2016-10-09

0105. "Orange", czyli letniego podsumowania cz.III

"Orange"

Data premiery: 03.07.16
Czas trwania: 12 x ok. 24 min + 1 x ok. 38 min
Gatunek: Szkolne, Romans, Dramat, Okruchy życia, Nadprzyrodzone
Studio: Telecom Animation Film / TMS Entertainment
Bazuje na: Manga

~Opis fabuły~
W dniu rozpoczęcia szkoły, uczennica drugiej klasy liceum Takamiya Naho otrzymała list, którego nadawcą była ona sama z przyszłości oddalonej o 10 lat. Pomimo iż z początku uważała to za żart, jego zawartość opisywała dokładnie to, co tego dnia wydarzyło się w szkole, w tym również pojawienie się nowego ucznia z Tokio, Naruse Kakeru. Dlaczego list trafił do niej akurat w tym momencie? Jego zadaniem było uchronienie młodej Naho i jej przyjaciół przed żalem, którego ona pomimo tych  lat, wciąż nie potrafi się pozbyć. Poprosiła ją o uratowanie Kakeru, którego z pewnych powodów, w przyszłości już z nimi nie ma...



~Recenzja~
Nie pamiętam dokładnie, jak do tego doszło, więc nie będę raczyć Was tutaj historią mojego "pierwszego razu" z mangą "Orange", ale wydaje mi się, że działo się to w mniej więcej tym samym czasie, kiedy wieść o jej polskim wydaniu dotarła do fanów. A może nieco wcześniej...? Warto zauważyć, że moja pamięć w tych kwestiach nie jest najlepsza, jednak jeden moment zapadł mi w niej bardzo dokładnie. Pierwsze rozdziały, noc, bo wtedy najczęściej oddaje się mangowym lekturom i ja - płacząca nad rozwijającą się dopiero historią, z której wyszło na to, że nie będzie to kolejne szkolne romansidło do mojej skromnej kolekcji. Bo jak to tak? Główni bohaterowie, przemawiający do siebie sprzed 10-ciu lat, wcale nie spotkali się z happy endem? Co gorsza, wcale nie będzie się rozchodzić o to, czy oni będą parą, a raczej czy w ogóle ze sobą wszyscy pozostaną... Rzadko, a w zasadzie jedynie na "Bokura ga Ita" zdarzyło mi się płakać podczas czytania, a więc powiedzenie, że "Orange" zrobiło na mnie wrażenie, byłoby jak przyznanie racji co do tego, że woda jest mokra, a sól słona. Romanse zahaczające o dramaty oraz kwestie życia i śmierci, doskonale oddają jedno zdanie, z którym utożsamić można tytuł tej serii - o soku pomarańczowym, którego smak był słodki, ale i gorzki zarazem...


Myślę, że każdy czegoś tam w swoim życiu żałuje. Wcale nie musi być to jakiś ogromny błąd, ale może znajdą się słowa, których nie powinniśmy byli nigdy wypowiedzieć, rozmowy, które można było przeprowadzić inaczej czy czyny, których trochę się dzisiaj wstydzimy. A może jest coś co mogliśmy zrobić, ale tego nie zrobiliśmy? Mimo wszystko nie warto się nad tym rozwodzić, bo nie mamy takiej mocy by powrócić do przeszłości i ją zmienić. No właśnie... Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Czasami żal jest tak ogromny, że zapomnieć i iść dalej jest naprawdę trudno. Z tym uczuciem zmagają się nasi bohaterowie. Takamiya Naho, Suwa Hiroto, Hagita Saku, Chino Takako i Murasaka Azusa spotykają się po dziesięciu latach, odkopują zakopaną jeszcze w liceum "kapsułę czasu" z listami do samych siebie i choć życie płynie dalej, a oni są już dorośli, wydarzenia z tamtego okresu wciąż zaprzątają ich myśli. W drugiej klasie dołączył do nich Naruse Kakeru. Tamtego dnia, lekcje kończyły się wcześniej, więc zaprosili go na wspólne wyjście na lunch. Co w tym złego, pomyślicie, chcieli się z nim tylko zaprzyjaźnić. Na pewno nie mogli wiedzieć, że ta jedna decyzja, będzie miała tak duży wpływ na życie Kakeru, a teraz... Już go z nimi nie ma. Istniał jednak sposób na uratowanie go, jeśli tylko ostrzegą siebie sprzed dziesięciu lat i zrobią wszystko, aby nie dopuścić do jego odejścia... I tutaj na scenę wkracza owy tajemniczy list, który szesnastoletnia Naho otrzymała w dniu rozpoczęcia roku. Wzięcie go za żart nie było wcale wielkim zaskoczeniem, jednak wydarzenia w nim opisane pokrywały się z tym, co faktycznie spotkało ją tego dnia. Przybycie Kakeru, zajęcie ławki obok niej i niestety również, zaproszenia na lunch po lekcjach. Nie udało jej się zapobiec temu, co dało początek tragedii w jego życiu. Ale wciąż jest nadzieja! W imię tych, którym nie dane było żyć z Kakeru nawet 10 lat od tamtego czasu, z pomocą listu Naho rozpoczyna walkę o uratowanie chłopaka przed upadkiem. Czy się jej uda? O poznanie odpowiedzi musicie zadbać już sami, pozwólcie więc, że zajmę się przedstawieniem i skomentowaniem kwestii bohaterów "Orange". Nasza główna protagonistka Naho to drobna, dobroduszna dziewczyna, która unika robienia komukolwiek problemu, a co za tym idzie, woli poświęcić siebie na rzecz innych ludzi. Wydaje mi się, że pod tym względem jest całkiem podobna do mnie, choć nie obyło się bez drobnego uczucia irytacji widząc, jak robi coś nie tak ;) Kakeru natomiast, pomimo zamknięcia w sobie i ukrywaniu prawdziwych uczuć, jest chłopakiem towarzyskim i zabawnym. Suwa to taki "ojciec" grupy. Wysoki, dobrze zbudowany, dusza towarzystwa, ale zawsze wesprze i doradzi. Hagita przypomina bardziej kozła ofiarnego i powiela regułę "okularnik to słaby w sportach" (oczywiście reguła ta coraz częściej już nie obowiązuje ;)), ale mimo to posiada on twardy charakter i wcale nie uchodzi za poważnego kujona, jakby się można z początku spodziewać. Takako, choć na co dzień spokojna i dojrzała, pewnie walczy o swoje i bywa przerażająca kiedy się zdenerwuje, natomiast Azusa to jej przeciwieństwo - zawsze uśmiechnięta, żartująca ze wszystkiego i lubiąca "kusić los", jeśli mogę to tak ująć ;) Choć możemy tutaj spotkać kilka bardzo znanych cech i motywów, jednoznaczne stwierdzenie, że postacie nie prezentują się oryginalnie, byłoby błędem. Są sympatyczną i przy tym też naprawdę naturalną/zwykłą paczką przyjaciół, do której chyba każdy z nas chciałby należeć. Oczywiście nie trudno zgodzić się z faktem, iż postać Naho nieco irytowała swoją nieśmiałością i niedomyślnością, a bez Suwy prawdopodobnie już dawno by się pogrążyła. Nawet do Kakeru mimo wszystko chciałoby się powiedzieć "ogarnij się chłopie", pomimo iż jego zachowanie jest całkiem zrozumiałe. To normalne, a dzięki temu też doskonale widać, że nie tylko ta dwójka, ale także Suwa, Takako, Azusa i Hagita mają coś tutaj do powiedzenia i dopełniają się nawzajem. Nic na siłę. Naho i Kakeru też się oczywiście zasłużyli, to nie tak, że jest z nimi jakiś ogromny problem, Naho jest kompletną sierotą a Kakeru zimnym emo a'la Sasuke i nie potrafią nic samemu zrobić ;) To też nie są jakieś umysłowe ameby, skrajne w charakterach. Więc powtórzę - naturalni/zwyczajni, sympatyczni i zgrani. Naprawdę cieszę się też, że ślepo nie postępowali jedynie tak, jak mówił im list i faktycznie myśleli. Tak właśnie w moich oczach wypadli bohaterowie "Orange" :)


Pierwszy odcinek wywołał u mnie dość mieszane uczucia, ale przyczyną była moja słaba pamięć co do oryginału, a trzeba powiedzieć, że ekranizacja poradziła sobie naprawdę dobrze. Jak już wcześniej wspominałam, "Orange" nie zalicza się do szkolnych romansideł, gdzie wszystko rozwija się względem znanych nam wszystkim schematów i kończy się ze skutkiem wiadomym nam już od pierwszych odcinków. Oczywiście posiada pewne typowe elementy, ale szczerze mówiąc podczas czytania (bo oglądając anime wiedziałam już co jak się potoczy), do samego końca nie byłam pewna zakończenia. Oczywiście mogłam sobie tłumaczyć to tak, że nie ma opcji by finał okazał się zły, ale mimo wszystko napięcie było i myśli "a może jednak się nie uda" pojawiały się cały czas. Ostatni odcinek anime, wzbogacony o dodatkowe ok. 15 minut, trzymał w niepewności, nawet mnie, która wiedziała jak to się wszystko potoczy. "Orange" jest serią, którą spokojnie można polecić tym, którzy nie przepadają za tymi typowymi romansami, gdzie serduszka i tęcza wylewają się z ekranu i patrzeć się nie da, jak przesłodzone to wszystko się wydaje. Wątek miłosny jest tutaj ważny, ale wątek uratowania Kakeru jest znacznie ważniejszy, dlatego też ten słodko-gorzki wyraz. Coś jak... "Bokura ga Ita", "Plastic Memories" "Shigatsu wa Kimi no Uso", "Clannad"... Niby miło, ale jednak czuć tą nutkę goryczy ;) Uśmiałam się, nacieszyłam serce niewinną szkolną miłością ale i też swoje wypłakałam. Seria wiąże się też z pewnym przesłaniem, może nie ukrytym, bo każdy łatwo na niego wpadnie, ale doceńmy fakt, że w ogóle jest ;) Hmm, co jeszcze? Sam pomysł na historie jest według mnie naprawdę ciekawy i nietypowy, ten motyw listu i przeplatająca się od czasu do czasu teraźniejszość z przyszłością. Jeśli brać owy tytuł przez pryzmat szkolnych romansów, na pewno jest to coś innego. Doczytałam się też kilku komentarzy nienawiści odnośnie tego, jak to autorzy nie pokazali tego, co działo się po aktualnych wydarzeniach. Choć sama dowiedziałam się o tym całkiem niedawno, Ichigo Takano (autorka mangi) napisała co nieco o przyszłości głównych bohaterów. Zostanie ona przedstawiona, wraz z pokazaniem historii z punktu widzenia Suwy, w filmie "Orange: Mirai", który swoją premierę ma mieć w listopadzie. Swoją drogą ja naprawdę ucieszyłabym się na jakiś specjal, w którym pokazane by było życie po śmierci Kakeru. Interesuje mnie zwłaszcza Suwa i Naho, bo wiecie #secondguysdeservemorelove ;) Tak czy inaczej zdaję sobie sprawę, że na moją sympatię do anime wpływ miała wielka sympatia do mangi i jak zawsze w takich sytuacjach, bardziej polecałabym zabrać się za oryginał. Uważam jednak, że "Orange" samo w sobie było naprawdę dobrym odwzorowaniem swojego pierwowzoru, a ponieważ nie trzeba się martwić o to, że zakończyła się gdzieś w połowie, będzie dobrą alternatywą dla tych, którzy czytać nie chcą bądź po prostu nie lubią. 


Na poziom ekranizacje duży wpływ mają również kwestie techniczne. Graficznie "Orange" poradziło sobie dobrze ogółem, znakomicie tłami i dość przeciętnie projektem postaci, który choć z początku wykazywał pewne dozy nietuzinkowości, potrafił rozjeżdżać się oraz wypadać dziwnie i nieproporcjonalnie w dalszych epizodach. Nie powiedziałabym, żebym była zadowolona, aczkolwiek nie było źle. Stonowane barwy oddały klimat serii i za to duży plus. Soundtrack natomiast w pełni mnie kupił. Delikatne, spokojne, melancholijne melodie ładnie podkreślające oglądane sceny. Aż nie mogę się doczekać ich przesłuchania! Opening ("Hikari no Hahen" - Yu Takahashi), a w szczególności ending ("Mirai" - Kobukuro --> śliczny jest ^ ^) również mnie nie zawiodły. Piosenki ładnie wpasowały się w całość i miło się ich słuchało. 


~Podsumowanie~
Jeśli chodzi o "Orange" nie miałam wygórowanych oczekiwań, gdyż w żadnym wypadku nie ma co liczyć na to, że pobije oryginał. Mimo to uważam, że była to naprawdę dobra ekranizacja skończonej mangi, a zwieńczeniem tego wszystkiego mam nadzieję będzie nadchodzący film. Taka wisienka na torcie ;) Oczywiście weźcie pod uwagę fakt, że już się z tym tytułem znałam, ale i tak wydaje mi się, że będzie to bardzo miła i wzruszająca propozycja dla fanów nie tylko szkolnych romansów, ale i tych, którzy cenią sobie w anime odrobinę dramatu, wciąż w nie tak ciężkim i dołującym wydaniu. Zdecydowanie zachęcam też do poznania oryginału. Warto ;)

Fabuła: 4/5
Bohaterowie: 4/5
Grafika: 3,5/5
Muzyka: 5/5
Ocena ogólna: 4/5

Ocena końcowa: 8,2/10
A Wy co sądzicie o "Orange"?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

9 komentarzy:

  1. Zdecydowanie nie jestem jeszcze gotowa, by przysiąść i obejrzeć anime... To jeszcze za wcześnie... TuT

    OdpowiedzUsuń
  2. Kreska jakoś średnio mi się podoba, w mandze była dużo ładniejsza i taka słodsza. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj jest tak, że w mandze podoba nam się bardziej :)
      Niemalże wszystkie mangi, które wcześniej przeczytałam albo zaczęłam czytać, wypadały gorzej pod względem graficznym w swoich ekranizacjach, dlaczego, nie wiem - może z przyzwyczajenia do oryginału?

      Usuń
  3. Przeczytałam mangę, obejrzałam dramę, ale anime rzuciłam po pierwszym odcinku. Chyba wtedy utwierdziłam się, że sam tytuł jednak mnie nie pociąga. Długo nie wiedziałam, czy mi się Orange podobał, czy nie. Za bardzo pojechano z fantazją i zbyt wiele elementów zwyczajnie mi się gryzie. Nie wzbudził we mnie większych emocji :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dramę? Nawet nie wiedziałam że jest takowa ;o
      Co do fantazji to mogę się z Tobą zgodzić, jeśli chodzi Ci o słabą kwestię wytłumaczenia, jak doszło do wysłania i dotarcia listów te 10 lat wstecz. Mnie może aż tak to nie gryzło, ale z tą całą bajką o trójkącie bermudzkim i czarnej dziurze faktycznie mogli się trochę zagalopować.

      Usuń
  4. Mnie się bardziej podoba opening niż ending, ciągle zapominam ściągać mp3!
    Nie mogę się doczekać mangi o Suwie, bo był moją ulubioną postacią i w mandze, i w anime i w filmie kinowym XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suwa jest super! <3 Też jest moją ulubioną postacią ;)

      Usuń
    2. Ja też uwielbiam Suwę! <3

      Usuń