2017-07-13

0152. Shuumatsu Nani Shitemasu ka? Isogashii desu ka? Sukutte Moratte Ii desu ka?, czyli wiosennego podsumowania cz.III

Shuumatsu Nani Shitemasu ka? Isogashii desu ka? Sukutte Moratte Ii desu ka?

Data premiery: 11.04.17
Czas trwania: 12 x ok. 24 min
Gatunek: Fantasy, Dramat, Romans
Studio: Satelight, C2C
Bazuje na: Light novelka

~Opis fabuły~
Minęło 500 lat od kiedy ludzie zniknęli z powierzchni ziemi. Po tym wydarzeniu potężne bestie zaczęły atakować pozostałe rasy, zmuszając ich do zamieszkania na unoszących się na niebie wyspach. Istnieje jednak niewielka grupa młodych dziewcząt, które są wstanie im się przeciwstawić za pomocą broni z odległych czasów. Do miejsca w którym przebywają, w roli opiekuna wysłany zostaje Willem Kmetsch - ostatni żyjący człowiek. Spotkanie z dziewczynkami przypomniało mu jego własną rodzinę, którą niegdyś stracił, staje się więc dla nich ojcem, którego te nigdy nie miały...



 ~Recenzja~
Shuumatsu Nani Shitemasuka ka? Isogashii desu ka? Sukutte Moratte Ii desu ka? było jednym z tych wiosennych anime, na które czekałam z największym zainteresowaniem. Już od momentu sprawdzania zapowiedzi w oczy rzucił mi się nastawiony na emocje charakter serii, a ponieważ jestem tym typem widza, który uwielbia czuć podczas seansu, miałam ogromną nadzieję, że tytuł ten okaże się właśnie takim wyciskaczem łez. Biorąc pod uwagę, że zaproponowano nam tutaj emocjonalne combo w postaci więzi rodzinnych i tragizmu sytuacji, nie widziałam szczerze mówiąc żadnej innej opcji jak właśnie sprawienie, że widz bardziej niż po popcorn będzie chciał sięgać po chusteczki, no ale wiecie jak to jest... Lepiej nie brać niektórych rzeczy za pewnik, bo można się naprawdę mocno zawieść. Czy się ostatecznie zawiodłam? Zdecydowanie nie jest to dobre słowo do określenia moich uczuć względem Shumatsu Nani (które właśnie w ten sposób będę w tej recenzji skracać, bo SukaSuka kompletnie mi nie pasuje, a całego tytułu pisać mi się nie chce), aczkolwiek napisać, że jestem w pełni usatysfakcjonowana, również nie byłoby stwierdzeniem prawdziwym...


W świecie, który wykształcił się po tych 500 latach, od kiedy ludzie stali się gatunkiem wymarłym, spotkanie kogoś kto nie ma ani ogona, ani łusek, ani uszu, ani skrzydeł, ani ogólnie jakiejś zwierzęco-podobnej postaci jest zjawiskiem nie tylko niecodziennym, ale i nie do końca pochwalanym. Widzimy to już w pierwszej scenie, kiedy niebieskowłosa dziewczyna zostaje uratowana przez pewnego mężczyznę przed upadkiem z wysokości, przy czym kapelusz ukrywający jej "normalność" spada jej z głowy i wywołuje konsternację u ludzi wokół. Ponadto okazuje się, że i jej obrońca nie wykazuje żadnych cech zwierzęcych tudzież fantastycznych, więc dwójka zmuszona jest ukryć się przed oczami niezadowolonych gapiów. Podczas gdy zdziwienie jest jak najbardziej zrozumiałe, w końcu ostatni ludzie wyginęli 5 stuleci temu, tak bardziej zaskakująca jest ta wszechobecna nienawiść względem nich. Odpowiedz, jak pewnie się domyślacie, leży w historii tego anime. Historii, która muszę przyznać, została ciekawie złożona i zaskakuje dobrym przemyśleniem ogółu, szczegółami i pomysłem na siebie. Sytuacja, którą wyżej Wam opisałam, jest pierwszym spotkaniem dwójki głównych bohaterów - Willema Kmetsch i Ctholly. Willem, jak wiecie z opisu fabuły, jest ostatnim człowiekiem na ziemi. Za pewne zastanawia Was jak to się stało, że przeżył on te 500 lat, a nawet wygląda lepiej niż przyzwoicie? Otóż ja osobiście o tym totalnie zapomniałam, więc wyjątkowo interesującym dla mnie było dowiedzenie się o tym w trakcie oglądania, aczkolwiek oficjalny zarys fabularny od razu zdradzał nam, że przebywał on w lodowej śpiączce. Dlaczego i jak się z niej obudził co prawda widz musi się już sam dowiedzieć, ale jasnym jest, że stało się to podczas jego ostatniej walki 500 lat temu. Wtedy też stracił swoją drogą rodzinę (za pewne nie tylko mnie bardzo zaskakiwał fakt nazywania ko "tatą", kiedy sam wyglądał na kilkanaście lat, ale nietrudno domyśleć się, czemu miało to służyć). Ctholly natomiast przychodzi nam poznać nieco później, kiedy Willem rozpoczyna swoją pracę jako opiekun magazynu z bronią. Jest ona wróżką, Leprechaunem, czyli jedyną możliwością na pokonanie znajdujących się na powierzchni Bestii i oczywiście wyraz "broń" odnosi się właśnie do niej i reszty dzieciaków zamieszkujących tamto miejsce. Żyją tylko po to, by oddać to życie w walce. Dzieci, które jeszcze nawet nie zasmakowały życia, nie czują strachu przed śmiercią i akceptują swój los, takim jakim jest. Te same dzieci śmieją się każdego dnia, bawią w zbijanego na podwórku i cieszą z pysznego posiłku przygotowanego im przez opiekunów. Z drugiej strony mamy Ctholly, dla której spotkanie Willema było momentem przełomowym. Poznawszy go, zaczęła poważnie martwić się śmiercią, nie chciała odchodzić, bo w jej sercu zagościło nowe uczucie. W Willemie natomiast wszystko to zaczęło budzić wspomnienia...


Historia przedstawiona nam w Shuumatsu Nani jest naprawdę smutna, a poznanie wszystkich jej aspektów tym bardziej to podkreśla. Może nie jest ona najbardziej nieprzewidywalna, bo nie trudno przewidzieć niektóre sytuacje czy zachowania zwłaszcza, że bohaterowie nie są wyjątkowo oryginalni pod względem charakterów, ale sposób w jaki połączono naprawdę dobrze zbudowany świat fantastyczny z ludzkimi i jak najbardziej normalnymi kwestiami, zasługuje na uznanie. Nie jest to historia płytka albo zamknięta w słoiku wymyślonego świata i myślę, że to jest właśnie największy plus tego tytułu. Największym minusem natomiast, który właśnie przekreślił możliwość mojego pełnego zadowolenia tym anime, jest jego wątek romantyczny. Tak, dokładnie. Wbrew mojej wielkiej miłości do tego gatunku, mam żal do twórców, że nie był on nieco bardziej subtelny, a zamiast tego momentami podchodził pod naciągany. Zakończenie, swoją drogą naprawdę wzruszające i ciekawe, trochę uratowało całą tą sytuację, całkowicie ją dla nas wyjaśniając, aczkolwiek w toku całego oglądania bardzo gryzła mi się ta relacja rodzicielska z kwestią miłości między głównymi bohaterami, wprawiając mnie przy tym w niemałe zakłopotanie. Wplecenie romansu w fabułę było jak najbardziej przydatne, ale podupadło niestety na wykonaniu. Granie pod publiczkę, które jak mniemam miało przyciągnąć fanów, odniosło w moim przypadku odwrotny efekt, pozostawiając po sobie jedynie niesmak. 

Na koniec spójrzmy na kwestie techniczne. Grafika jest bardzo poprawna. Ani nie zachwyca, ani nie razi w oczy, niczym specjalnym się nie wyróżnia - szczerze mówiąc nie widzę innych słów na jej opisanie, bo nawet nie pamiętam żadnej sytuacji, która pozwoliłaby mi myśleć inaczej. Nieco więcej mogłabym napisać o soundtracku, który od pierwszego odcinka zachwycił mnie naprawdę ślicznymi insert songami. Mogą one brzmieć nieco kiczowato, zwłaszcza w jednej z pierwszych scen, w którym Willem i Clothy spacerują sobie po mieście, ale z drugiej strony nadawały im pewnej magii i to zdecydowanie do mnie przemówiło :) Reszta OSTu przechodziła swoje wzloty i upadki, że tak to ujmę. Szło wręcz o nim zapomnieć, ale bywały takie momenty, w których w piękny sposób o sobie przypominały, podobnie do insert songów. Opening i ending nie pozostały mi w pamięci na dłużej, choć oba kawałki były przyjemne i miło się ich słuchało. Pierwszy to "DEAREST DROP" (Azusa Tadokoro), drugi "From" (TRUE). Większą fanką jestem zdecydowanie piosenki końcowej, a TRUE rzadko kiedy mnie zawodzi, ale jeśli mam być szczera - wypadają one blado w porównaniu z resztą utworów.


~Podsumowanie~
Nie był to co prawda największy wyciskacz łez, który kiedykolwiek oglądałam i całkiem nieźle trzymałam się do tego "feralnego" zakończenia, ale i tak jestem pod wielkim wrażeniem jego historii, bo była nie tylko emocjonalna, ale także ciekawa i wielopłaszczyznowa. Szkoda romansu, bo jakby nie patrzeć miał on dużą rolę w fabule, a nie pozostawił po sobie najlepszego wrażenia, skutecznie obniżając ocenę tego tytułu w moich oczach.  Czy polecam? Niewątpliwie przykuł on moją uwagę i cieszę się, że utrzymał ją do samego końca. Myślę, że warto dać mu szansę, ale czy nazwałabym go pozycją obowiązkową? Jakoś ostatnio wydaje mi się, że są to zbyt duże słowa dla większości wiosennych produkcji... Tak czy inaczej zachęcam do zerknięcia na ten tytuł. Według mnie i tak jest jednym z tych najciekawszych, niezależnych tytułów Wiosny 2017. 

Fabuła: 4/5
Bohaterowie: 2,5/5
Grafika: 3/5
Muzyka: 4/5
Ocena ogólna: 4/5

Ocena końcowa: 7/10
A Wy co sądzicie o Shuumatsu Nani Shitemasu ka? Isogashii desu ka? Sukutte Moratte Ii desu ka??



Pozdrawiam
Kusonoki Akane

3 komentarze:

  1. Właśnie skończyłam całość i, cóż, zgadzam się w zupełności co do tego romansu. Początek anime naprawdę mi się podobał, z Willemem jako opiekunem całej rozbrykanej gromadki dziewczynek. Ale nieee, to by było za piękne, trzeba było dopisać mu wątek romantyczny z jedną z podopiecznych ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie? Według mnie Ctholly mogła zostać zakochana, bo wtedy podkreślało to tragizm całej sytuacji, ale Willema na siłę próbowali w to wciągnąć, a z daleka było widać, że to tak nie do końca pasuje :( Niby zakończenie coś tam udobruchało, ale ogólnie rzecz biorąc zbyt naciągane i niesmak pozostał.

      Usuń
  2. Słyszałam o tym anime, ale przeraziłam się tą armię małych dziewczynek xd. Ale że lubię się dołować smutnymi seriami, to może jednak obejrzę :D.

    OdpowiedzUsuń