2015-10-11

047. "Ranpo Kitan: Game of Laplace", czyli letniego podsumowania cz.I

"Ranpo Kitan: Game of Laplace"

Data premiery: 02.07.2015
Czas trwania: 11 x ok. 24 min
Gatunek: HorrorDramat Psychologiczny, Tajemnice, Kryminał
Studio: Lerche
Bazuje na: Original

~Opis fabuły~
W swoim wciąż dość krótkim życiu, gimnazjalista Kobayashi nigdy nie znalazł niczego wartego nań szczególnej uwagi i godnego nazwania ciekawym czy zabawnym. Wszystko to jednak zdaje się zmienić, kiedy pewnego dnia budzi się w szkole obok rozczłonowanego ciała swojego nauczyciela, a w związku z trzymaniem przez niego wówczas użytego do dokonania zbrodni narzędzia, zostaje on uznany za podejrzanego. Wtedy też spotyka on Akechi Kogoro - młodego detektywa przybyłego na miejsce w celu dochodzenia. Mając szansę na rozpoczęcie życia pełnego wrażeń i rozwiązywania morderczych zagadek, Kobayashi postanawia stanąć u jego boku jako jego nowy asystent...



~Recenzja~
W jakimkolwiek humorze bym nie była i jakikolwiek sezon anime by się nie zaczął, widok horroru w spisie nadchodzących na dany okres produkcji zawsze wywołuje we mnie ciekawość, ekscytację i ciche nadzieje na to, że może wreszcie znajdzie się coś w pełni zasłużonego na posiadanie tego, z góry mu nadanego, tytułu. Tego lata nadeszła pora na "Ranpo Kitan: Game of Laplace", ale jak już pewnie zauważyliście w spisie gatunkowym powyżej, pozwoliłam sobie dokonać niewielkich zmian w związku z tym, do jakiej kategorii anime to powinno być według mnie przypisane, a w jakiej w rzeczywistości się znalazło, biorąc pod uwagę fakt, że jedynym gatunkiem jaki wówczas opisywał ten tytuł był właśnie horror. "Nie tędy droga" - chciałoby się powiedzieć i niejednokrotnie podczas oglądania naprawdę ciężko było mi zrozumieć, dlaczego autorzy postawili właśnie na ten element. A tym czasem "Ranpo Kitan: Game of Laplace" okazało się być anime wyjątkowo specyficznym i jest to zdecydowanie jedno z tych elementów, które uderzyło we mnie już na samym wstępie...


