2015-11-22

053. "Charlotte", czyli letniego podsumowania cz.VII

"Charlotte"

Data premiery: 04.07.2015
Czas trwania: 13 x ok. 24 min
Gatunek: Nadprzyrodzone, Akcja, Dramat, Komedia, Szkolne, Romans
Studio: P.A.Works
Bazuje na: Original

~Opis fabuły~
Pewnego dnia Ootaka Yuu odkrył w sobie pewną zdolność, która umożliwiła mu przejęcie ciała widzianej przez niego osoby na pięć krótkich sekund. Nauczywszy się o korzyściach wynikających z jej używania, wykorzystywał swoją moc jak tylko mógł, aby wieść szczęśliwe i sukcesywne życie - dostał się do prestiżowego liceum, stał się popularny wśród rówieśników, wrogów eliminował nawet ich nie dotykając... Dzięki owej umiejętności mógł kontrolować wszystko, co go tylko otaczało. Jednak pewnego dnia jego tajemnica wyszła na jaw, a Yuu "przechwycony" został przez dwójkę uczniów z Akademii Hoshinoumi, którzy tak jak on, zdolni są do używania nadprzyrodzonych zdolności. Moce te bowiem pojawiają się wśród dzieci w wieku ich dojrzewania i znikają niedługo po...



~Recenzja~
Drodzy czytelnicy! Czy znane są Wam może takie tytuły jak "Angel Beats!", "Air", "Clannad" czy "Kanon" z roku 2006? Jeśli tak, to może i nazwisko Jun Maedy nie jest Wam obce? Cóż... Choć sama już dawno wpisałam wyżej wymienione serie do swojej listy obejrzanych anime, dopiero przy produkcji, którą dzisiaj dla Was zrecenzuję, owy pan faktycznie przykuł moją uwagę. Podczas gdy w obsadzie świętej trójcy Kyoto Animation ("Air", "Kanon (2006)" i "Clannad") jego imię widniało tuż obok oprawy muzycznej (w anime, sam był jednak twórcą scenariusza do gier, na których podstawie zostały stworzone), "Angel Beats!" jak i również "Charlotte" są oryginalnymi historiami przez niego stworzonymi i nie muszę chyba tłumaczyć, na co przekłada się ta informacja, prawda? Od tego pana trzeba było oczekiwać czegoś szczególnego i szczerze przyznam się Wam, że dopiero po tym, jak doszło do mnie z czym tak właściwie będziemy mieli tego lata do czynienia, "Charlotte" uzyskało w moich oczach specjalne, warte oczekiwania miejsce. A jak rosnące ambicje tego tytułu przełożyły się na działania? Odpowiedzi szukajcie w kolejnych akapitach :) Zapraszam!


