2016-10-30

0108. "Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin", czyli letniego podsumowania cz.VI

"Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin"

Data premiery: 08.07.16
Czas trwania: 13 x ok. 24 min
Gatunek: Akcja, Przygodowe, Militaria, Fantasy
Studio: Madhouse
Bazuje na: Light novel

~Opis fabuły~
Trwa konflikt między Imperium Katjivarny a Republiką Kioka. Leniwy kobieciarz Ikta Solork wbrew swoim postanowieniom dołącza do armii, aby szybko stać się niezastąpionym i niepokonanym dowódcą w trwającej wojnie...




~Recenzja~
Jak może pamiętacie, "Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin" znalazło się w moich letnich typach 2016, u którego przede wszystkim przemawiało do mnie połączenie przygody z odrobiną fantasy i militariów. Ta mieszanka gatunkowa jak i zapowiedź pozytywnie nastrajała mnie na nie tylko wojenną, ale i bajeczną historię, przy ktorej będę mogła spędzić ciekawie i mile czas. Z tyłu głowy nawet zaczęły pojawiać się myśli, że będzie to jedna z tych lepszych stron letniego sezonu - może nie idealna, ale wierzyłam w to, że będę mogła uraczyć Was kilkoma miłymi słowami na jej temat podczas podsumowania. I za pewne wiecie już, jakie słowa kryje za sobą ten krótki wstęp, prawda? W takich momentach naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak, skoro nie podoba mi się tytuł oceniony na niemalże 8/10 punktów na MALu, ale patrząc na to z innej strony... dość często zdarza mi się mieć odmienne zdanie od widzów się tam wypowiadających, więc po prostu przejdę do dzisiejszej recenzji i przedstawię Wam moje zdanie na temat "Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin". Zapraszam! 


Pierwsze wrażenie odgrywa ważną, czasami nawet najważniejszą rolę przy oglądaniu czegokolwiek i choć możemy mówić, że powierzchowne ocenianie jakiegoś tytułu jest "nieprofesjonalne" tudzież po prostu niesprawiedliwe, nie istnieją na świecie tylko tacy widzowie, którzy faktycznie mają nadzieję i czas na dawanie czemuś pakietu kolejnych szans. Jeśli mowa o "Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin" to w moim przypadku naprawdę liczyłam na to, że w dalszych odcinkach seria przypadnie mim do gustu bardziej, niż w epizodzie premierowym, który swoją drogą pozostawił mnie z uczuciami dość mieszanymi. Pomimo iż był to początek owej historii i w zasadzie widzowi do szczęścia potrzebna była tylko wiedza o tym, że trwa wojna pomiędzy dwiema nacjami, naprawdę irytowało mnie to, w jak nieprzyjemny sposób twórcy wszystko zapoczątkowali. Okej. Nikt nigdy nie powiedział, że zaczynanie powoli jest dobrym pomysłem, ale jaką przyjemność z oglądania daje niby przypadkiem przedstawienie "głównych" bohaterów już w pierwszym odcinku? To jest mój pierwszy zarzut w stronę tego tytułu. Mamy tutaj do czynienia z piątką nastolatków, którzy razem wyruszają na kolejny etap wysokopoziomowego egzaminu oficerskiego - leniwy, beztroski kobieciarz Ikta Solork, inteligentna i wyszkolona wojowniczka Igsem Yatoroshino, łagodna, spokojna i nieco strachliwa Becker Haroma, głośny Tetojirichi Mathhew oraz przystojny i dobrze wychowany Remion Torway. Ponieważ seria sama nawet nie próbuje bronić się w kwestii pominięcia trzech ostatnich nazwisk i nadania im jakiegoś większego znaczenia w fabule (ku mojemu niezadowoleniu i początkowym nadziejom) aniżeli wiernego słuchania swoich mądrzejszych przyjaciół, przejdę od razu do głównej dwójki, czyli Ikty i Yatori. Od początku wiadomym jest, że ta dwójka się zna, choć żeby nie odkrywać wszystkich kart już na starcie, w dialogach pomiędzy nimi omijano zdradzania zbyt wielu informacji. Z jednej strony jest to zabieg, o który nie ma co się czepiać, bo ma on na celu zaciekawienie nas do bliższego poznania ich wspólnej przeszłości, tudzież owego niepozornego geniusza Ikty, z drugiej strony natomiast naprawdę irytuje mnie takie pomijanie czegoś na siłę, o dosłownie milimetr, a postaci rozmawiają ze sobą jakby jakimiś szyframi. Wybaczcie mi, bo mam ostatnio problem ze sztucznością kontaktów międzyludzkich w anime i chyba na siłę staram się szukać naturalności w ich działaniach, ale nawet jeśli przymknęłabym oko na uwagę w niewypowiadaniu słów zbyt bezpośrednio w pierwszych odcinkach, nie potrafię wyzbyć się uczucia, że niemalże wszystkie rozmowy przeprowadzone między Iktą i Yatori brzmiały jak wyrwane z jakiegoś poematu. Historie o genialnych jednostkach takich jak Ikta Solork jest od groma i choć na pierwszy rzut oka nie wydaje się on być ani trochę oryginalny, muszę przyznać, że jest postacią całkiem interesującą, być może dlatego, że nie mamy tutaj jedynie mądrego leniwca ani niegłupiego kobieciarza, ale połączenie obu tych motywów. Co prawda momentami trochę mi się to ze sobą gryzło i miałam wrażenie, że autorzy nieco przesadzili z ubarwieniem jego pozornie mdłej osobowości jeszcze kilkoma innymi zagubionymi w akcji cechami, ale nie mogę nie przyznać (nawet pomimo mojej nikłej sympatii względem niego), że przynajmniej dało się to jakoś oglądać, a czasami nawet udało mu się mnie zaskoczyć. Nie mogę tego niestety powiedzieć o jego wiernej towarzyszce Yatori, która niemiłosiernie irytowała mnie przez całe 13 epizodów. Jak dla mnie, postać zrobiona na jedno kopyto, nie mówiąc już o tym, że Taneda Risa, seiyuu Yatori, przez 99% swoich kwestii cisnęła zdania niemalże tym samym tonem. Nie można pominąć też słowa komentarza na temat trzeciej najważniejszej bohaterki tego tytułu - księżniczki Kitory Katjvanmaninik Chamille (czy ktoś się w ogóle kiedyś zastanawiał, skąd Japończycy biorą te wszystkie nazwiska?). Tak jak Yatori była na jedno kopyto, tak przez większość seansu Chamille była postacią totalnie niepotrzebną. Po prostu "była", a czy zrobiła coś konkretnego...? Na pewno nie był to najlepszy przykład księżniczki w anime i na tym poprzestanę owe "słowo komentarza". Na koniec tego akapitu zwrócę uwagę na jeszcze jedną kwestię. "Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin" od początku nie kryło swojego założenia, że wszyscy, nie licząc głównych bohaterów i paru działających z nimi wyjątków, są po prostu głupi. Zazwyczaj jest tak, że po obu stronach znajdują się jakieś złe jednostki, które robią coś z własnych samolubnych pobudek lub kij wie po co, ale tutaj no... dość jasno dawano widzowi do zrozumienia, że Ikta Solork jest po prostu mądry, podczas gdy reszta ludzi to ameby umysłowe. Koniec. 


W kwestiach fabularnych również pozwolę sobie nieco ponarzekać. W sumie to nie wiem nawet od czego zacząć... Mamy tutaj historię o genialnym młodzieńcu, który prowadzi swoich niedołężnych kolegów żołnierzy przez pole bitwy z Republiką (szczerze mówiąc kto wie po co oni w ogóle walczą...). Poznajemy trochę jego przeszłości w między czasie, przysłuchujemy się jego tajemniczym dialogom z Igsem (swoją drogą to jest bardzo ciekawe, jak w niektórych momentach twórcy zaczynali z tego robi jakiś dziwny, skomplikowany związek) i niby wszystko to rozgrywa się na tle tego całego konfliktu między nacjami, kiedy nagle w grę zaczyna wchodzić religia (coś tam było o niej pobąkiwane wcześniej, ale dosłownie odrobinka). Wtedy widz właściwie zdaje sobie sprawę, kim są te smocze duszki, którzy bohaterowie nazywają swoimi partnerami. Nie wspominałam o nich wcześniej, bo w sumie tyle co ja bym Wam mogła o nich napisać, spokojnie dowiedzielibyście się z jednego czy dwóch odcinków anime, ale wiecie co? Jest to kolejny element, którego użycia w tym tytule jakoś nie potrafię zrozumieć. Ok. Wychodzi na to, że mają one związek z jakimś tam wierzeniem i towarzyszą one żołnierzom podczas walki. I tyle. Z tego co zauważyłam największy użytek był z duszków światła, które oświetlały okolicę jak było ciemno, albo oślepiały przeciwnika. A co z resztą? Niebieski duszek Haromy raz chyba stworzył lód czy wodę, ale myślałam, że skoro już są, to będą miały jakiś czynny udział w fabule, a nie tak jak księżniczka Chamille, będą podzielać jej rolę "bycia". Szczerze Wam powiem, że obejrzałam ten tytuł do końca tylko po to, żeby go dla Was zrecenzować. W mniej więcej połowie odcinków przestałam mieć nadzieję na to, że "Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin" uda się mnie na nowo zaciekawić. Epizody oglądałam dla samego oglądania, nie interesowały mnie jakoś specjalnie i nie wiązałam z nimi żadnych emocji. Wyszło z tego takie przewidywalne, też nieco chaotyczne "nic", które prócz jednego czy dwóch drobnych elementów (SPOILER! poświęcenie ludzi dla dobra własnego oddziału na wysokościach i odcinanie palców SPOILER!) nie przedstawiło sobą nic nowego. Być może przegrało z pomysłem albo zbyt małą ilością czasu antenowego? Nie wiem jak to wszystko ma się do oryginału, szczerze mnie to nie obchodzi, ale finał serii wciąż pozostał otwarty, więc może jakieś wytwory tego tytułu pojawią się jeszcze w roli kontynuacji? Nie wiem, nie jestem w stanie Wam powiedzieć, jak duże są szanse, że sequel powstanie, ale ja nie będę płakać w razie, jakby tak się nie stało. Nie podobało mi się. 


Przestałam już liczyć na Madhouse, bo zbyt często pozostawiają mnie z poczuciem zawiedzenia jak na studio, które uchodzi za jedno z "najładniejszych". "Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin" miało swoje mocne punkty. Ładna gra kolorami, całkiem niezłe tła w połączeniu z nimi i miłe dla oka animacje krwi w walce Igsem. Reszta jest, powiedziałabym, mocno przeciętna i nie przesadziłabym nawet mówiąc, że gorsza niż w "Ore Monogatari!!" (>>recenzja<<). W większości przypadków nie ma się czym zachwycać, a szkoda, bo ze swoją całkiem oryginalną kreską, mogłoby wyjść z tego naprawdę ładne anime. Na soundtrack zwróciłam swoją uwagę od razu i nie mogę nie przyznać, ze byłam zachwycona. Śliczne, klimatyczne, bajkowe utwory, które same wpadały w ucho bez większego wysiłku ze strony widza. Niestety w pewnym momencie kompletnie mi one umknęły i dopiero pod koniec zdałam sobie sprawę, że nie mogę nic powiedzieć na temat muzyki w odcinkach środkowych. I faktycznie. Choć nie mogę zaprzeczyć, że OST zaproponowany nam tutaj przez Inai Keiji'ego jest warty uwagi, w pewnym momencie naprawdę trzeba się wsłuchać, bo z początkowych podniosłych melodii, muzyka przechodzi w bardziej delikatną i stonowaną. No ale nie ulega wątpliwości fakt, że soundtrack jest najlepszym elementem całego "Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin" ;) Jeśli chodzi o opening, to każdy, komu do gustu przypadły te z obu sezonów "GATE: Jieitai Kanochi Nite, Kaku Tatakaeri" (recenzja >>tutaj<< i >>tutaj<<), powinni być równie zadowoleni, gdyż ponownie słyszymy tutaj The Akeboshi Rockets w utworze "Tenkyou no Alderamin". Ja jestem jak najbardziej na tak, ending ("nameless" - Kano) również był niczego sobie, aczkolwiek tę bitwę wygrała piosenka początkowa ;)


~Podsumowanie~
"Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin" to dla mnie ogromne rozczarowanie. Niby dało się to oglądać - nie twierdzę, że nie - ale z drugiej strony, co to było za oglądanie? Beznamiętne, bez zainteresowania, przez wykreślanie odcinków do końca tylko po to, by już je zrecenzować i przejść do następnego. Przewaga minusów nad plusami jest wręcz przytłaczająca, nie mówiąc już o tym, że w dwóch głównych kategoriach czyli bohaterach i fabule, jest ich tyle co kot napłakał, o ile w ogóle... Według mnie - nie ma co polecać, jednak jeśli ktoś z Was jest już po owym seansie i być może z moim zdaniem się nie zgadza, prosiłabym też o wyrozumiałość. Nie istnieje anime, które spodobałoby się każdemu ;) 

Fabuła: 0/5
Bohaterowie: 0,5/5
Grafika: 2,5/5
Muzyka: 4/5
Ocena ogólna: 0,5/5

Ocena końcowa: 3/10
A Wy co sądzicie o "Nejimaki Seirei Senki: Tenkyou no Alderamin"?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

2 komentarze:

  1. Szczerze powiedziawszy na mnie to anime zrobiło lepsze wrażenie. Co prawda nie zastanawiałam się dlaczego, może charaktery bohaterów przypadły mi do gustu, a może potraktowałam to jako kolejną lekką serie nad którą nie trzeba się bardzo zastanawiać. Ale ja nie oceniam dla większych grup, więc i się zbytnio nad tym nie zastanawiam :) Ale dziękuję za recenzje, też ciekawy punkt widzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czasami tak mam! Że podoba mi się coś, ale w sumie nie wiem dlaczego, haha :D
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń