2017-07-09

Krótki Update przed...

Hej, cześć i czołem!
Zróbmy sobie taką małą, wpół anonimową ankietę, co Wy na to? ;) Poprosiłabym Was o wpisanie w komentarzu odpowiedzi (1,2,3,4) na naprawdę proste pytanie: Od czego zaczęliście swoją swoją przygodę z anime? Patrząc na te już bardziej świadome wybory, kiedy pojęcie to było Wam dobrze znane i to z Waszej inicjatywy sięgnęliście po jakiś tytuł, ciekawi mnie czy była to (1) seria starsza, taka np. z lat =/- 70-, 80- czy 90-tych? Z rekomendacji kolegi/koleżanki czy innego możliwego źródła postanowiliście sprawdzić swoich sił z pomocą naprawdę topowego, popularnego anime (2)? A może czysta ciekawość zaprowadziła Was w środowisko tych mniej znanych, ale wciąż całkiem nowych produkcji (3)? Inne opcje (4)? Nie będę ukrywać, że dzisiaj najbardziej interesuje mnie ilość odpowiedzi z drugim numerkiem ;) Nie musicie podawać tytułu, jeśli nie chcecie, ani rozdrabniać się na najmniejsze szczegóły (choć chętnie o nich poczytam ;)). W moim przypadku wierzę (wliczając w to moją naprawdę beznadziejną pamięć), że za swój pierwszy świadomy krok w stronę tego świata mogę uznać kontynuowanie Naruto, a później Naruto Shippuudena, które niegdyś pojawiało się na Jetixie czy innym Iksie. Wychodząc poza ten jeden tasiemiec, którego swoją drogą nadal nie skończyłam utknąwszy na fillerach bliżej finału, albo poszłam w stronę Clannadu, albo zaangażowałam się w innego tasiemca - Fairy Tail, jak na ironię również nie skończone (muszę się za to w końcu zabrać). Myślę, że spokojnie można mnie dopisać do drugiej z podanych przeze mnie opcji. Później między tytułami poruszałam się raczej w ciemno, ale poznałam dzięki temu pewien procent tych popularnych produkcji np. Another, Toradora, Kaichou wa Maid-sama, Death Note, Sword Art Online, Angel Beats!... Z czasem jednak doszłam do momentu, w którym ciężko było mi zawiesić oko na czymś konkretnym (stąd też mimo wszystko wciąż ogromne, dla niektórych pewnie niezrozumiałe braki), pamiętam też, że od oglądania zrobiłam sobie całkiem sporą przerwę (pokrywającą się z pierwszym zawieszeniem bloga). Po powrocie zajęłam się sezonami, a one już same w sobie potrafią zająć sporo czasu, choć i wśród nich znalazły się anime, które w przeciągu tych zaledwie paru lat, uznane zostały za naprawdę popularne. Tokyo Ghoul, Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu, One Punch Man, Shigatsu wa Kimi no Uso, Kiseijuu: Sei no Kakuritsu, Boku dake ga Inai Machi... Mogę powiedzieć, że przynajmniej większość topek od Lata 2014 mam za sobą i nawet z malejącym poziomem ostatnich nowości, sytuacja ta nie powinna się w najbliższym czasie zmienić. Za sobą jednak zostawiłam NAPRAWDĘ, naprawdę znane anime, które kurcze no... wypadałoby chociaż sprawdzić no nie? Przekonać się, czy wszechobecny hype jest adekwatny do jakości, a z tym to czasami bywa różnie. Dlatego po tym jakże długim wstępie, chciałabym zaprosić Was na nową, zapowiadaną serię recenzji, która dotyczyć właśnie będzie tych moich dziur, brakujących puzzli tej wielkiej układanki XXI wieku ;) Prawdopodobnie między wierszami można by ją nazwać moim osobistym festiwalem wstydu (podobnie zresztą do tych starszych, kultowych bajek), gdzie chyba nawet większość z Was, a już na pewno większość młodszych widzów będzie się zastanawiać "jak można było nie widzieć [wstaw tytuł anime]?!". A no, można było, dlatego czas nadrobić ;) 

