2016-05-08

071. "Ajin", czyli zimowego podsumowania cz.V

"Ajin"

Data premiery: 15.01.2016
Czas trwania: 13 x ok. 24 min
Gatunek: Akcja, Horror, Tajemnice, Nadprzyrodzone, Dramat
Studio: Polygon Pictures
Bazuje na: Manga

~Opis fabuły~
Po tym jak 17 lat temu w Afryce pojawił się pierwszy pół-człowiek zwany Ajin'em, na świecie zaczęły pojawiać się kolejne nieśmiertelne istoty z tego gatunku. Niewiele wiedząc na ich temat, przeprowadzane są liczne eksperymenty na schwytanych osobnikach, toteż panuje wśród mieszkańców plotka o wysokiej nagrodzie pieniężnej za złapanie Ajina i przekazanie go odpowiednim władzom. Pewnego dnia uczeń liceum, Nagai Ken, ginie w wypadku potrącony przez ciężarówkę, odżywając jednak, odkrywa przerażającą prawdę na temat swojego pochodzenia. W ten sposób rozpoczyna on nowe życie jako pół-człowiek, ukrywający się przed żądnymi jego pojmania ludźmi...



~Recenzja~
Myślę, że zdecydowanie nie przesadzę mówiąc, iż "Ajin" było jednym z najbardziej oczekiwanych serii tego sezonu i na pewno ja również z niecierpliwością czekałam na jego premierę, o czym przeczytać mogliście w poście z zapowiedziami (>>tutaj<<) kilka miesięcy temu. Jak wiecie od jakiegoś czasu poszukiwałam hororu anime, który faktycznie reprezentowałby jakoś swoją przynależność gatunkową. Skłamałabym pisząc, że starałam się podejść do tego tytułu bez żadnych większych oczekiwań - wręcz przeciwnie - miałam ogromne przeczucie, że tym razem to będzie naprawdę coś, ryzykując tym samym ogromny zawód w razie niespełnienia swoich "obietnic". Szczerze mówiąc nie dopuszczałam do siebie nawet myśli, że mogłoby być inaczej, w związku z czym kompletnie pominęłam nawet etap wcześniejszego sprawdzenia serii i ogólnego zorientowania się czy warto czy nie. Jakby nie patrzeć swoją postawą względem "Ajin'a" już wcześniej zobligowałam się do napisania wyczerpującej recenzji, nawet jeśli koniec końców musiałoby to oznaczać ostrą krytykę i wiele negatywnych komentarzy... Tak czy inaczej, postaram się dzisiejszy post wykorzystać w 100% do przekazania Wam mojego zdania na ten temat, a odpowiadając na pewnie najbardziej nurtujące Was w tym wstępie pytanie - czy seria ta ostatecznie spełniła moje oczekiwania - odpowiadam: tak. Jest mi niezmiernie miło przedstawić Wam dzisiaj tytuł, który jako horror, nareszcie coś sobą zaprezentował...



Ok. Zacznijmy od początku. Historia jaką "Ajin" nam serwuje nie posiada wcale wielce wymyślnych podstaw i szczerze mówiąc podczas oglądania bardzo często dostrzec można te popularne motywy i zachowania, widziane już na ekranie dużo, dużo wcześniej. Pogoń za kimś, kto może zagrozić ludzkości, a kogo złapanie wiąże się z wysoką nagrodą pieniężną nie jest tematem wyszukanym, jednak z całą pewnością cechuje się on wielką nośnością i nie trudno nim widza zainteresować. Szablon, nad którym twórcy nie musieli się wiele zastanawiać, trzeba jeszcze nieco podkolorować, aby mimo wszystko zaprezentować sobą coś nieco innego - i tutaj jest wielkie pole do popisu, bo szczerze można by pójść w wielu różnych kierunkach. To co opisałam Wam w krótkim zarysie fabularnym na początku recenzji zawiera się w mniej więcej 2/3 akcji pierwszego odcinka. Mamy wygodne wprowadzenie do tematu pół-ludzi podczas lekcji w klasie głównego bohatera, poprzedzone jeszcze wydarzeniami z Afryki siedemnaście lat wcześniej - generalnie to co wiedzieć na początku widz powinien, zostaje mu jasno, prosto i na spokojnie wytłumaczone, aby w raz z punktem zwrotnym, rozpocząć właściwą fabułę. Pech chciał, że świadków wypadku Nagai Kei'a nie zabrakło i wszyscy na własne oczy zobaczyli, jak potrącony przed chwilą chłopak, jak gdyby nigdy nic wraca do życia - pół-ludzi bowiem rozpoznać można tylko przez próbę ich zabicia, a jak wiemy, jest to w ich przypadku niemożliwe. Rozwiązanie jest proste: trzeba uciekać i tak właśnie czyni nasz bohater.

Dziwnym by było gdyby tego nie zrobił i nie ma co mówić tutaj o nieoryginalności czy braku elementu zaskoczenia (nie mówiąc już o tym, że od początku założone było, że tak się stanie) - w przeciwnym wypadku można by posądzić autorów o nielogiczne prowadzenie fabuły, a uwierzcie mi, nie ma nic gorszego niż niemożność oglądania poczynań postaci, zachowujących się po prostu niemądrze i irytująco (kłaniam się tym z nowo wychodzącej "Mayoigi"). To był zdecydowany must aby pchnąć akcję do przodu. No ale... Jak ma sobie taki biedny chłopczyna poradzić sam, kiedy wszyscy (fałszywość ludzi nie zna granic) się od niego odwracają oraz widzą tylko i wyłącznie zagrożenie albo okazje do zaistnienia? Tak, dobrze myślcie - zawsze znajdzie się ta jedna jedyna osoba, która mimo wszystko pomoże przyjacielowi w potrzebie i będzie stać za nim murem nieważne co. Tym czasem po drugiej stronie barykady ujawnia się ważna osobistość, która o Ajinach wie o wiele więcej i "pociąga sznurkami" w całej tej pół-ludzkiej intrydze. Typowe i niestety tutaj już można by nieco ponarzekać na ciągłe trzymanie się tych utartych schematów i tak jak zdradzać Wam już więcej nie mogę, tak ciężko jest doszukać się w nich chociażby odrobinki powiewu świeżości, a przynajmniej ja nic takiego w nich nie znalazłam. Co prawda to prawda. Bohaterowie cechują się w większości tymi przerysowanymi charakterami oraz zachowaniami i choć nie zgrzyta to tak, że oglądać się nie da, łatwo przewidzieć ich kolejne działania. No bo ile razy widzieliśmy już motyw policji, która chce, ale nie może będąc skorumpowaną przez wyżej od siebie postawionych i nie jest dopuszczana do wielu informacji, naukowców potrafiących tylko narzekać i obwiniać innych o niepowodzenia, dobroczynne i pomocne babcie, podejrzliwych i obrabiających dupę za plecami staruchów, bezwzględną, ale trzymającą się na uboczu szychę... Można by wymieniać i wymieniać. W takim razie co w "Ajin'ie" takiego dobrego? Możecie się ze mną nie zgadzać, ale dwie, DWIE postacie wyróżniają się na tle tej garstki na tyle mocno, że nie można im nie przyznać skutecznego ratowania dość przeciętnej kwestii bohaterów w tej serii. O kim mowa? O Nagai Kei'u właśnie i czarnym charakterze - Satou-san...


