2016-05-01

070. "Norn9: Norun + Nonetto", czyli zimowego podsumowania cz.IV

"Norn9: Norun + Nonetto"

Data premiery: 07.01.2016
Czas trwania: 12 x ok. 24 min
Gatunek: Nadprzyrodzone, Romans, Przygodowe, Shoujo, Dramat
Studio: Kinema Citrus/ Orange
Bazuje na: Otome Game

~Opis fabuły~
Na wzbijającym się w przestworzach statku zwanym Norn, znajduje się dziesięcioro młodych ludzi posiadających specjalne zdolności. Pewnego dnia dołącza do nich także Koharu, której o Norn'ie opowiedział kiedyś tajemniczy Podróżnik. Norn natomiast kierowany jest przez Świat, organizację do spraw pokoju, która powierzyła owej jedenastce misję utrzymania zgody na Ziemi...



~Recenzja~
Już od zapowiedzi zaznaczałam, że "Norn9: Norun + Nonetto" interesowało mnie głównie z powodu Kinema Citrus, które po świetnym "Barakamon" (>>recenzja<<) w letnim sezonie 2014, nie miało okazji pokazać się na moim ekranie. Spodziewałam się haremu - przede wszystkim, bo choć nie było go w spisie gatunkowym serii, przeważająca ilość bohaterów płci męskiej nad żeńską kazała mi trzymać się na baczności. Ostatecznie jednak coś w "Norn9: Norun + Nonetto" przykuło moją uwagę. Na tyle by uznać je anime wartym poświęcenia mojego, jakże cennego w tamtym okresie czasu ;) ...


W świat Norn i jego załogi wprowadzeni jesteśmy razem z jedną z głównych bohaterek Koharu, którą pewnego dnia, według zapowiedzi Podróżnika, zabrano na podkład i przyłączono do zespołu. Koharu, cóż... Jest postacią, która swoim charakterem niestety nie przekonuje do siebie tak szybko o ile w ogóle, biorąc pod uwagę, że należy do tej grupki mentalnych sierotek, delikatnych głosików, uroczych do bólu reakcji i irytującej nieinteligencji czy braku jakiegokolwiek śladu myślenia. Szczerze nie znoszę takich bohaterek, jednak jak to zwykle bywa, właśnie takie bierne protagonistki autorzy kreują na czynne, które prędzej czy później wprowadzają do fabuły jakieś zmiany. Ostatecznie jednak nie było aż tak źle, bo postać Koharu dało się mimo wszystko tolerować. W parze z nią widujemy Yuigę Kakeru (Yuki Kaji <3), który na spokojnie mógłby zająć się rolą jednego z najgłówniejszych męskich postaci tej serii i bez wątpienia twórcy poszli właśnie w tym kierunku, nie ukrywając zshipowania tej dwójki już na samym starcie. Kakeru, w przeciwieństwie do niektórych, przyjął nową koleżankę z otwartymi ramionami, był miły, zabawny i wyrozumiały, ale... No właśnie. Zawsze musi być jakieś ale. Nie chcę Wam zdradzać co jak i gdzie, bo może tą recenzją zachęcę kogoś do obejrzenia "Norn9: Norun + Nonetto", ale wiedzieć musicie, że bardzo dużo elementów tej serii już po prostu było, nie mówiąc już o charakterach postaci, które są bardzo typowe i prostolinijne... Wątek Koharu i Kakeru, tak bardzo pewny już od samego początku, swoim doszukiwaniem się dramatu, które według mnie jest nieco bezsensowny i bezpodstawny, stał się swoim rozwinięciem jak zwykła zapchaj dziura, ażeby nie pozostawić go bez żadnego odzewu i zadowolić wzniosłymi tekstami i chwytającymi za serce dialogami fanów romansów. Oczywiście, ja również łapie się na takie zabiegi, ale odstawiając na bok moje gusta, oglądając wyczyny tej dwójki, miało się ochotę krzyknąć "jakie to typowe!". Rozumiem wydarzenia z przeszłości, ale kompletnie nie trafia do mnie tutaj wątek "nie będziemy razem, bo coś tam...". Baza jaką jest gra otome, nie ominęła również reszty par czy trójkątów, trzeba im jednak przyznać, że przynajmniej one mają jakieś podstawy aby o nich mówić. A więc tak. Pomiędzy zespołem Norn, który sam w sobie nie wykazuje wielkiego zgrania i przyjaźni, obserwujemy kilka oddzielnych wątków i konfliktów łączących niektórych z nich, mimo iż w dużej mierze nie mają one żadnego odzewu względem fabuły głównej. Nie znalazłam tutaj większych szans na jakiekolwiek zżycie się z bohaterami, znaleźli się też tutaj tacy, których wkład w akcję jest bliski zeru i prawdopodobnie istnieją tylko po to, bo byli zawarci w oryginale, a zabrakło czasu na jakiekolwiek ich rozwinięcie. Szkoda, bo choć nie będę ubolewać nad poznaniem przeszłości wszystkich postaci, pominięcie wyjaśnień na temat takich, które faktycznie powinny zostać wyjaśnione, nie wypada zachęcająco.


Rozpoczęcie oryginału wygląda nieco inaczej i zawiera ono jeszcze jednego bohatera, Suzuharę Soratę, który kierowany przez tajemniczą piosenkę, zostaje przeniesiony w czasie i tam właśnie spotyka główną jedenastkę z anime. Wątek Soraty rzecz jasna pojawia się również i w "Norn9: Norun + Nonetto", jednak dopiero po jakimś czasie, otwierając tym samym kolejną ścieżkę fabularną tej serii. Akcja anime prowadzona jest nieco chaotycznie. Mamy tutaj element główny, czyli wojnę i misję pasażerów Norn, do tego kilka pobocznych obejmujących miłosne konflikty czy przeszłościowe zagwozdki bohaterów, szybko pojawia się również kwestia "zdrajcy" na statku no i oczywiście Sorata i tajemnicza dziewczyna w bieli. Tak dużo wątków, a tak mało czasu antenowego nie brzmi zachęcająco, jednak wbrew wszystkiemu, twórcom udało się z tej nieciekawej sytuacji wybrnąć nawet nieźle. Pomijając moje żale odnośnie pominięcia niektórych postaci, dodam do tego też poważne opuszczenie ich zdolności i nie wyjaśnienie skąd je w ogóle mają, im bliżej końca, tym wszystko zaczynało nabierać pewnej formy. Fabuła "Norn9: Norun + Nonetto" przypominała bowiem coś na kształt puzzli, gdzie porozrzucane elementy z czasem znajdowały swoje miejsce w układance. Nie wszystkie, bo chociażby wątek Akito (nie mogłam na niego patrzeć, bo przez Sugiyamę Noriaki widziałam tylko i wyłącznie Uchiha Sasuke XD) i Nanami jakby nie znalazł odzwierciedlenia prawie w niczym, ale i przeszłość Kakeru, i jego związek z Koharu, i biednie przeprowadzona kwestia zdrajcy, i wojna, i cel całej tej podróży można powiedzieć, że trzymają się tej kupy, tworząc całkiem przemyślaną, sensowną i nawet głęboką historię z przesłaniem. Szkoda tylko, że zakończenie spłyciło ją do anime romantycznego, a nie jakiegoś dramatu psychologicznego. czy jakiejś innej, bardziej ambitnej produkcji. Aby nie pisać tego tutaj i nie spoilerować, pod koniec tej recenzji przeleje swoje żale w postaci oddzielnego akapitu dla tych, którzy albo już "Norn9: Norun + Nonetto" obejrzeli, albo nie będą oglądać, ale chcą dowiedzieć się o co chodzi ;) Tak czy inaczej seria ta bardzo mnie ciekawiła, sama już nie wiem dlaczego, ale sięgałam po kolejne epizody niewiele się nad tym zastanawiając. Nawet pomimo tej powtarzalności i przewidywalności - nie nudziłam się, a wręcz przeciwnie, oglądało mi się naprawdę przyjemnie i szybko. Być może miałam nadzieję, że po otwarciu tak wielu wątków, rozwiązanie ich mnie w jakimś stopniu zaskoczy? Zaskoczyło, fakt, ale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mimo wszystko wolę narzekać na standardowość i pójście po prostej, utartej już przez wiele wcześniejszych serii ścieżce, niż mieć żal do autorów, że w ciągu zaledwie dwóch czy trzech odcinków, to przeciętne anime (bo jest przeciętne, nie ukrywajmy) z ambicjami, stało się przerysowaniem gry otome na ekran. Z chęcią zobaczę jakieś OVA poświęcone niektórym bohaterom, ale nie zmieni to faktu, że "Norn9: Norun + Nonetto" po prostu przegrało, pozostawiając po sobie pewien niesmak.