Jaki obrałam sobie system działania, bo jak to ja, jakiś system być musi. Otóż w pierwszej kolejności załatwiam to, co najbardziej kojarzę i w większości też zawsze chciałam sprawdzić (więc trochę pokrywać się to będzie z must-watch listą). Podpierając się swoją pamięcią, ale i topową listą z MALa, bo mimo wszystko pamięć to ja mam tylko do dat, materiału starczy na co najmniej kilka dobrych dziesiątek. Czy rozbiję to tak jak klasyki? Nie wiem. Jest duże prawdopodobieństwo, że częściej będę uciekać do tych +/- sprawdzonych tytułów, kiedy nowe sezony wcale nie zachwycają, ale nadal pamiętam, że reszta klasyków i Ghibli czekają na swoją kolej, także don't worry ;) Póki co celem jest pierwsza dziesiątka. Jeśli nie lubicie mieć niespodzianek i chce się Wam prowadzić mini dochodzenie, możecie spojrzeć na moją listę obejrzanych serii i listę popularnych tytułów na MALu żeby wiedzieć, czego się dokładnie spodziewać. Raczej nie chcę się ograniczać ustaloną przez nich kolejnością, więc jeśli najdzie mnie ochota na coś innego, to też się na blogu w odpowiednim czasie pojawi. Pierwsza recenzja pojawi się... Myślę, że nawet w tym tygodniu. Obecnie jestem na etapie kończenia pierwszego, ale też całkiem długiego tytułu (hinty, hinty, hinty), więc jeśli nie ogarnę się z czymś krótkim w międzyczasie, jeszcze kolejny tydzień może mi to zabrać. Poza tym oczywiście nie zapominajcie, że nadal trwa wiosenne podsumowanie, więc na pewno blog nie pozostanie pusty do tego czasu ;) 

Post ten miał na celu przede wszystkim skrócenie wstępu przy pierwszej recenzji nowej serii, więc chęć napisania o czymkolwiek to tylko połowa motywacji ;) Tak czy inaczej ode mnie to już wszystko na dzisiaj, mam nadzieję, że nie zanudziłam, odpowiecie na pytanko z początku wpisu i przede wszystkim, będziecie oczekiwać kolejnych recenzji tak bardzo, albo przynajmniej porównywalnie do mnie, bo ja już naprawdę nie mogę się doczekać! Niech moc będzie z Wami! 


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

22 komentarze:

  1. Możliwe, że nie byłabym teraz tu, gdzie obecnie, gdyby nie filmweb. Banalne, wręcz głupie, ale taka jest prawda. xD
    Bo tak się składa, że anime zaczęłam oglądać, ponieważ już zaczęły mnie wkurzać ciągłe propozycje anime do obejrzenia od filmwebu. To uznałam, że dla świętego spokoju coś obejrzę. Padło na Kaichou wa Maid-sama i co prawda z początku skończyłam na pierwszym odcinku, ale potem nie miałam co robić gdy byłam chora, więc doszłam do wniosku, że nie zaszkodzi obejrzeć dalej. I... jakoś tak poszło. Też mam trochę zaległości w kiedyś popularnych seriach, więc może akurat skorzystam z tej Twojej nowej serii recenzji. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to się mówi, każdy powód jest dobry ;) Akurat mi Kaichou wa Maid-sama poleciła koleżanka, a sam tytuł przez bardzo długi czas był w topce na shindenie, jeszcze za czasów starego shindena oczywiście. Naprawdę polubiłam tę serię za pierwszym razem, jakiś czas później oglądałam ją drugi raz na potrzeby recenzji i czar niestety prysł... Tak czy inaczej będzie mi bardzo miło, jeśli te recenzje również Tobie się do czegoś przydadzą ;)

      Usuń
  2. 2!
    Kolega polecił mi Mirai Nikki. XDDDD
    (Chociaż czy to jest jakieś topowe anime? Raczej znane...)
    I było to w sumie moje pierwsze świadome anime, które swoją drogą nie było złe, bo dzięki temu tytułowi wciągnęłam się w anime w ogóle. Miałam mangę nawet kupić, ale jakoś nie wyszło, kasy brak.
    Później oglądałam napraaaawdę wiele różnych rzeczy; gust mi się kształtował i podobały mi się nawet miernoty, ale jakoś parę lat temu doszłam do etapu, w którym większość anime porzucam po pierwszym odcinku. :/
    ...jestem pod wrażeniem, kiedy patrzę na tytuły Twoich recenzji i masz tam cztery cyferki... Ale jak patrzę na Twoją produktywność, to to faktycznie może się udać. Powodzenia! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mirai Nikki z całą pewnością jest znanym, a więc i topowym anime, jeśli mówimy tutaj o topce tych najpopularniejszych, bo czy najlepszych nie mi jeszcze oceniać ;) Serię mam w planach i to też właśnie w pierwszej kolejności, bo kiedyś wielokrotnie się na nie natykałam ^ ^
      Jak nie liczyć 0 na początku, to powyżej setki wcale nie jest jakimś super mega hiper wybitnym wynikiem :) Każda kolejna setka to dla mnie mały sukces, więc nie będę ukrywać, że jakbym doszła do tych faktycznych 4 cyferek, to dopiero byłby dla mnie wyczyn! No ale zanim to, jeszcze trochę recek do napisania mi zostało... Biorąc pod uwagę, że w roboczych mam jeszcze 3 wpisy do opublikowania z wiosny, to czysto matematycznie do 1000 zostało mi 746 postów :o O kurczę! XD

      Usuń
  3. Oj, to, jak się wciągnęłam w mangoanimce, to jest temat na całą notkę i dość skomplikowany xD, dość powiedzieć, że w zależności od tego, jak patrzeć i rozumieć "przygodę z anime" czy "świadomy wybór", pasowałabym do wszystkich czterech opcji xDD Ale tak ograniczając się do dwójeczki - pierwszym anime, któremu postanowiłam dać szansę, bo znane i ludzie polecają, była stara wersja Fullmetal Alchemist (tak się przypadkiem ładnie składa, tak, patrzyłam na Twojego MAL-a ^^), co prawda już wtedy słyszałam, że Brotherhood o niebo lepszy i jest to całkowita racja, ale tamten animiec nieźle mnie wciągnął i na dobre zachęcił do innych tytułów. I totalnie mnie kupił jednym wątkiem romantycznym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MAL prawdę Ci powie ;)
      Chętnie poczytam o tej skomplikowanej przygodzie, jeśli zechcesz ją opisać u siebie ;)

      Usuń
  4. Mi po prostu pasowały te animacje. W tamtych czasach były gazetki z Czarodziejki z księżyca i kącik korespodencki, gdzie można było zawrzeć listowne znajomości z innymi fanami. A jak już się takie znajomości zawierało, to dosyć szybko dostawało się cynk, że istnieje manga i anime i że w czasopiśmie o grach komputerowych "Secret Service" jest nawet o nich kącik. I tak jakoś się to zaczynało kręcić...

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie się zaczęło również z polecenia. Najpierw było Tokyo Mew Mew, pozniej Chobits, Paradise Kiss i wciagnelam sie na dobre. Pierwszym swiadomym wyborem byla Nana i Death Note, które uwielbiam po dzis dzień, w szczególności to pierwsze :3

    Nie mogę się doczekac nowej serii! Ja nie uwazam, ze jest sie czego wstydzic, jezeli nie zna sie danego anime - ja prawie zawsze omijam klasyki, a sięgam po bie tylko wtedy, gdy najdzie mnie na nie ochota. W ogóle mam tendencję do unikania tego, na co jest hype i zabieram się za te tytuły jak szał już opadnie ^^'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak swoją drogą, to chętnie obczaje Twojego mala, więc możesz rzucić linkiem :DD

      Usuń
    2. Ja kiedyś miałam tak, że niektóre serie, które teraz mam w planach, zaczynałam i po dosłownie kilku minutach pierwszego odcinka wyłączałam, bo stwierdzałam, że to nie to na tę chwilę. Na hype nie patrzę, zwłaszcza teraz, kiedy przecież nowości oglądam na bieżąco, ale często czuję ogromną satysfakcję, kiedy coś wychwalanego przez innych dla mnie wcale takim nie jest i będę mogła to później opisać (/zjechać nawet), hue hue ;) Ja zła i niedobra!

      Na górze strony są takie ikonki - tak na przyszłość ;) https://myanimelist.net/profile/KusonokiAkane
      Bardziej proste być nie może, ale jakoś nigdy nie chciało mi się go jakoś odpicowywać ;p

      Usuń
    3. Jestem taka ślepa - nigdy nawet tych ikonek nie widziałam ^^' Ale dziękuję za wskazówkę! <3333 Czy dane na malu nadal są aktualne? Bo pierwsze widzę, żeby ktoś kogo znam tak bardzo lubił "Bokura ga Ita" xD

      Usuń
  6. HA!
    Jako ze nie mogę odpalić tego bloga w biurze (blokada wyskakuje) to odpowiem jeszcze w domu.
    1. Akurat chyba w okolicach 1996 czy 1997 jako tako zaczelem ogladac, glownie to co lecialo w Polskiej TV oraz na Wloskim Italia Uno i Niemieckim RTL2. wiec albo "obecne" serie z lat 90tych albo serie sprzed kilku lat czyli te z lat 80tych. A kilka lat pozniej zaczelem zbierac Kawaii ;____;
    I tak drogie dzieci dziadek Ranalcus stoczyl sie do poziomu mangozjeba (ktory ukrywa swoj Power Level)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawiera treści nieodpowiednie dla pracowników XD

      Chciałabym przenieść się te 20 lat wstecz i zobaczyć jak to było, bo jak jakieś pewnie n-te powtórki DB leciały w TV to ja się ze smoczkiem rozstawałam, a potem już tylko Naruto, Shaman King i rewolucja Super Niani :(

      Usuń
  7. Przede wszystkim program telewizyjny Hyper wprowadził mnie (i moich najbliższych znajomych) w świat anime. Serie takie jak Chobits, GTO, Death Note (obejrzany za każdym razem), FMP albo FMA. Poza tym wspomniany Jetix czy Fox Kids (Shin-chan <3).

    Pamiętam, że będąc w 4 klasie podstawówki zaczął się hype na Naruto, które dzielnie śledziłam ze swoim starszym bratem. W niedługim czasie okazało się, że dwoje kolegów z mojej klasy także to ogląda, stąd zaczęła się pierwsza wymiana zdań na ogólny temat anime. Do końca podstawówki oglądałam raczej randomowe serie, znalezione gdzieś na streamach, albo to, co akurat było w tv (Polonia i jej Bia, Tsubassa albo słynny Yattaman, którego oglądałam za dzieciaka, ale przy ponownym oglądaniu już wiedziałam, że to anime!). Natomiast od samego początku gimnazjum wraz z moimi znajomymi założyliśmy pierwszego bloga, który do tej pory istnieje w otchłaniach onetu i aż strach tam zaglądać (recenzje 13latków :D :D :D). To napędzało nas do poznawania coraz większej ilości tytułów, obejrzenia i od razu napisania recenzji. Każda przerwa w szkole, każde wspólne spotkanie kończyło się na opowiadaniu, streszczaniu (czasem spojlerowaniu) poszczególnych serii.

    Co ciekawe, każde z nas miało zupełnie inne preferencje:
    - koleżanka wolała fantasy, cyberpunk i ogólnie tematykę science-fiction (kochała się w Lain i Ghost in the Shell), a kolega wolał komedie, wszystko, co miało w sobie magical girls i… romanse! Zawsze jako pierwszy z nas sięgał po najbardziej absurdalne anime i to on najczęściej podrzucał nam jakieś tytuły (Da Capo, Elfen Lied czy Love Shuffle). Natomiast ja jako nastolatka uwielbiałam dramaty i romanse. Faszerowałam się typowymi shojówkami (niektórych się wstydzę ^^) jak Vampire Knight (ważna dla mnie serio, bo dzięki niej zawarłam pierwsze znajomości internetowe), Yamato Nadeshiko, La Corda D’oro, ale przede wszystkim produkcje KyoAni. W zasadzie to studio było naszą wspólną nicią porozumienia. Akurat wtedy swoją premierę miał Clannad. Nie mogliśmy zebrać szczęk z podłogi – seria zupełnie inna niż dotychczas, które oglądaliśmy. Inna kreska, inna grafika, wszystko inne. Jakieś ładniejsze, spójniejsze – słowem GENIALNE! Co prawda mnie potem przeszło (nie przepadam za ich nowszymi produkcjami), ale z tego co wiem, znajomi wciąż je uwielbiają.

    Aktualnie mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że wolę wybierać serie z początku lat dwutysięcznych (lub starszych). Mają one w sobie coś takiego, że za każdym razem odczuwam nieskrywaną przyjemność, podszytą zapewne sentymentem. Całkiem niedawno obejrzałam sobie anime, których nie udało mi się widzieć w czasach szkolnych (m.in. Fruits Basket, Hana yori dango, Black Lagoon i w końcu [w końcu!] Seirei no Moribito). Nie mam wyspecyfikowanego gustu w tym obszarze, rekomendacje innych niezbyt często są czynnikiem decydującym, abym obejrzała daną serię. Przyznaję też, że najczęściej rzucam anime przy kilku pierwszych odcinkach. Musi mnie czymś kupić ^^. Nie pogardzę (prawie) żadnym gatunkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba mnie poniosło z komentarzem... miało być krótko o.O'

      Usuń
    2. Ja tam lubię Vampire Knight, ale zdecydowanie w wersji mangowej - mam nawet całą u siebie na półce ;) Poza tym jak najbardziej zgadzam się, a tym przynajmniej zaczyna to do mnie coraz bardziej dochodzić, ze anime sprzed kilkunastu lat i później, miały w sobie to coś. Dzisiejszym seriom brakuje polotu, powiewu świeżości, umiejętności bezgranicznego kupienia widza już od pierwszych epizodów. Często są zbyt głupie by dało się je oglądać na trzeźwo, albo zbyt przekombinowane :( Coś czuję, że po dobrej dawce tych starszych anime nie będę chciała wracać do sezonów, ba! Już tak mam. Poziom zauważalnie niższy.

      Nie szkodzi ;) Dla mnie to i tak wielka przyjemność ^ ^

      Usuń
  8. Ja opisywałam swoje początki podczas ubiegłorocznych 12 dni z anime :) Ale w skrócie będzie tak: najpierw Naruto - oglądała go moja współlokatorka i tak się jakoś dosiadłam i wsiąknęłam. Potem InuYasha (bo urzekł mnie ending na yt) - porzuciłam po kilku odcinkach, ale ostatecznie wróciłam do serii i dziś bardzo ją lubię (ten sentyment!). No i Full Metal Panic oglądane jakoś w tym samym czasie co InuYasha (a sięgnęłam po nie, bo przeczytałam kiedyś opis w telemagazynie). Po filmy Ghibli też sięgnęłam w tym czasie i to z polecenia koleżanki. A później serie i inne inszości to już grzebanie w netach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serie z sentymentem są najlepsze! Może to być najgorsze gówno za przeproszeniem, ale i tak się je uwielbia <3 !!

      Usuń
  9. Jako dzieciak jak większość znanych mi osób oglądałam bajki-anime, które leciało w polskiej telewizji. Do dzisiaj pamiętam jak z niecierpliwością wyczekiwałam na nowe odcinki "Salior Moon", "Naruto", "Digimonów" itp. Głównym czynikem przez, który "Przeszłam na ciemną stronę mocy" były zamówione prze zemnie książki, które okazały się być mangami. Był to tytuł "Oh! My Goddess". Do którego mam duży sentyment i bardzo go lubię. Później tak tak ty chciałam powtórzyć sobie i zobaczyć do końca "Naruto". Jak duże było moje zdziwienie gdy okazało się wtedy, że seria wcale się nie skończyła i nadal jest kontynuowana. xD
    Osobiście z tych bardziej kultowych serii, które każdy powinien znać i kojarzyć mogę Ci polecić "InuYashe", "Maison Ikkoku" a także serię wciąż kontynuowaną "Detective Conan". Gorąco Pozdrawiam Fejwsi. :D

    OdpowiedzUsuń
  10. (2) ^-^.
    Kiedy byłam w pierwszej albo drugiej klasie gimnazjum chłopcom z klasy odbiło na punkcie Bleacha. Non stop o nim mówili, aż w końcu zaciekawiona obejrzałam w domu. Potem jeszcze tylko zobaczyłam polecone przez nich Death Note'a i Mirai Nikki, i popłynęłam... I taki otaku ze mnie wyrósł :D.

    OdpowiedzUsuń