2017-08-27

0160. Przegląd popularnych anime XXI wieku (cz.VI) - Bakemonogatari

Bakemonogatari

Data premiery: 03.07.2009
Czas trwania: 15 x ok. 24 min
Gatunek: Tajemnice, Nadprzyrodzone, Romans, Wampiry
Studio: Shaft
Bazuje na: Light novelka

~Opis fabuły~
Niegdyś wampir, a dzisiaj całkiem zwykły uczeń liceum - Koyomi Araragi. Uratowany przez tajemniczego mężczyznę Meme Oshino, zdołał wrócić po ugryzieniu do swojej ludzkiej postaci, zachowując jedynie drobne ulepszenia jak szybkie leczenie czy poprawa wzroku. Pewnego dnia ratuje on spadającą z nieba, dosłownie, dziewczynę z jego klasy - Senjougaharę Hitagi. Zaniepokojony jej nienaturalnie niską wagą, pomimo protestu, postanawia jej pomóc i tak też rozpoczyna się jego historia, w której stara się uratować te, które cierpią z powodu nękających je duchów czy demonów...


~Recenzja~
Gdyby nie fakt, że przeszła mi przez głowę myśl by mimo wszystko dać ostatnią szansę odrzuconym przeze mnie tytułom, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że przemęczę się tylko i wyłącznie dla recenzji pełnej hejtu i negatywnych ocen (zdecydowanie dawno nie było już takich poniżej przeciętnej), ten post nigdy by nie powstał. Uważa się, że Bakemonogatari jest tym typem serii, który albo do Was przemówi i będziecie go kochać oraz uważać za coś wyjątkowego, albo wręcz przeciwnie - zupełnie nie zrozumiecie, czym się tutaj w ogóle zachwycać. I niby można tak powiedzieć o każdej produkcji, która kiedykolwiek ujrzała światło dzienne, ale chyba zgodzicie się ze mną, że gdy w grę wchodzą tytuły tak z zewnątrz dziwne i przehypowane, określenie to znajduje pewną rację bytu. Zarówno po pierwszym (nieudanym) podejściu, jak i tym drugim (już z zakończeniem), zdecydowanie postawiłabym siebie po tej drugiej stronie konfliktu. Czasami mam tendencję do odrzucania czegoś pod wpływem chwili, jednak w tym przypadku obejrzenie do końca wcale nie oznaczało (ba! nawet się nie łudziłam), że swoje zdanie znacząco zmienię. Mówiąc prosto - zwyciężyła chęć postawienia własnej oceny i skomentowania tytułu w odniesieniu do całości. Mówiąc jeszcze prościej - tak, po prostu miałam ochotę wyrazić swój brak poparcia dla tego tytułu. Don't judge me.


Bakemonogatari jest inne - to trzeba przyznać. Podejrzewam, że właśnie ta inność jest głównym czynnikiem, dla którego seria ta zbiera tak pokaźne ilości widzów czy pochwał. Ta inność jednak równie dobrze może stać się głównym czynnikiem, dla którego wcale nie chce się jej więcej próbować. Na stopniu wyżej, czy może niżej w zależności jak na to spojrzeć, względem inności stoi dziwność - i faktycznie można powiedzieć, że Bakemonogatari jest też trochę dziwne, w tym całym swoich wyrazie. Dla jednych mniej, dla drugich bardziej. Jedni uznają to za intrygujące, a drudzy nie będą wiedzieli co dokładnie mają o tym myśleć, więc tak czy inaczej, powinni raczej oglądać dalej by się przekonać. Problem pojawia się wtedy, kiedy inność/dziwność przekroczy kolejną granicę, znaną też jako granicę dobrego smaku. Wtedy, moi drodzy, zaczynamy się męczyć. 'Męczące' to swoją drogą bardzo dobry epitet dla Bakemonogatari i sama wręcz czuję podziw dla swojego samozaparcia, że zmuszałam się do oglądania kilku odcinków dziennie ażeby tylko mieć go jak najszybciej za sobą. Czego się nie robi, nie? Pozwólcie więc, że się ze swojego stanowiska odpowiednio wytłumaczę, bo w końcu po to też decydowałam się na te męczarnie. Kojarzycie pewnie te historie, w których główny bohater po kolei pomaga swoim koleżankom (często "nowo" poznanym, a jak) w ich problemach. Chciałoby się rzec że Bakemonogatari, które oczywiście jest kolejnym tytułem do odstrzału z tej grupy, wyróżnia się na ich tle swoimi nadprzyrodzonymi elementami. Po części prawda, po części nie. Bakemonogatari po prostu uczyniło to swoją podstawą, są one tutaj bardziej jasne i konkretne, a ich obecność nikogo nie zaskakuje, bo przecież to na nich bazuje cała fabuła. Nie jest to oczywiście żaden minus czy punkt, do którego trzeba się koniecznie przyczepiać, wręcz przeciwnie - przyczepić to się można do całej reszty, bo nie dość, że wątki z wykorzystaniem tych lokalnych legend czy opowieści (tudzież wierzeń) potraktowane zostały płytko, tak wszystko inne w kwestii fabuły jest jedną wielką powtórką utartych już schematów. Bakemonogatari podzielone zostało na 5 różnych historii, w których rzecz jasna nasz główny bohater pomaga różnym pannom poradzić sobie z ich problemami. Trwają one średnio dwa odcinki i za każdym razem zaczynają się tak samo, przebiegają tak samo i zgadnijcie co, nawet kończą się tak samo. Jedynym elementem, który nawet jeśli się powtarza, trochę wyłamuję na tle reszty to obecność Oshino Meme, jego udział w anime został natomiast ograniczony do podejrzewam kolejnych sezonów, sam on jedynie rzucał cień na Araragiego, do którego w końcu dojdę.  Trudności, z którymi przychodzi im się zmierzyć były ok (pierwsze dwie mimo wszystko najbardziej ciekawe), aczkolwiek pragnęłabym dla nich większego rozwinięcia czy przemyślenia, bo ciągły schemat nie pomagał w zainteresowaniu czy nawet zaskoczeniu, a w dużej mierze przypominał problemy młodzieży w nadprzyrodzonym wydaniu. No ale jak to?! Dwa odcinki i brak rozwinięcia? Otóż tak, moi drodzy. Kiedy 90% anime to dialogi, z których 50% nie wnosi do fabuły nic konkretnego (bo nie zrozumcie mnie źle - nie mam nic przeciwko "gadanym" seriom, o ile mają one w tym jakiś cel), tak to właśnie wychodzi. Jeśli przepadacie za akcją, to anime Wam go nie za pewni. Przepadacie za romansem? Choć oczywiście niemalże każda z bohaterek kończy z uczuciami lub zachowaniami co najmniej blisko przyjacielskimi z Araragim, a wśród nich jedna zdobywa u niego specjalne względy (kto wie dlaczego), osobiście odradzałabym sięgania Wam po Bakemonogatari z tego właśnie powodu. Wątek ten został totalnie zdominowany przez Senjougaharę (i jej gadanie + fanserwis rzecz jasna) i szczerze mówiąc, widz nie wyciąga z tego zupełnie nic. A chyba po to się ogląda romans, żeby mimo wszystko jakieś emocje z niego wyciągnąć, prawda? Przynajmniej ja tak myślę...


Akurat jeśli o Senjougaharę chodzi to trzeba jej oddać, że sztampowością nie grzeszy wśród tsundere postaci, nawet jeśli są to jedyne dobre słowa jakie od siebie mogę na jej temat napisać. Na tle Bakemonogatari zdecydowanie też się ona wyróżnia, jednak czynnikiem zachęcającym bym jej osobiście nie nazwała, skoro dominowany przez nią wątek romantyczny nie wypadł najlepiej, a nowe info na jej temat przeszło do historii w momencie zakończenia jej wątku, czyli drugiego odcinka, no! Ewentualnie trzeciego. Sztampowością charakteru odznaczał się za to Araragi, a przynajmniej w dużej mierze, bo jak już pisałam, cień na niego rzucał Oshino (+ bolała mnie jego niedomyślność), czyli najciekawszy bohater, o którym po tych 15 odcinkach, w przeciwieństwie do reszty, wiemy bardzo niewiele. Jak mniemam wampirzą przeszłość Araragiego dane widzom będzie poznać w innych sezonach z serii Monogatari i szczerze powiem, jest to chyba jedyny element, który w połączeniu z Oshino w jakiś sposób zmusiłby mnie do dalszego oglądania (na pewno nie jest to reszta typowych żeńskich postaci). Z kontynuowaniem jest jednak jeden WIELKI problem i wcale nie jest to dość przeciętna, schematyczna w większości fabuła czy nieciekawi/irytujący bohaterowie. Bakemonogatari najbardziej męczy swoim "zewnętrznym" pomysłem na siebie. Gdyby nie on, tytuł ten stałby się oczywiście bardzo przeciętnym przykładem tego typu produkcji, ale szczerze - przynajmniej dałoby się go oglądać. Zacznijmy może od tego, co rzuca się w oczy już na samym starcie (oprócz tego długiego pantyshota). Szybki przeskok pojedynczych klatek Z NAPISAMI, o których przeczytania potrzeba ciągłego pauzowania odcinka. Osobiście po jednym razie się poddałam i nawet nie próbowałam, bo moim zdaniem mija się to z celem czerpania jakiejkolwiek przyjemności z oglądania. Samo anime ogólnie charakteryzuje się dużą ilością pojedynczych klatek, na których broń Boże za dużo elementów nie może się ruszać jednocześnie, jedne są totalnie abstrakcyjne, z użyciem normalnych zdjęć, geometrycznych wzorów i jak mniemam, plansz z pewnym znaczeniem. Nie pytajcie o jakiś głębszy sens, bo osobiście go nie widzę, przynajmniej póki co. Większych animacji jest tyle, co kot napłakał, ale czego się dziwić po anime, które polega na gadaniu, a nie akcji. Całe szczęście, że chociaż ich poziom był bardzo zadowalający, a mam tutaj na myśli przede wszystkim nieliczne walki. Reszta wypadała tak sobie, natomiast w oczy rzucała się sztuczna "mowa" u bohaterów, jak u kukiełek, które mogą tylko kłapać dziobami. Sam projekt postaci to już raczej kwestia gustu, mnie się nie bardzo podobał, nawet jeśli przy zbliżeniach wyglądały one jak najbardziej ok. Przy dalszej perspektywie brakowało im dokładności. Ogółem grafika oryginalna, przepełniona różnymi dziwactwami, sprawiająca wrażenie "śliskiej" - kto co lubi, choć gdyby zwolnić z tymi pojedynczymi klatkami, byłby to najmniejszy problem tego anime.


Czas natomiast na ostatni element tej męczącej układanki. Jako osoba przykuwająca do tego ogromną uwagę, muzyka w Bakemonogatari stała się dla mnie istnym gwoździem do trumny. Jeśli melodie (dające wrażenie w kółko puszczających utworów kilkunastosekundowych) zaczynają dudnić w uszach, a Wy czujecie się jakby przeprowadza była na Was jakaś dziwna hipnoza, uwierzcie mi na słowo, w połączeniu z ciągnącymi się dialogami i wymienionymi przeze mnie aspektami graficznymi, ciężko jest się skupić na czymkolwiek. Jestem osobą, która ma z tym czasami zbyt duże trudności, a oglądając Bakemonogatari miałam wrażenie, jakbym stała w tłumie gadających do mnie ludzi. Nic przyjemnego. Rzadko mi się zdarza stawiać rekordowo niskie oceny w tej kategorii, ale gdyby nie chwilowe przerwy w postaci całkiem niezłych, prostych utworów, nie wahałabym się postawić temu anime zero, ba! Zrobiłabym to z ogromną przyjemnością, bo mało interesujący soundtrack to jedno, ale męczący i irytujący soundtrack to ode mnie wielkie 'nie'. W kwestii openingów i endingów wiele do gadania nie ma, bo były to takie dość typowe pioseneczki. Oprócz głównego openingu, "staple stable" (Chiwa Saito), anime zaproponowało jeszcze 4 kawałki przypisane do poszczególnych wątków - "Kaerimichi" (Emiri Katou), "ambivalent world" (Miyuki Sawashiro), "Ren'ai Circulation" (Kana Hanazawa) i "Sugar Sweet Nightmare" (Yui Horie). Za ending posłużyło tutaj "Kimi no Shiranai Monogatari" w wykonaniu supercell.


~Podsumowanie~
Tak jak pisałam, jest to anime, które albo do kogoś przemówi, albo nie, koniecznie więc dajcie znać w komentarzu, co Wy o Bakemonogatari sądzicie ;) Szczerze Wam powiem, nie mam żadnej ochoty na zagłębianie się w kolejne sezony po tych traumatycznych przeżyciach, ale ciekawa jestem jakie są Wasze odczucia także na temat kolejnych tworów z tej serii. Czy warto dawać im szansę, nawet pomimo mojego złego wrażenia? Tak czy inaczej, jako że tytuł ten jest tak popularny, a opinie o nim bardzo skrajne, polecam zaznajomić się z nim przynajmniej w postaci pierwszych 2-3 epizodów. Warto wyrobić sobie swoje własne zdanie, jeśli natomiast tak samo jak ja będziecie się męczyć podczas oglądania, nie daję większych szans na poprawę wraz z kolejnymi odcinkami. Mam nadzieję, że przynajmniej w ten sposób Wam nieco moją recenzją pomogę ;)

Fabuła: 0,5/5
Bohaterowie: 1/5 
Grafika: 2/5
Muzyka: 0,25/5
Ocena ogólna: 0/5

Ocena końcowa: 1,5/10
A Wy co sądzicie o Bakemonogatari?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane 

9 komentarzy:

  1. Uuu, ostro XD
    Ostrzej niż ja oceniłaś Bakemonogatari, za co: szacun, bo mamy w niektórych kwestiach podobne odczucia, choć ja będę się upierać, że ta seria jednak coś w sobie ma. Takie coś, co fascynuje i każe się zastanawiać nad niektórymi kwestiami bohaterów. Przyznaję, do pierwszego sezonu miałam podejść aż dwa, gdzie w obu przypadkach męczyłam się niemiłosiernie powolną fabułą, irytującymi bohaterkami oraz grafiką klatkową, która przyprawiała mnie o oczopląs. Pod pewnymi względami, chociażby w oryginalnym/dziwacznym wykonaniu i psychodelicznej muzyce, odbierałam to pozytywnie. Romans jest do bani, z tego względu że nienawidzę tsundere, a moją ulubioną postacią okazał się Arararagi. Co prawda to prawda o Oshino dowiedziałabym się więcej (tak samo o tej loli wampirzycy). :)
    Nie jestem na bieżąco, ale wydaje mi się, że Bakemonogatari miało właśnie za zadanie przedstawienie głównych bohaterek, które później będą się przewijać przez kolejne sezony, czyli można uznać to za wstęp do całego uniwersum Monogatari. Obejrzałam jeszcze kontynuację, czyli Nisemonogatari i moje odczucia znacząco się różniły. Był inny klimat (mroczniejszy i cięższy), tylko dwie nowe główne bohaterki z problemami (tudzież siostry Araragiego) zaś stare bohaterki pojawiały się już jako support characters. Podobało mi się bardziej, a przez to że było jedynie 11 odcinków zeszło dosyć szybko. Teraz przygotowuję się psychicznie do trzeciego sezonu, który niestety ma 26 epizodów i... nie wiem czy to przetrwam. ><
    Ogólnie miło było zobaczyć, że są osoby, które nie zachwycają się tą serią. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstęp czy nie, w ogóle nie zachęca do dalszego oglądania :( Podejrzewam, że jakbym mimo wszystko się do tego przekonała i wiedziałabym poniekąd czego się spodziewać, też aż tak wielkiej tragedii by pewnie nie było - wnioskuję po tym, że zazwyczaj jak pierwsze sezony mi nie podchodzą (wcześniej nigdy bym nie pomyślała, że Bakemono tak mnie odrzuci!) i zabieram się za drugie (kiedyś tak robiłam, teraz trudniej mnie zmusić ;)), to podejście mam inne, a więc i efekt tego jest nieco inny. W końcu dużo od naszego stosunku do danej rzeczy zależy, no ale ja niestety tego czegoś w Bakemonogatari nie widzę, więc nie wiem jakie siły muszą zadziałać, bym zdecydowała się na Nisemonogatari ;) Życzę powodzenia w przygotowywaniu się psychicznym do sezonu trzeciego (w ogóle szacun za samozaparcie, zwłaszcza że jak piszesz, sama nie wiesz czy przetrwasz XD) i koniecznie daj znać, jak poszło!

      Prawda? Ja tu siedzę cała w gotowości na ewentualną falę hejtu, więc tym bardziej cieszę się, że nie jestem sama! :D Co do oceny... Długo zastanawiałam się nad ostatecznymi notami dla tego tytułu, a nie mam niestety na to żadnego wzoru, gdzie podstawiam raz jedno, raz drugie i wychodzi mi gotowa ocena końcowa. To by bardzo ułatwiło sprawę, bo tyle czynników się na to wszystko zbiera i jednocześnie komplikuje, że głowa boli od tego całego myślenia! Cóż no, gdybym nie patrzyła na poszczególne kategorie, dla mnie tytuł ten równie dobrze mógłby dostać 0/10, biorąc pod uwagę jak beznadziejnie się go oglądało XD A tak to po przeliczeniu wydaje się raz za mało, raz za dużo... Ciężkie życie recenzenta! XD

      Usuń
  2. Początkowo zaczęłam kojarzyć tę serię (i kontynuacje) po przeczytaniu sporej ilości wychwalania pod niebiosa. Z tym, że osobnicy wychwalający byli też pierwszymi pełnowymiarowymi mangoanimcowymi snobami niezbicie przekonanymi o własnej wyższości nad plebsem lubiącym Tytanów i Re:Zero, na jakich kiedykolwiek miałam pecha się natknąć, także, no, od razu z usłyszeniem o Monogatari dostałam też bycie uprzedzoną do tego uniwersum ;p I z tego, co czytam, prawdopodobnie całkiem słusznie. Do tej pory wiedziałam tylko, że w tym anime są wampiry i dużo dziewczyn, po Twoim opisie fabuły z "obejrzę kiedyś, żeby wiedzieć, co to w ogóle jest" przeszłam w "obejrzę, żeby móc z czystym sumieniem krytykować". Jeśli jeszcze główna bohaterka to tsundere to już w ogóle porzucam nadzieję na cokolwiek przyzwoitego ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, dobrze! Koniecznie daj znać jak to u Ciebie wyszło ;)

      No taaak, bo Bakemonogatari to przecież anime dla tych mądrzejszych i ambitniejszych... (coś mi się wydaję, że gdyby serio tak było, a to pojęcie w ogóle miałoby jakąkolwiek rację bytu, wtedy nie byłoby ono aż tak popularne ;)) Ja po prostu nie zrozumiałam, głupia ja! Na takich ludzi niestety nic się nie poradzi, trzeba przyjmować na klatę ich brak pojęcia "różnego gustu" i nieumiejętność tolerowania opinii innych. Narzucanie swojego zdania i wmawianie komuś, że jest jakkolwiek głupszy czy gorszy działa na mnie jak płachta na byka. A wystarczy powstrzymać się czasami od niektórych słów, zastąpić je zwykłym "nie zgadzam się" i od razu można prowadzić normalną dyskusję, prawda? Kultura w sieci, pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Aż tak negatywnej recenzji Bakemono nie widziałam nigdy XD Na szczęście jeszcze nie oglądałam, więc nie będę płakać czy się bulwersować.
    Ostro XD

    OdpowiedzUsuń
  4. AHAHAHAHA. JAK DOBRZE ŻE PRZECZYTAŁAM TWĄ RECENZJĘ. Nie, żebym jakoś specjalnie chciała to obejrzeć, ale ten tytuł zawsze gdzieś mi o sobie przypomina. Teraz wiem, że bez żalu mogę go omijać szerokim łukiem >D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przebrnęłam przez to anime. Z początku polubiłam głównego bohatera (określenia były wampir i szybka regeneracja mnie w tym mocno wsparły... cała ja :P), jakoś obejrzałam pierwszą z historii, ale (parokrotnie!) zaczynając drugą, po paru chwilach rezygnowałam. O tak! Te napisy, których przeczytanie bez zatrzymywania graniczy z cudem, były naprawdę denerwujące! Myślę, że teraz bez najmniejszego żalu mogę sobie tę serię ostatecznie odpuścić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. My spouse and I stumbled over here by a different page and thought I should check
    things out. I like what I see so now i'm following you.
    Look forward to looking at your web page again.

    OdpowiedzUsuń