Już od początku zauważyć można, że z głównym bohaterem jest coś nie tak i nie mówię tutaj wcale o jego pochodzeniu. Mamy tutaj do czynienia z kolejnym przypadkiem złego wpływu rodziców na dzieci próbujących narzucić swój sposób myślenia i tak jak czasami umysł nastolatka potrafi zareagować odwrotnie, tak tutaj dostrzec możemy kompletne zniszczenie wewnętrzne bohatera - o tym jak nadambitni rodzice robią ze swoich dzieci małe roboty. Być może z początku aż tak bardzo się to w oczy nie rzuca i poza niektórymi szczegółami, widzimy po prostu zdemoralizowane przez matkę dziecko, która skontrolowała jego całe życie, poczynając od rzeczy które ma uważać za ważne, na doborze znajomych (Przyjaciel 1, Przyjaciel 2, Przyjaciel 3...) kończąc. Szczerze mówiąc, ja też nie zwróciłam na to aż tak wielkiej uwagi i uważałam Kei'a za inteligentnego, potrafiącego szybko wyciągać wnioski chłopaka, który standardowo próbuje jak najmocniej trzymać się swojego człowieczeństwa, dla innych będąc już jedynie kolejnym pół-człowiekiem. Tak było i nawet odrobinę przeszkadzało mi, że wykazuje on więcej cech znajomych, aniżeli oryginalnych i wyszukanych - do czasu, w którym Kei sam nie pokazał nam jak złym człowiekiem jest w środku (rzecz jasna nie zdając sobie z tego sprawy przez kompletnie odwrócone zasady moralne), o ironio, będąc "wychowywanym" na przykładnego obywatela, który chce zachować to swoje wyżej wspomniane człowieczeństwo, tak naprawdę nigdy go wcześniej w pełni nie wykształciwszy. Jego działania były dla mnie, osoby która mimo wszystko dużo myśli o innych, ciężkie do ogarnięcia i jak myślałam, że stanie się on tym głównym punktem zmiany sytuacji Ajinów w Japonii, tak szczerze powiedziawszy, główny bohater pokazał się po stronie tych bardziej biernych postaci. No ale czego innego można było się spodziewać od osoby, która myśli tylko o sobie? Dlatego też bohaterem, który wręcz wydarł czas na zaistnienie głównej postaci tej serii, był Satou. Nieco Wam już chyba zaspoilerowałam mówiąc, że jest on czarnym charakterem w tej historii, gdyż na początku można było zakładać, że mimo wszystko będzie on działał w dobrej wierze (przepraszam!), ale jakby nie patrzeć, bardzo trudno tutaj o jasną granicę między dobrem a złem. Każdy ma coś za uszami, ale Satou jest zdecydowanie tym bad guyem z powołania ;) Może jego motywy nie były nigdy wielce oryginalne, ale szczerze mówiąc, jego działania, sposób dochodzenia do kolejnych etapów swojego planu i to jak niemożliwie trzyma wszystko pod kontrolą robią wrażenie. Tak jak po Nagai Kei'u, można było spodziewać się po nim dosłownie wszystkiego, a to z kolei sprawiało, że naprawdę ciężko było cokolwiek przewidzieć. Czapki z głów - dawno chyba nie widziałam tak dobrego czarnego charakteru, który faktycznie trzymał w niepewności widza co do tego jak sprawa między nim a przeciwnikiem się rozwinie (dwa ostatnie odcinki - świetne!). Idealny! Sprawy się nieco odwróciły, gdyż potencjalnego "dobrego" bohatera szczerze nienawidzę, a tego złego uwielbiam, ale jeśli w przyszłości dane nam będzie zobaczyć kontynuację (oby, bo takiego zakończenia sobie nie wyobrażam!), wygląda na to, że Kei wreszcie ruszył dupę za przeproszeniem ;) No. Także kończąc ten akapit powiem co nieco jeszcze na temat seiyuu głównego bohatera - Myano Mamoru, którego wierzę, że wszyscy znają. Uwielbiam jego głos, choć nie potrafię go słuchać, jeśli do roli mi nie pasuje. Ostatnio bardzo często słyszeliśmy go u psychopatycznych, dziwacznych postaci i choć robi to świetnie, po prostu nie umiem w większości przypadków nie widzieć wówczas jego twarzy. Brzmi to za pewne śmiesznie, ale pomijając już naprawdę moje dziwne skłonności, jako Nagai Kei'a kompletnie go nie spasowałam. Przepraszam wszystkich fanów, ale dla mnie brzmiał on sztucznie - seiyuu idealny dla fałszywej postaci jaką był Kei? Być może, ale wolałam go nie słyszeć, bo nie ważne jak podczas jednego odcinka się przyzwyczaiłam, z następnym wracał ten sam problem. Nie wpłynie to wielce na ocenę, ale musiałam się tym z kimś podzielić ;)


Dwa długie akapity za nami, a tak naprawdę nie powiedziałam wiele na temat ogólnych wrażeń fabularnych - w końcu muszę jakoś potwierdzić swój zachwyt ze wstępu ;) Odcinki, choć nieco przewidywalne i schematyczne (już o tym pisałam...) ogląda się bardzo dobrze. Mimo iż za każdym razem potwierdza się moja teza, że anime z gatunku horroru nigdy nie będzie dla mnie na tyle straszne, by miało to później wpływ na moje funkcjonowanie po zmroku - tak jak w przypadku live action - tutaj faktycznie czuć ten klimat grozy, tajemnic i napięcia. Duży plus, bo w końcu dostaliśmy konkretne odniesienie do przynależności gatunkowej i być może też dlatego, "Ajina" pochłania się, a nie ogląda :) Bardzo ciekawy motyw z czarnymi postaciami - nie mówiąc już o tym, że wyglądają one intrygująco, pomagają zbudować charakter serii i szczerze uwielbiałam, kiedy się pojawiały. Jak już wyżej wspominałam, dwa ostatnie odcinki proszą się o oklaski. Uda się, czy nie uda... - napięcie i akcja, które w każdej chwili mogły spotkać się ze swoim punktem kulminacyjnym sprawiały, że epizody oglądałam z szeroko otwartymi oczami - oczywiście z zachwytu przedstawianą w nich akcją ;) Finał godny pochwały, zwłaszcza, że zakończył się w sposób wielce budujący na równie dobrą kontynuację. Tak właśnie, nawet pomimo tych wszystkich minusów, o których wspominałam, "Ajin" spełniło moje oczekiwania. Były one duże, ale przede wszystkim liczyłam na ogromną ilość akcji, klimat horroru i wciągającą fabułę. Dostałam to co chciałam i z ręką na sercu mówię, że nigdy nie spekulowałam na temat potencjalnej oryginalności tego tytułu. Gdyby tak było, prawdopodobnie "Ajin" byłoby bliskie otrzymania not maksymalnych, ale i tak uważam, ze jest to warty poświęcenia czasu seans. Mój typ się obronił ;) A i jeszcze coś - jak nie oglądacie zapowiedzi, tak tutaj są świetne. Szczerze polecam, choćby dla samych wrażeń estetycznych.