Zacznijmy od przedstawienia głównych bohaterów. W odróżnieniu od owych pięciu tytułów, o których wspomniałam i wspominać będę jeszcze w dzisiejszej recenzji, Ootaka Yuu jako pierwszy protagonista "Charlotte", nie jest wcale miłym i skorym do pomocy chłopaczkiem z sąsiedztwa. To jest ten typ postaci, którą spokojnie można znienawidzić już na samym początku. Fałszywy, w nosie mający krzywdę innych, dbający tylko o siebie i swoje interesy... Taką osobą jest Yuu - dumnym egoistą, który nie ma pojęcia czym są wyrzuty sumienia. Główny bohater potrzebuje zmiany i mocnego kopa w dupę na obudzenie - w ten właśnie sposób na scenę wkracza Nao Tomori, przewodnicząca samorządu Akademii Hoshinoumi. Tomori jest typową, silną babką - twardo stąpa po ziemi, konkretna w załatwianiu spraw, ale jednocześnie trochę ekscentryczna - wprowadza widza jak i głównego bohatera do wiodącego wątku naszej historii. Tak jak już pisałam w opisie fabuły, specjalne zdolności przypadają pewnemu odsetkowi dorastających dzieci. Dzieci te jednak powinny utrzymywać swoje moce w sekrecie, ponieważ w momencie odkrycia ich przez odpowiednie jednostki, czeka ich nic innego jak przyszłość w postaci "królików doświadczalnych", o ile nie gorzej... Świadoma tego Tomori, dzięki pomocy samorządu uczniowskiego, stara się znaleźć tak dużo "młodych zdolnych" jak tylko może, aby zapobiec niepodważalnej katastrofie. Jak pewnie się domyślacie, pomóc w tym ma jej także Yuu, który dołącza do samorządu po przeniesieniu do Akademii. Wśród pozostałych postaci zdecydowanie wyróżnić można trójkę z nich - Ayumi, młodszą siostrę Ootosaki, Takajou, czyli pomocnika Tomori, oraz Kurobanę Yusę, młodą idolkę, na którą prędzej czy później natkną się nasi bohaterowie. Przez cały seans dużo zastanawiałam się nad tym, pod jaką kategorię w kwestiach oryginalności, mam ich wszystkich umieścić. Oryginalni, nieoryginalni... Jest to pojęcie bardzo względne, a przez wzgląd na to ile anime już było, czasami naprawdę ciężko jest go dokładnie określić. Napiszę więc tak: zestawienie charakterów nie jest niczym nowym, aczkolwiek biorąc pod uwagę każdą postać osobno, można doszukać się kilku różnić jak i podobieństw. Jedną z nich jest np. fakt, że główna dwójka nieco zamieniła się miejscami. We wcześniejszych pracach pana Maedy dostrzegamy pewną powtarzalność, w której chłopak pomaga dziewczynie (tudzież dziewczynom). Tutaj jest raczej odwrotnie i już odstawiając na bok osobowości owych postaci, jest to jeden z elementów, który może uchodzić za troszkę ciekawszy. Ootaka Yuu został stworzony w sposób dokładny, a jego kolejne przemiany, na które rzecz jasna wpływ ma rozwijająca się fabuła, zdają się być jak najbardziej przemyślane i trzymające się kupy. Według mnie to właśnie on otrzymał najwięcej "opieki" ze strony autora, ale trudno się temu dziwić, skoro jest on tym najgłówniejszym protagonistą ;) Zaliczam jego postać na plus, choć kwestia uznania go za postać pozytywną/negatywną czy sympatyczną/niesympatyczną nie do końca idzie tutaj w parze. To również można uznać za całkiem ciekawy zabieg, bo pomimo niechęci, którą bez wątpienia można do niego podczas oglądania poczuć, jego historia naprawdę widza ciekawi. Przyznam się bez bicia, że w jednym z odcinków (Ci co oglądali, pewnie będą widzieli, o którym mówię ;)) wręcz krzyczałam, ażeby pojawiła się Tomori i przywołała go do porządku ;) Idźmy dalej. O tym nie mogę nie wspomnieć. Ponownie mamy do czynienia z łamaniem stereotypu tak zwanego "okularnika". Tak jak w "Angel Beats!" był to Takamatsu, tak tutaj był nim Takajou. Tacy różni, a tacy podobni zarazem... Tak więc podsumowując owy akapit: bohaterowie są ciekawi, to na pewno, a ich losy (zwłaszcza głównej dwójki) zachęcają do dalszego oglądania. Osobiście nie jestem zachwycona w 100% (mimo wszystko czegoś mi tutaj brakowało), jednak tak czy inaczej, oceniam ich jak najbardziej wysoko.


Czego można się spodziewać po Jun Maedzie? Sprawdziło się to w pięciu wcześniejszych tytułach, więc chyba oczywistym jest, że każdy z nas oczekiwał mocnego dramatu. Gdyby jeszcze owy pan nie tworzył ich w pewnym charakterystycznym schemacie, w którym najpierw rozbawia widza jak tylko może, a następnie rzuca w niego bombą emocjonalnych wątków zwanych "bez chusteczek nawet nie podchodź"... Oj tak. Tego się jak najbardziej spodziewałam i faktycznie dostałam to co chciałam, bo pierwsze odcinki, pełne zabawnych sytuacji i komentarzy bohaterów skutecznie zachęcały do oglądania. I tutaj zaczyna się problem. Być może cieszyłabym się seansem w 100%, gdyby nie ciągłe doszukiwanie się tego cholernego, acz bardzo oczekiwanego przeze mnie dramatu... (nie wiem czy wiecie, ale uwielbiam oglądać tego typu historie, choć czuje się po nich jak ostatnie gówno xd) Fakt. Jak zawsze u Maedy pojawiały się pewne przebłyski zapowiadające płaczliwe rozwinięcie, ale odcinki mijały, a tu nic. I wtedy moje oczekiwania zaczęły spadać, a jak tak naprawdę nigdy nie byłam w 100% zadowolona z oglądanej fabuły. Tak jakby "Charlotte" przestało być czymś wyjątkowym. Co prawda zdarzały się momenty wielkiego napięcia, że już zacznie się to na co czekałam, no ale... Potrwało to może ze dwa odcinki, a potem znowu to samo. To nie było to. I wtedy pojawiło się pytanie: A może to od początku miało wyjść coś innego? Bingo! Choć koniec końców schemat Maedy spełnił swoje działanie, został on poprowadzony w zupełnie innym kierunku, niż można było się tego spodziewać. I teraz żebym nie skłamała... Dziewiąty odcinek, moi drodzy. Dziewiąty! Pominę już fakt jak bardzo zła jestem, że aż dziewięć odcinków musiałam czekać na akcję, która w pełni mnie zadowoli, ale... Wow! Dramat, dramatem... Z "Charlotte" zrobiło się naprawdę wciągające i rozbudowane anime akcji! Tego się nie spodziewałam! Te ostatnie pięć odcinków w dużym stopniu zrekompensowały mi, według mnie, trochę zmarnowany czas poprzednich epizodów i znacznie poprawiły moją ocenę. Naprawdę miłe zaskoczenie i choć zakończenie, dla lepszego efektu, można było poprowadzić troszeczkę inaczej, ta fabuła jak najbardziej zasłużyła na mocne 5. Troszeczkę, dosłownie kapeczka romansu się również znalazła (nie mi oceniać czy to na plus czy minus, bo jak wiecie, ja wręcz przepadam za tym gatunkiem), dużo elementów nadprzyrodzonych, sporo komedii, dramatu znacznie mniej (koniec, końców nie przypominam sobie bym uroniła jakąkolwiek łzę...), ale akcja... Świetna! Panie Maeda, dziękuję ci za te pięć odcinków! ^ ^


Choć P.A.Works uważane jest za jedno z lepszych graficznie studiów, ja osobiście nie podzielałam aż takiego entuzjazmu na ten temat. Animacje, kolory i tła mogłabym w kwestiach "Charlotte" naprawdę pochwalić - są śliczne, sama kreska również nie była zła, a i o szczegółowości studio nie zapomniało, ale... Zawsze musi być jakieś ale! ;) To nie jest to, co zachwyciłoby mnie w 100%, czy może raczej nie do końca to czego mogłam po tak pozytywnych komentarzach oczekiwać. Według mnie zdarzało się trochę niedociągnięć, za każdym razem coś tam mi nie grało, ale cóż... Nie będę się czepiać aż tak bardzo, bo faktycznie "Charlotte" jest anime ładnie zrobionym i myślę, że każdy powinien to w mniejszym czy większym stopniu docenić. Tak czy inaczej będzie wysoko, obiecuje ;) Soundtrack natomiast... Cóż... Myślałam, że będzie lepszy. Podczas oglądania zwracałam na niego uwagę raczej rzadko (wykrywacz ładnych melodii działał!), jednak byłam pewna, że podczas słuchania "na sucho" odkryję dużo większy potencjał OSTu "Charlotte", a tu nie. Szczerze mówiąc wypadł bardzo przeciętnie. W kwestii openingu nie wiele się zmieniło - jest Maeda to jest również i Lia, która tym razem wykonała piosenkę "Bravely You", jako piosenkę początkową anime :) Przyznam się Wam szczerze, że z początku naprawdę ciężko było mi się do niej przekonać. Od lat już jestem wierna openingowi "Clannad: After Story" i choć inne wykony tej piosenkarki również mi się podobają (także i ten), póki co żaden nie był w stanie pobić sukcesu "Toki wo Kizamu Uta". No ale "Bravely You", tak samo jak ending - "Yake Ochinai Tsubasa" od Aoi Tady - są kawałkami naprawdę przyjemnymi :) 


~Podsumowanie~
Z "Charlotte" miałam nie nienajlepsze początku, ale warto było czekać dla fabuły odcinków końcowych. Miłe zaskoczenie jak najbardziej zaliczone na plus, bo zamiast płakania, było napięcie i dużo akcji. Zdecydowanie jest to tytuł, na który każdy powinien zwrócić swoją uwagę, nawet ze względu na samo nazwisko pana Maedy ;) Tego pana dobrze jest znać i mieć w pamięci jego prace. Samo "Charlotte" natomiast mnie nie zachwyciło tak jak bym chciała, jednak wśród serii tegorocznego lata, na pewno byłoby jednym z tych, na które namawiałabym zwrócić Waszą uwagę :) 

Fabuła: 2,5/5
Bohaterowie: 4/5
Grafika: 4/5
Muzyka: 2,5/5
Ocena ogólna: 3/5

Ocena końcowa: 6,4/10
A Wy co sądzicie o "Charlotte"?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane


5 komentarzy:

  1. Bolesny to był seans, no dobra, może nie aż tak bolesny, ale zdecydowanie spodziewałam się czegoś lepszego, a niestety dostałam serię bardzo średnich lotów. Liczyłam na ciekawy dramat, a tymczasem dramat najmniej mi się z całości podobał i gdybym miała wybierać to zdecydowanie wolę pierwszą, sielankową połowę. ^^"

    OdpowiedzUsuń
  2. Najgorsze jest to, że seria miała ogromny potencjał, ale zrobili z tego głupią komedyjkę. Gwoździem do trumny były ostatnie odcinki, starszy braciszek i powrót do świata żywych najmłodszej. Można było z tego zrobić naprawdę dobrą, poważną serię. Takajou i Misa w końcu okazali się zbędni. Nie wnieśli prawie nic, a muszę przyznać, że oboje polubiłam. Niestety, ale ja nie mogłabym przyznać Charlotte aż tak pozytywnej oceny, ponieważ bardzo się zawiodłam, a z początku byłam tym zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie ta seria uwiodła. Wiem, że wiele osób na to narzeka, twierdząc, że jest kiepska, ale jak dla mnie Charlotte jest naprawdę dobrym i ciekawym anime. Ale ja mam tendencję do lubienia serii, które dla innych są słabe albo przeciętne :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Męczyłam się, oglądając tę serię. Potencjał jakiś tam miała, ale niewykorzystany. Mniej więcej w połowie zrobiło się trochę ciekawiej, ale przedramatyzowanie, naciąganie czy cudowne powroty zmarłych do życia naprawdę mnie nie podniecają. Gdyby zrobić z tego poważny dramat z elementami psychologicznymi i tak dalej, mogłaby to być niezła seria, ale tak... Wyszło, co wyszło, choć wiem, że zdania są podzielone i widzowie podzielili się na fronty: "uwielbiam" i "zawiodłam/em się". Zdecydowanie należę do tego drugiego grona.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Charlotte nie oglądałam, zresztą tak samo jak reszty serii z sezonu letniego. Pomimo wielu negatywnych opinii na jej temat i tak mam zamiar ją obejrzeć, tym bardziej, że do Angel Beats! mam wielki sentyment. Nie wiem jeszcze kiedy, ale na pewno zobaczę to anime. ^w^

    OdpowiedzUsuń