2017-04-16

0134. Masamune-kun no Revenge, czyli zimowego podsumowania cz.III

Masamune-kun no Revenge

Data premiery: 05.01.17
Czas trwania: 12 x ok. 24 min
Gatunek: Komedia, Romans, Szkolne, Shounen, Harem
Studio: Silver Link.
Bazuje na: Manga

~Opis fabuły~
Będąc brutalnie odrzuconym przez swoją pierwszą, młodzieńczą miłość, Makabe Masamune postanawia zmienić swój wygląd i zemścić się na Adagaki Aki za wyśmianie go z powodu tuszy. Przeszedłszy całkowitą metamorfozę z pulchnego chłopczyka do szczupłego i wysportowanego przystojniaka, Masamune przenosi się do tego samego liceum i od razu wciela w życie swój plan - rozkochanie w sobie Aki, prawdziwej pogromczyni wszelkich zalotników, po czym złamanie jej serca. Ale... czy jej bliższe poznanie nie przekreśli jego zamiarów?


~Recenzja~
Istnieje jedna taka rzecz, którą robię przed rozpoczęciem każdej recenzji. Dzięki postom z zapowiedziami, które piszę dla Was już od kilku sezonów, i zawartym w nim słowom komentarza odnośnie wówczas zbliżających się produkcji, jestem w stanie sprawdzić jak bardzo trafne bądź mylne było moje pierwsze wrażenie. W przypadku Masamune-kun no Revenge mogę sobie spokojnie pogratulować, gdyż tak dokładnie odnieść się do własnych słów sprzed dwunastu tygodni oglądania, chyba jeszcze nigdy nie miałam okazji. Grunt to znać samego siebie, prawda? ;) Tak jak pisałam, nie mogłam przejść obojętnie obok szkolnego romansu, więc seria faktycznie zawitała na moim ekranie pomimo nikłych nadziei na zaskoczenie mnie cudowną fabułą. Oczywiście moje przypuszczenia się jak najbardziej sprawdziły, bo choć w tym sezonie wybierałam tylko te najciekawsze dla mnie pozycje, ta, spośród 6 oglądanych na bieżąco, była najsłabsza - nie ma co ukrywać...


Prawdopodobnie gdyby nie moja wielka sympatia to tego typu serii, Masamune-kun no Revenge skończyłoby w jednym worku razem z resztą odrzuconych przeze mnie tytułów. Szczerze mówiąc powiedziałabym nawet, że jest ona mocno przeciętna w swoim gatunku i chyba jedynie tacy widzowie jak ja, mogliby czerpać z jej oglądania jakąś rozrywkę. Bo czy istnieją jakieś konkretne argumenty za nią przemawiające? Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że nie. Mamy tutaj historię wyrwaną wręcz z jakiegoś amerykańskiego romansidła dla nastolatek. Odrzucony przez dziewczynę pulchny chłopaczek w odwecie planuje zemstę, polegającą na trzech krokach: schudnąć (wyprzystojnieć), rozkochać i porzucić. Brzmi prosto, oczywiście gdyby sam wygląd miał tutaj jakiekolwiek znaczenie, na Masamune czeka jednak bardzo trudna i wyczerpująca bitwa. Jego ofiarą jest niejaka Adagaki Aki - dumna dziewczyna z bogatego domu, której wielką przyjemność sprawia odprawianie wszystkich adoratorów (a jest ich całkiem sporo) nie tylko z kwitkiem, ale i nowym, nie do końca sympatycznym przezwiskiem. Podobnie zresztą zrobiła z Masamune kilka lat temu - nazwała go "Raciczką", co chłopakowi ewidentnie wryło się w pamięć. Trudny charakter Aki nie jest niestety jedynym problemem, z którym nasz główny bohater musi się zmierzyć. To całe rozkochiwanie idzie mu dość nieudolnie, a odpowiedź na to jest prosta - nasz Masamune po prostu do roli uwodziciela kompletnie nie pasuje. Jego miły, pomocny (typowy), ale też ciapowaty charakter bardzo gryzie się z efektem, jaki chciałby ostatecznie osiągnąć, nie mówiąc już o tym, że zasad flirtu nie można nauczyć się ze studiowania mang shoujo. Szczerze powiem, że momentami bardzo przeszkadzała mi ta jego "podwójna osobowość", kiedy przy Aki wcielał się w podrywacza, a zaraz później miał ogromny problem z poproszeniem o numer telefonu zupełnie innej dziewczyny. Oczywiście, jeśli chodzi o jego osobę, jest to bardzo miły i budujący element, w końcu nie zamienił się w jakiegoś egoistycznego pustaka, a sama seria nawet kieruje się zasadą, że to własnie dobrym sercem, a nie kakkoi gestami, zdobywa się przychylność dziewczyny. Problem w tym, że kiedy dochodziło do rozwoju fabuły, nawet ciekawy plot twist w postaci dołączenia niespodziewanej pomocy do sił Masamune, niewiele tutaj zdziałał i ostatecznie te 12 odcinków nie wystarczyło, by doprowadzić fabułę do końca.