Niewątpliwie jednym z głównych sprawców owego odczucia był główny bohater - Kobayashi. Jeśliby spojrzeć na "Ranpo Kitan: Game of Laplace" z perspektywy horroru, charakter tego chłopca był chyba najbardziej przerażającym dla mnie szczegółem całej tej produkcji i myślę, że w kwestiach tych bohaterów "po stronie dobra", może się to okazać jak nie nowym, to bardzo rzadkim zjawiskiem. Otóż mamy tutaj do czynienia z gimnazjalistą, który śmierć, czasami wręcz nie mieszczącą się w głowie normalnego człowieka, traktuje jako coś zabawnego. Ze spokojem i uśmiechem na twarzy przyjmuje wszystko to, co powinno wywołać w nim przynajmniej odrobinę współczucia, smutku czy strachu - nie ekscytacji. Nawet najlepszy i najbardziej profesjonalny detektyw nie cieszy się na widok kolejnych spraw mrożących krew w żyłach swoją absurdalnością, tym czasem Kobayashi, narzekając na swoje nudne życie, reaguje na widok poćwiartowanego nauczyciela zwykłym "Sensei?", jak gdyby zwyczajnie spotkał go na zakupach w sklepie spożywczym. Zdecydowanie bardziej przemawiają do mnie bohaterowie o "ludzkich" usposobieniach i choć, tak jak pisałam, można to z jednej strony uznać za plus za sprawą swojej oryginalności, tym razem ta oryginalność jak na moje gusta powędrowała odrobinę za daleko, a postać Kobayashiego zwyczajnie irytowała mnie swoim zachowaniem  Nie wspominając już, ze z dziewczęcego wyglądu tego bohatera, autorzy uczynili coś wyjątkowo istotnego dla fabuły z tą różnicą, że nie do końca w tym kierunku, w którym normalnie tego typu element mógłby wystąpić. Przejdźmy więc do Akechi'ego. Jego charakter został potraktowany dużo bardziej standardowo jeśli chodzi o fabułę związaną z policją, detektywami i morderstwami, a przynajmniej do takiego wniosku i wrażenia doszłam podczas oglądania kolejnych odcinków. Fakt. Tak samo jak Kobayashi, traktuje on swoją pracę jako źródło czegoś ekscytującego i ciekawego, jednak nawet pomimo tego, nie pokazuje on po sobie owej ekscytacji zbyt często, z zimną krwią inteligentnego detektywa rozwiązuje on coraz to kolejne zagadki, a na większość otaczających go rzeczy, reaguje dość obojętnie. Dużo łatwiej jest mi wyobrazić sobie postaci podobne do jego osoby i nawet fakt, że pomimo bycia nastolatkiem, posiada on już swoją licencję i dzięki swoim nadzwyczajnym zdolnościom dostał pozwolenie na opuszczenie szkoły, nie zrobił na mnie większego wrażenia. To co powinno jednak chociaż odrobinę zainteresować niejednego oglądającego widza, jest tajemnica owiana w okół Akechi'ego, jego przeszłości oraz towarzyszących mu zachowań i nie będę ukrywać, że mnie również chęć poznania wiedzy na jego temat, zachęcała do dalszego oglądania. "Ranpo Kitan: Game of Laplace" bardzo jasno daje nam znać o tym, kto jest ważny dla rozwijającej się fabuły, a kto nie. Podobny zabieg mieliśmy okazję doświadczyć podczas "Daitoshokan no Hitsujikai" (>>recenzja<<), kiedy to prawdopodobnie brak odpowiednich funduszy nie pozwolił autorom na zawracanie sobie głowy tłumem nieważnych postaci. Tym razem jednak, choć przyznam się, że z początku moje odczucia były bliskie tym z wyżej przypomnianego tytułu, "bezwyrazowi", że tak to ujmę, bohaterowie zostali stworzeni dla pewnego, głębszego celu. Wydaje mi się, że udało mi się rozszyfrować dlaczego, ale w razie gdyby okazało się, że moje rozumowanie jest błędne, nie będę opisywać tego tutaj. Jakby ktoś był ciekawy lub może chciał porównać swoje własne spostrzeżenia w tej kwestii - dajcie znać w komentarzu :) Tak czy inaczej, nawet bez tego "Ranpo Kitan: Game of Laplace" nie może narzekać na małą ilość istotnych dla rozwoju akcji postaci. Od tych względnie normalnych, po tych całkowicie specyficznych, co stale podkreśla inność tego tytułu i niezwykle skutecznie wyróżnia go na tle pozostałych. Myślę, że spokojnie można to uznać za plus dla całości, choć z drugiej strony, niezwykle trudno było ten element docenić i się do niego przyzwyczaić...


Dlaczego nie horror? Zdaję sobie sprawę, że wiele ludzi ma różne pojęcie i zdanie na temat tego gatunku i niektórzy mogą go odbierać w zupełnie inny sposób, ale pomijając już kwestię wywoływania strachu, "Ranpo Kitan: Game of Laplace" już w samym odczuciu, kompletnie nie pasowało mi do roli horroru. Zamiar autorów wydawał się całkowicie inny od tego, jaki faktycznie nam tym tytułem zaprezentowali, więc o ile faktycznie ich celem było jedynie przestraszenie widza, to bardzo przykro mi to mówić, ale nie dość, że ponieśli w tej kwestii sromotną porażkę (wydaje mi się, że ten tytuł był po prostu zbyt dziwny, aby zdołał kogokolwiek wystraszyć), to jeszcze zaprzepaścili potencjał jakim tytuł ten się w rzeczywistości charakteryzował. Na różnych stronach podawane są różne informacje - pytanie brzmi, którym z nich zaufać i które uznać za pomyłkę osób trzecich, a które za prawdziwe zamiary ich twórców. Fabuła "Ranpo Kitan: Game of Laplace" rozwija się w sposób bardzo standardowy. Z początku mamy do czynienia z kilkoma "niezależnymi" zagadkami, a dopiero od mniej więcej połowy odcinków dowiadujemy się, czym jest główny wątek całego anime. To co wyróżnia ten tytuł od innych i oczywiście ponownie podkreśla specyfikę owej serii jest fakt, że historie te potrafią być wystarczająco dziwne, aby widz nie przyzwyczajony do tego typu "odchyłów", mógł poczuć się zdezorientowany, może zgorszony, a w moim przypadku również nie do końca pewny, czy dalsze oglądanie tego ma w ogóle jakikolwiek sens. Mimo wszystko coś ciągnęło mnie do tego tytułu, przez co nie potrafiłam zaprzestać jego kontynuacji. Kolejnym elementem, który dla niektórych może wydać się ciekawym (w zależności od gustów - ja mam mieszane uczucia) jest fakt, iż wiele scen czy wątków działo się bezpośrednio w umyśle, w głowie bohatera - np. rozwiązywanie zagadek, choć dla mnie i tak proces samego "dochodzenia" trwał zdecydowanie za krótko, aby móc nazwać to anime stricte detektywistycznym. Takie mam po prostu pojęcie w tej kwestii ;) Ale wracając do tematu. W tytule tym niezwykle ważna jest też sama symbolika (chociażby owy szczegół, o którym wspominałam w poprzednim akapicie związanym z bohaterami), a co za tym idzie - seria niesie też ze sobą pewne przesłanie. Dość pesymistyczne, muszę przyznać, ale osobiście bardzo cenię sobie produkcje, które potrafią w jakimś (byle zdrowym) stopniu oddziaływać na psychikę widza i coś mu uświadomić, przekazać czy podkreślić swoją fabułą. Tajemniczy i ponury klimat może dla niektórych odrobinę gryźć się z dość specyficznym charakterem, ale cóż... Do tego trzeba się niestety przyzwyczajać i to czasami potrafi być naprawdę trudnym zadaniem :) Czasami zdarzały się momenty śmieszne, ale pomimo jednego całego odcinka, skupiającego się głównie na luźniejszej i zabawniejszej tematyce (odcinek 6 dla ciekawych), kompletnie nie pasowało mi to do całokształtu produkcji. W końcu czym innym jest cały epizod, a czym innym nieliczne, wyrwane niczym Filip z konopi drobiazgi, prawda? Dodam jeszcze, tak na zakończenie tego akapitu, że anime to powstało z inspiracji pracami Ranpo Edogawy, japońskiego autora powieści detektywistycznych i miało być upamiętnieniem jego 50-ej rocznicy śmierci, w 1965 roku.


Grafika - równie ciekawa jak i poprzednie opisywane przeze mnie elementy, zawierająca wiele szczegółów, charakteru i podkreślająca klimat tytułu. O ile była dopracowana, wyglądała naprawdę ładnie i choć zdarzały się niewielkie potknięcia, dbałość o detale, których przecież w "Ranpo Kitan: Game of Laplace" znaleźć możemy naprawdę sporo, potrafiły skutecznie owe błędy zrekompensować. Ciężko było przyzwyczaić się do pojawiających się od czasu do czasu "zielonych postaci", ale jak już pisałam, bardziej niż w kwestiach graficznych, miało to to wpływ na symbolikę serii. Elementem, który przykuł moją uwagę już od obejrzenia zapowiedzi, była muzyka. Co prawda tam dostaliśmy jedynie próbkę openingu ("Speed to masatsu" - amazarashi) i endingu ("Mikazuki" - Sayuri), które koniec końców i tak nie zawiodły mnie podczas regularnych odcinków i stały się wisienką na torcie całej produkcji, zachęcającą do dalszego oglądania (tak jakby dla piosenki początkowej i końcowej można by kiedykolwiek zdecydować się na obejrzenie czegokolwiek - cóż.. jak tak mam ;)) jak i jednymi z faworytów letniego sezonu, ale nie ulega wątpliwościom, że i cały soundtrack zasługuje na uznanie. Doszłam do tego wniosku niestety odrobinę późno, bo dopiero w odcinkach końcowych, ale melodie te, choć niezwykle zróżnicowane, doskonale oddawały klimat i charakter odpowiednich scen. Polecam dobrze wsłuchać się w oprawę muzyczną, bo w innym razie, może ona całkowicie albo w większym stopniu, umknąć Waszej uwadze.


~Podsumowanie~
Tak to już jest, że niektóre serie, choć intrygujące i oryginalne, potrafią swoją specyfiką odrzucić niektórych widzów i zniechęcić do dalszego oglądania. "Ranpo Kitan: Game of Laplace" niewątpliwie spotkało, spotyka i spotykać się będzie z podobnymi ocenami i opiniami, mimo iż z całą pewnością miało sobą więcej do zaprezentowania, niż domniemany horror, którym możliwe, że miało się z początku okazać. Grunt to przyzwyczaić się, zrozumieć i docenić specyfikę tego tytułu, dlatego też polecałabym obejrzeć go widzom dojrzalszym, którym niestraszne są liczne dziwactwa w nim zawarte ;)

Fabuła: 3,5/5
Bohaterowie: 3,5/5
Grafika: 4/5
Muzyka: 5/5
Ocena ogólna: 3/5

Ocena końcowa: 7,6/10
A Wy co sądzicie o "Ranpo Kitan: Game of Laplace"?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

5 komentarzy:

  1. A jednak wyłączenie się z obiegu to był bład. Wreszcie bohater uczen, ktory nie jest skonczona ciapą. Idealna postać dla mnie, aż mam ochotę obejrzeć. Chyba wlasnie tak specyficzne serie sa stworzone dla mnie. No i tylko 11 odcinkow, dla mnie bajka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do pewnego stopnia doceniam jego inność i pewne nietypowe rozwiązania, jednak oceniłam to anime trochę niżej. Może jednym z powodów było to, że zaczęłam je oglądać tylko przez wzgląd na amazarashi w openingu (bo nie ma to jak racjonalny powód, prawda?). Miałam wrażenie, że potencjał tej serii zagubił się gdzieś między przekombinowaniem a groteską całości. 6. odcinek, choć kompletnie niepowiązany z całą resztą, właśnie mi się dość podobał, ta cała jego absurdalność była całkiem zabawna (i Akechi bojący się kota ^^). Muzykę z tego anime uwielbiam i nie mogę przestać podśpiewywać od czasu do czasu endingu (opening też bym podśpiewywała, gdyby nie było to tak trudne... ale i tak próbuję).
    A więc co sądzisz o tym nietypowym przedstawianiu części postaci? Chętnie się dowiem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zaczęłam dochodzić do podobnych wniosków, zwłaszcza po tym, jak Hashiba również stał się przez chwilę tą nieistotną osobą. Scena z wychowawczynią również sugerowała taki tok myślenia, a to, że tak postrzega świat właśnie Kobayashi podkreślały dodatkowo przedstawione pod koniec losy Namikoshiego, gdzie zamiast konturów wypełnionych kolorem (jak w przypadku Kobayashiego) pojawiały się drewniane ludziki.

      Usuń
  3. Ja ogólnie również należę do tego grona, które lubi tego typu serie. Akurat ten konkretny tytuł może nie był niczym wybitnym, ale ze względu na tematykę przypadł mi do gustu. xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię czasem obejrzeć tego typu "dziwactwa", więc może kiedyś sobie nadrobię. ;)

    OdpowiedzUsuń