No tak, o czym jeszcze nie można zapomnieć recenzując "Ajina"? O grafice. Całkowite 3D, zapomnijcie o 2D, przyzwyczajajcie się do przyszłości. Jasne. Ciężko jest to zrobić, zwłaszcza, że wciąż nie jest to praca idealna, ale musimy liczyć się z tym, że kiedyś będzie to po prostu norma. To co według mnie animacje 3D mają sobą reprezentować to zdecydowanie płynność i możliwość pokazania większej ilości szczegółów. Tak jak o szczegóły nie ma co się martwić - zwłaszcza mimika twarzy bohaterów i gesty to pokazują - tak z tą płynnością można by się nieco zastanowić. Nie licząc czarnych ajinowych istot (nazywać je będę w ten sposób ;)), które wyszły naprawdę świetnie, postaci tego efektu płynności już nie zachowały. Oczywiście jest duża różnica pomiędzy tym co możemy zobaczyć w anime o grafice 2D, jednak jak na coś, co z zasady powinno gwarantować tą nieprzerwaną miękkość w poruszaniu się bohaterów, wydaje się być wręcz przeciwnie - tak jakby była ona nieco zwolniona, a pomiędzy klatkami znajdowały się drobne dziury. Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, więc mam nadzieję, że moje porównanie jest chociaż trochę zrozumiałe. Być może jest to jedynie kwestia przyzwyczajenia, ale na dzień dzisiejszy wydaje mi się, że można lepiej - chociażby zachować płynność tych stworów przez cały czas. Soundtrack natomiast jest naprawdę dobry. Słuchając na spokojnie może nie odczuwa się aż tak pozytywnych wrażeń całościowo, jednak podczas oglądania, zdecydowanie jest to element dopełniający seansu. Taka wisienka na torcie :) Dużo elektroniki i nowoczesnych dźwięków - szczerze zastanawiałam się czy aby mistrz Sawano nie wyszedł odrobinę poza ramy swojego stylu (nieco już powtarzalnego), ale nie. Kompozytorem jest tutaj Yugo Kanno. Openingiem ("Yoru wa Nemureru kai?") zajął się zespół flumpool. Pochwalę się pewną znajomością ich muzyki i chyba wcześniej nie trafiłam na kawałek w dokładnie takim stylu. Są to zdecydowanie moje klimaty, piosenka bardzo mi się spodobała, no i była miłym zaskoczeniem pod względem wykonu. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć na temat endingu ("HOW CLOSE YOU ARE"), który śpiewany przez Miyano Mamoru, kompletnie nie wkupił się w moje łaski. Ja nie wiem co zaszło nie tak, ale bynajmniej nie jest to wina głosu... A przynajmniej mam taką nadzieję ;)


~Podsumowanie~
Tak więc czas podsumować dzisiejszą, nieco dłuższą niż zwykle recenzję! "Ajin" niewątpliwie zasługuje na miano must-watch'a zimowego sezonu. Nawet jeśli fabularnie w niewielkim stopniu wyłamuje się poza ustalone schematy, poziom rozrywki w pomieszaniu z zachowanym klimatem horroru i tajemnicy, czyni go naprawdę wartym poświęcenia czasu tytułem. Twórcy mogą zdecydowanie pochwalić się świetną dwójką głównych bohaterów, którzy dodali do akcji dużo napięcia, nieprzewidywalności i wyróżnienia, a przymykając oko na pewne kruczki techniczne, znajdą się też aspekty, na które można z zachwytem popatrzeć i posłuchać. Ja jestem w dużym stopniu naprawdę zadowolona, moje oczekiwania zostały spełnione i z niecierpliwością oczekuję na kontynuację :) Polecam!

Fabuła: 3,5/5
Bohaterowie: 2,5/5
Grafika: 3,5/5
Muzyka: 4,5/5
Ocena ogólna: 4,5/5

Ocena końcowa: 7,4/10
A Wy co sądzicie o "Ajin"?


Chciałabym życzyć wszystkim czytającym to maturzystom powodzenia na pozostałych egzaminach (pisemne podstawy już za nami, tak jak i rozszerzenie z angielskiego dla tych, którzy owe zdawali!), a że zapomniałam napisać co nieco także tydzień temu, życzę Wam również, żebyście nie tracili głowy i żeby wyniki 5 lipca okazały się pozytywne :) Jesteśmy w tym razem! Będzie dobrze :)

Recenzja drugiego sezonu --> Ajin 2nd Season

Pozdrawiam
Kusonoki Akane

6 komentarzy:

  1. Z płynnością w ruchach postaci rzeczywiście jest kiepsko i ogólnie ten typ grafiki 3D nie przypadł mi do gustu (Bubuki wyglądało lepiej). Osobowość Keia zdecydowanie wyróżnia go spośród innych głównych bohaterów, no i Sato również jest bardzo ciekawą postacią. A opening jest genialny. ^^ Z niecierpliwością czekam na kontynuację, a w międzyczasie planuję zacząć zbierać też mangową wersję. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ptaszki ćwierkają, że drugi sezon ma pojawić się na jesień tego roku ;)

      Usuń
  2. Cieszę się, że flumpool tak wybił się na tym openingu na większe kręgi, jestem ich fanką od Bloody Monday ;A;

    Ciekawe czy kiedyś znajdę czas na obejrzenie anime...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie bliżej Ci do oryginału niż do anime, co nie? :) Nie wypowiem się w kwestii, co jest lepsze (choć strzelam ze manga ;p), ale naprawdę polecam.

      Usuń
  3. Szczerze mówiąc, nie do końca zgadzam się z twoją oceną Kei'a. Owszem, jest małą paskudą, ale według mnie nie jest złą osobą. Wychowano go w okropny sposób i, nie licząc Kai'a, został całkiem sam. Torturowano go. Poza tym, w tej serii po prostu czuć, że on jeszcze nie jest dorosły, pomimo tej całej zaradności. To jedynie dziecko o paskudnym charakterze, które wrzucono w bagno, jakim jest życie Ajina. Szczerze mówiąc, uważam go za dość smutną postać, co prawda nie tragiczną, ale smutną. Zresztą, w anime odjęto mu człowieczeństwa (czytałam i oglądałam i jeśli animacja komuś przeszkadzała, to na pewno nie rozczaruje się kreską-jest genialna).W mandze jest nieco bardziej smutny, wraca także, po aferze z Tosakim i zasadzką (jeszcze za czasów Nakano w ciężarówce) by upewnić się, że starszej kobiecie, która mu pomogła nic nie jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację i im dłużej o tym myślę tym więcej innych podejść przychodzi mi do głowy. Ten temat naprawdę można ugryźć z kilku stron, bo Kei postępował źle, co teoretycznie czyni go osobą złą, ale z drugiej strony smutne w nim jest to, że to nie była jego wina. Winę ponosi matka, co zresztą w recenzji napisałam, która wychowała go na zdemoralizowanego człowieka, nie potrafiącego nawet myśleć inaczej, wbrew jego ogromnej inteligencji. Więc czy człowiekiem złym trzeba nazywać tylko tych, którzy czynią źle będąc tego świadomi? Z kolei osoba postępująca źle wbrew przyjętym zasadom moralnym, może uważać że to co ona robi jest dobre. Jest to dość trudne zagadnienie, bo oczywiście można tak sobie do woli usprawiedliwiać, ale niestety nie wymaże to popełnionych uczynków, a Kei no cóż... jest równie trudną postacią ;) W dalszym ciągu ja odbieram go jako chłopaka złego (przynajmniej na takiego go tutaj wykreowano; pamiętam moją negatywną reakcję na jego poczynania), pomimo iż dostrzegam i szanuję tego przyczyny. Oczywiście nie neguję Twojego komentarza, rozumiem Twoje podejście i bardzo dziękuję, że go pod tym postem zostawiłaś :) Jeśli chodzi o takie kwestie interpretacyjne to ja osobiście jestem zdania, że każdy ma rację i myśli prawidłowo, sztuką jest po prostu to zaakceptować. A skoro jakieś dyskusje się na dany temat tworzą, tym bardziej pokazuje to, że nie jest on totalnie prosty i bezpośredni :)
      Co do różnić między anime i mangą to ja ich nie wskażę, bo nie czytałam oryginału, jednak oba sezony, a zwłaszcza drugi pokazał jak bardzo anime nie radzi sobie w przekazywaniu charakterów postaci. Robi to dość prostolinijnie i niedbale, więc wcale nie dziwię się, że sytuacja wygląda nieco inaczej w pierwowzorze - no ale tam jest na to wszystko więcej miejsca i czasu. Może też dlatego, że właśnie ja odbieram "Ajin" tylko z punktu widzenia ekranizacji, nasze opinie trochę się różnią. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń