Heath, Kohinata i Ayumu, jednak w przypadku tej czwórki akurat było to naturalne i płynne, choć wiadomo znowu nieco standardowe. Sama akcja natomiast rozwija się bardzo szybko. Reaktywacja klubu, ustanowienie celu... Dość prosto i z pozytywnym skutkiem kroczymy ścieżką anime sportowego. Krótkie serie z tego gatunku mają to do siebie, że nie kończą się tylko na jednym sezonie - tutaj naprawdę zdziwiłabym się, gdyby w przyszłości pojawiła się kontynuacja, zwłaszcza, że wszystkie wątki zostały już zamknięte. Szybko się zaczęło, szybko się skończyło i nie ma już do czego wracać... Nie będę ukrywać, że ucieszyło mnie takie rozwiązanie.


Widząc prace Madhouse jestem ostrożna, bo jak wiecie, potrafiłam się już na nich nieco zawieść. Grafika "Prince of Stride: Alternative" już od pierwszych minut zapowiadała się naprawdę nieźle, animacje biegu robiły wrażenie, a kreska, w przeciwieństwie do całości, mogła pochwalić się oryginalnością. Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że ten poziom w dużym stopniu został zachowany. Wiadomo, zdarzały się pewne niedociągnięcia, Madhouse robiło o wiele lepsze produkcje, inne studia również, nie był to majstersztyk i zachwycać się jakoś ogromnie też nie zachwycałam. Grafika jest udana i ciekawa (choć wymyślne postaci momentami ciężkie do zidentyfikowania pod względem płci, balansowały na granicy dobrego smaku) i to tyle co mogę o niej szczerze mówiąc powiedzieć. W przeciwieństwie do grafiki, która jest dość istotnym dla mnie elementem w anime sportowym, na przepięknych melodiach i bogatych instrumentalnie utworach mi tak nie zależy. Tutaj wymagania mam zdecydowanie niższe i szczerze mówiąc wystarczy mi, by soundtrack pasował do całości i w jakimś stopniu podkreślał odpowiednie sceny. Nie musi to być nic wymyślnego, oczywiście miło jest posłuchać czegoś naprawdę ładnego, ale wielka tragedia się nie stanie, jak będzie to coś prostego :) Z "Prince of Stride: Alternative" jestem zadowolona, choć widząc nazwisko Yoshiaki Fujisawy ("GATE: Jieitai Kanochi nite, Kaku Tatakaeri" >>recenzja<<) nico się zdziwiłam - ani trochę nie przypomina soundtracku z GATE, ale jak widać, nie tylko ja jestem zdania, że nie do wszystkich serii tego typu OSTy faktycznie pasują ;) Jest przyzwoicie i nie mam się do czego przyczepić. Openieng ("Strider's High" - OxT) jak i ending ("Be my Steady" - Galaxy Standard) nie wywarły na mnie wrażenia na tyle pozytywnego, aby się nimi zachwycać (wypadły raczej normalnie), ale doceniam fakt, że można je było przesłuchać bez większego problemu. Są kawałki, które irytują, także oby takich jak najmniej :)


~Podsumowanie~
Gdzieś na jednej ze stron przeczytałam komentarz, który bardzo zapadł mi w pamięci. Jeden z widzów porównywał "Prince of Stride: Alternative" do "Haikyuu!!" (na pewno ma w tym swoją słuszność, każdy odbiera anime według własnych gustów), jednak pomijając kwestie sympatii względem nich, osobiście bardziej przypominało mi to "Free!". Być może dlatego, że w obu przypadkach nie odczuwałam aż tak wielkich emocji (oglądanie "Haikyuu!!" czy "Kuroko no Basuke" potrafi przyprawić mnie blisko o zawał)? "Prince of Stride: Alternative" pod wieloma względami nie grzeszy oryginalnością i niestety sam pomysł nie sprawi, że seria wybije się na tle innych, lepszych tytułów. Przewidywalna fabuła, z czasem potrafiła stać się męcząca i mniej zabawna. Ma swoje za uszami, jednak nie był to nieudany seans i z całą pewnością, znajdzie swoich wielbicieli. Ja również nie mogę powiedzieć, że bawiłam się źle - po prostu z czasem mój entuzjazm nieco przeminął, a "Prince of Stride: Alternative" pozostało ot taką sobie niezobowiązującą, mocno przeciętną sportówką.

Fabuła: 1,5/5
Bohaterowie: 1/5
Grafika: 3,5/5
Muzyka: 3,5/5
Ocena ogólna: 2,5/5

Ocena końcowa: 4,8/10
A Wy co sądzicie o "Prince of Stride: Alternative"?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

4 komentarze:

  1. Jak tylko zobaczyłam okładkę tej produkcji, skojarzyła mi się z 'Free'. Gatunki niby w moim stylu, ale również wolę, jak jednak coś się dzieje, skoro to sportówka, więc nie wiem czy zabiorę się za tę serię.
    http://czlowiek-zelazko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oglądałam żadnego z tych anime. Jedyne, jakie udało mi się ostatnio skończyć to drugi sezon "Akagami no Shirayuki-hime" (polecam swoją drogą :D).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugiego sezony "Akagami no Shirayuki-hime" także w mojej liście nie zabrakło, więc i recenzja pojawi się niebawem ;) Oczywiście zapraszam i również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Od początku nie byłam przekonana do tej serii, ale zaczęłam oglądać, bo byłam ciekawa całej tej sztafety i widowiskowych biegów. Miałam swoje chwile zwątpienia, ale jakoś dobrnęłam do końca, czasami nawet nieźle się bawiąc. Tych wszystkich tekstów o zaufaniu i innych mądrości rzeczywiście było o wiele za dużo, a już najbardziej nie mogłam znieść, jak Kuga w nieskończoność mówił o wietrze. >,<
    I nie mam pojęcia, po co wpakowali tu chłopaka, który wygląda jak Sakurai w wersji czarno-białej. Jakoś nie daje mi to spokoju. :P

    OdpowiedzUsuń