Akcja troszeczkę przyspiesza kiedy na scenę wkracza klon Asuny z SAO, eghm... piękna i tajemnicza Fujinomiya Neko oraz już pod sam koniec serii "stary" Masamune, którego nadejście nawet nie było niespodzianką, gdyż regularnie pojawiał się on w openingu. Wątek Neko, wbrew mojej początkowej niechęci do jej osoby, uważam za najlepszy fragment całego Masamune-kun no Revenge a to dlatego, że moim zdaniem był najbardziej sensowny. Miał on swoje wytłumaczenie, całkiem logiczny rozwój, wprowadził też odrobinę zamętu i tajemnicy - w przeciwieństwie do reszty, która jedynie udowadniała jak płytką i nieprzemyślaną historię twórcy nam tutaj zaserwowali. Osobiście mogłabym wywalić z niej masę totalnie niepotrzebnych elementów, dodanych chyba tylko dla zadowolenia pewnych grup widzów czy upodobnienia się do innych produkcji (mama Masamune, Hayami Saori jako Kojuurou, brak bielizny u Neko...). Co gorsza, znalazły się w niej też takie szczegóły, które albo nie doczekały się żadnego lepszego rozwinięcia, albo w ogóle nie miały kompletnego sensu, nie mówiąc już o tym, że ostatni wątek jakby przekreślił podstawę fabularną całego tego tytułu i szczerze już nie wiem, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Nie zaprzeczę, że Masamune-kun no Revenge oglądało się całkiem przyjemnie (+ fakt, iż twórcy kończyli odcinki w naprawdę ciekawych momentach, zachęcał do dalszego oglądania). Warunkiem było jednak to, że nie oczekiwałam od niego niczego więcej (no i ta moja miłość do romansideł...). Kiedy dochodziłam do analizowania fabuły czy chociażby samych bohaterów (których szczerze nie polubiłam jakoś szczególnie, bo nie posiadają w sobie za grosz świeżości, ewentualnie takich cech, które pozwoliłyby obdarzyć je jakąś konkretną sympatią), zaczynałam dostrzegać takie właśnie wyżej opisane szczegóły, które sprawiły, że pożegnałam ten tytuł z opinią bardzo przeciętnego anime, stworzonego najwyraźniej tylko i wyłącznie dla niewymagających fanów gatunku (a propos gatunku - cały czas piszę o szkolnym romansie, ale co z tym haremem? Jest bardzo subtelny. Tak naprawdę prawie w ogóle go nie ma, więc nic dziwnego, że zapomniałam wspomnieć o nim gdzieś wyżej ;)).


O stronie graficznej również nie będę się wiele rozwodzić, gdyż po prostu nie ma o czym. Seria może się pochwalić naprawdę ładnymi i dopracowanymi tłami z użyciem nasyconych, wyrazistych barw, z drugiej jednak strony zdarzało jej się odrobinkę kuleć w kwestiach postaci, które same w sobie nie były też wielce specjalne, oryginalne czy przykuwające uwagę. Ot taka sobie zwyczajna kreska.  W poście z zapowiedziami natomiast pisałam, że od kompozytora soundtracku, Katou Tatsuyi, zdecydowanie spodziewałam się czegoś dobrego. Może nie był to ten sam styl, który mogliśmy usłyszeć np. w takich produkcjach jak Free! czy Sora no Method, a który jest jednym z moich ulubionych, trzeba jednak docenić fakt, iż pan Tatsuya potrafi tworzyć coś odmiennego. Pomimo iż uwielbiam kompozycje od Sawano Hiroyuki'ego, zazwyczaj słyszymy takiego odgrzewanego kotleta, który pomimo swojej świetności, niczym już nie zaskakuje - tutaj tego nie było. Katou Tatsuya dostarczył nam miły dla ucha soundtrack, ładnie i w nieskomplikowany sposób podkreślający nastrój odpowiedniej sceny. Chętnie przesłucham, jak tylko nadarzy się ku temu okazja ;) Tym czasem wybór openingu ("Wagamama MIRROR HEART" - Ayaka Ohashi) i endingu ("Elemental World" - ChouCho) uznałabym za dość standardowy. Przyjemne i urocze, aczkolwiek nie przykuły mojej uwagi na tyle, by o nich pamiętać po zakończeniu seansu.


~Podsumowanie~
Masamune-kun no Revenge jest idealnym przykładem na to, że jak coś się po prostu bardzo lubi, można czerpać z seansu pewne pozytywy nawet jeśli sam tytuł nie prezentuje najwyższego poziomu fabularnego. Oczywiście nie przekłada się to na wszystkie gatunki, zdarzają się też takie sytuacje, że sama sympatia może niewiele zdziałać, aczkolwiek pamiętajcie - czasami naprawdę niewiele trzeba, aby umilić sobie wieczór :) Dla mnie był to tytuł przyjemny, o ile wiele się przy nim nie myślało i nie zastanawiało nad istotnymi kwestiami. Przepadacie za szkolnymi romansami? Nie widzę problemu, żeby sprawdzić Masamune-kun no Revenge.  Mimo wszystko oczekujecie czegoś lepszego? Nie polecam tracić na niego czasu.

Fabuła: 2/5
Bohaterowie: 2/5
Grafika: 3/5
Muzyka: 4/5
Ocena ogólna: 3/5

Ocena końcowa: 5,6/10
A Wy co sądzicie o Masamune-kun no Revenge?


Pozdrawiam
Kusonoki Akane

3 komentarze:

  1. Serię porzuciłam po trzech odcinkach. Myślałam, że obejrzę ją sobie jako taką lekką, niezobowiązującą serię, ale coś nie zaskoczyło (chociaż doceniam niespodziewanego sojusznika Masamune). Raczej tego anime nie dokończę, chyba że kiedyś przyjdzie mi ochota na obejrzenie czegoś, przy czym nie trzeba (a nawet lepiej) za wiele myśleć. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Ciebie rozumiem. Gdybym nie obejrzała tego anime w sezonie, marne szanse by kiedykolwiek dostało ono ode mnie drugą szansę. Z własnego doświadczenia wiem, że ochota na coś niewymagającego myślenia do mnie raczej nie przychodzi ;p

      Usuń
  2. Odpadłam po 6 odcinkach. :/ Oglądając ten tytuł liczyłam na ciekawy romans w lekkich klimatach, niestety tytuł całkowicie mnie zawiódł. Najbardziej nie potrafiłam znieść zachowania głównej bohaterki względem innych osób. :v
    Świetna recenzja! Gorąco Pozdrawiam Fejwsi. :D

    OdpowiedzUsuń