Być może przesadziłabym pisząc, że oprawa graficzna tej serii wypadła przeciętnie, jednak pomimo jej niektórych naprawdę dobrych punktów, ostatecznie nie jest to nic specjalnego. Anime wygląda ładnie i to wszystko co mogłabym o niej napisać. W przeciwieństwie do soundtracku... Muzyka jest cudowna! W dużej mierze delikatna, ale kiedy ma gdzie zaistnieć, robi to doskonale. Ostatnie odcinki to w tej kwestii istne arcydzieło, dlatego wielkie uznanie dla Kevina Penkina, który skomponował OST do "Norn9: Norun + Nonetto". Już nie mogę się doczekać oficjalnej premiery! Opening w wykonaniu Yanagi Nagi ("Kazakiri") już od samego początku przykuł moją uwagę, jak zresztą wiele innych kawałków od tej wokalistki. Endingiem ("Zero Tokei") zajęła się Kaori Oda i w jego stronę również kieruję jak najbardziej pozytywne emocje. W kwestiach muzyki anime to naprawdę nie ma o co się pogniewać :)


~Podsumowanie~
Nigdy nie spodziewałam się po "Norn9: Norun + Nonetto" fabuły górnych lotów, jednak liczyłam, że przynajmniej niektóre jego elementy godne będą polecenia. Akcja, której wątki romantyczne powinny być jedynie miłym dodatkiem na tle rozgrywającego się międzyludzkiego konfilktu na powierzchni, uczyniła miłostki bohaterów za priorytet, kończąc tym samym ambicje serii na poziomie zerowym. Nie było źle, osobiście nie żałuję poświęcenia na nią czasu. Przynajmniej jakiś romans mi wskoczył do listy, a co mi tam - ja lubię oglądać romanse, więc jeśli i Wam to nie przeszkadza, to być może "Norn9: Norun + Nonetto" przypadnie Wam do gustu :)

Fabuła: 2,5/5
Bohaterowie: 0/5
Grafika: 2,5/5
Muzyka: 5/5
Ocena ogólna: 2,5/5

Ocena końcowa: 5/10
A Wy co sądzicie o "Norn9: Norun + Nonetto"? 


~W ramach wyjaśnienia...~
Fabuła "Norn9: Norun + Nonetto" jest całkiem prosta. Na pokładzie Norn zebrano grupkę ludzi, którzy wraz z dotarciem do celu, będą musieli stanąć przed wyborem: czy po raz kolejny użyć Resetu i przewrócić ludzkość do czasu sprzed wojen i konfliktów, czy pozwolić jej biec dalej swoim własnym torem. Z jednej strony mamy jednak "tego złego", który przyczynił się do całego resetowania ludzkości (ojciec Kakeru), a z drugiej tych, którzy chcą mu w tym przeszkodzić. Cóż... Do przewidzenia było, że do Resetu ostatecznie nie dojdzie - wtedy seria ta straciłaby jakiekolwiek znaczenie. Do zrozumienia jest też fakt, że ojciec Kakeru kierował się pragnieniem zobaczenia swojej ukochanej, bazując na reinkarnacji i motywie wiecznej miłości. Tylko dlaczego.... Dlaczego decyzja o nie dopuszczeniu do Resetu należała do Koharu, która w normalnych warunkach i gdyby wykazywała trochę rozumu, przemyślałaby to w kwestiach "ludzie i tak zaczną wojnę, w końcu tyle razy już się cofali i nadal wyszło na to samo", a nie "nieważne jaka jest ta rzeczywistość, ja chcę żyć razem z Kakeru!"?! No błagam... Nie mówiąc już o tym, że kilka minut później jej ukochany znika na pół roku, nie wiadomo czy żyje, czy nie żyje i czy wróci, czy nie. Zdecydowanie bardziej przemawia do mnie standardowe postawienie się w roli ofiary na rzecz ludzkości, aniżeli poświęcenia ludzkości dla własnych korzyści. I tak właśnie zakończę dzisiejszą recenzję ;)


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

4 komentarze:

  1. Szczerze mówiąc - pierwsze słyszę o tym anime... :'D
    O, widzę zmianę tła! To jakaś postać z anime, czy Ahri z LoLa? Bardzo mi ją przypomina. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Cierpiałam na tej serii przez te wszystkie absurdy, które się w niej pojawiły >< Jak można się rzucać z mostu za brzoskwinią? Wątki romantyczne kulały, różowowłosa denerwowała swoją głupotą, pan kolczyk zgrywał męczęnnika, związek-nie-związek dupka z białowłosą: szkoda słów; kurczaczki na pokładzie statku, które gotują i robią inne domowe sprawy - co jeszcze?
    Muzyka była dobra, ale jeśli fabuła przez większą część była za przeproszeniem: do dupy, to nawet dobre nuty nie pomogą.
    Pomimo słabości tej serii, przyznaję, że zakończenie - prócz tej egoistycznej decyzji różowowłosej idiotki - podobało mi się i o dziwo! poruszało dość ważne tematy nad którymi każdy może się zastanowić. :3
    Ale ogólnie: nie polecam, bo można pożałować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj można. Ja nie żałuję aż tak bardzo. Wiadomo, mogłam poświęcić ten czas na coś znacznie lepszego, ale ostatecznie nie oglądało się tego aż tak źle. Mnie z zakończenia podobała się chyba tylko oprawa muzyczna...

      Usuń